Konsorcjum odpowiedzialne za budowę gazoportu może się rozpaść. W problemach toną PBG i Saipem, dwie główne z czterech firm realizujących kluczową z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju inwestycję.
Nie ma pewności, czy znajdujące się w upadłości PBG przetrwa na placu budowy kolejny miesiąc. W piątek zarząd spółki przyznał, że możliwość kontynuowania przez nią działalności jest zagrożona. Wyniki roczne firmy są druzgocące: 3,7 mld zł straty, spadek przychodów o 50 proc.
Czy budowa wartego 2,1 mld zł terminalu do odbioru gazu skroplonego (LNG) stanie? Polskie LNG, państwowa spółka odpowiedzialna za uruchomienie świnoujskiego terminalu, nie ukrywa obaw. – Sytuacja PBG poważnie nas martwi. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie – zapewnia Maciej Mazur, rzecznik Polskiego LNG.
Zejście PBG z placu budowy nie byłoby problemem, gdyby lider konsorcjum, włoski Saipem, zaproponował nowy scenariusz, który pozwoliłby mu się wywiązać z kontraktu. Tyle że Włosi sami są w tarapatach. Firmą należącą do koncernu ENI targają afery korupcyjne. Do dymisji podał się jej szef Pietro Tali, do tego dochodzą słabe wyniki finansowe. W styczniu fundusze inwestycyjne zaczęły wyprzedawać jej akcje. Notowania spółki na mediolańskiej giełdzie spadły o 39 proc. ENI już głośno mówi o sprzedaży Saipemu.
Polskie LNG przekonuje, że ma plan awaryjny, choć każda ewentualność spowoduje gigantyczne opóźnienia w realizacji projektu. A pierwszy statek z gazem do nowego terminalu ma przypłynąć w II połowie 2014 r.

Statek z LNG nie będzie czekał na koniec budowy gazoportu

Polskie LNG, operator budowanego w Świnoujściu gazoportu, boi się, że znajdująca się w upadłości spółka PBG zejdzie z placu. Jej kondycja jest dramatyczna. Zobowiązania PBG na koniec 2012 r. wyniosły 4,18 mld zł, ale faktyczna wartość zadłużenia może być jeszcze większa. Audytor, spółka Grant Thornton, nie wydał w minionym tygodniu opinii o sprawozdaniu finansowym, bo PBG w raporcie ujęła zobowiązania, które nie zostały potwierdzone przez wierzycieli.

Jeśli PBG wypadnie z konsorcjum budującego terminal LNG, włoski Saipem, lider konsorcjum, przejmie jego zobowiązania. Sytuację zaogniają jednak afera korupcyjna wokół Saipemu i pogłoski o planach sprzedaży spółki przez jej właściciela – ENI. To mogłoby oznaczać całkowity rozkład konsorcjum (wcześniej w wyniku upadłości likwidacyjnej z placu budowy wycofała się już Hydrobudowa, spółka z grupy PBG, na której spoczywał główny ciężar robót). – To byłby scenariusz najgorszy z możliwych. Musielibyśmy rozpisać nowe postępowanie przetargowe, zinwentaryzować to, co już jest na budowie, a nowy podmiot musiałby wypracować technologię dokończenia budowy – wylicza nam jeden z menedżerów PLNG.

Opóźnienia w inwestycji byłyby gigantyczne. Już teraz wykonawcy są spóźnieni z robotą o kilka miesięcy, a obiekt ma być gotowy do 30 czerwca 2014 r. Eksperci nie mają wątpliwości – w sytuacji gdy konsorcjum miałoby zejść z placu, terminów nie da się obronić.

Całą sytuację obserwuje Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Koncern już w połowie 2009 r. zakontraktował w Katarze dostawy 1,5 mld m sześc. skroplonego gazu rocznie. Pierwszy statek z LNG z firmy Qatargas przypłynie do Świnoujścia już w II połowie przyszłego roku. Możliwe, że gazoport nie będzie wtedy jeszcze gotowy. Z naszych informacji wynika, że PGNiG już bada możliwość awaryjnego odbioru LNG za granicą. W grę wchodzą terminale w Rotterdamie, belgijskim Zeebrugge oraz w Norwegii. Problem w tym, że z żadnego z nich nie ma możliwości dostarczenia surowca gazociągiem do Polski.

Te zagraniczne poszukiwania sugerują, że PGNiG bierze pod uwagę możliwość odsprzedania gazu, który przypłynie z Kataru. Odsprzedaż byłaby zaś możliwa tylko, jeśli w kontrakcie z Qatargasem nie byłoby popularnej w tej branży klauzuli zakazującej reeksportu lub też PGNiG przymierzałby się do renegocjacji tego zapisu w umowie. Koncern i resort skarbu zapowiedziały bowiem chęć renegocjowania katarskiego kontraktu, choć z innego powodu. Według Mikołaja Budzanowskiego, ministra skarbu, jest szansa, by powtórzyć sukces negocjacyjny z Gazpromem i przekonać Katarczyków do obniżki ceny. Zdaniem Andrzeja Szczęśniaka, niezależnego analityka rynku, za LNG Katarczykom polski koncern będzie musiał płacić nawet o 20–30 proc. więcej, niż płacił Gazpromowi przed renegocjacją formuły cenowej.

Nawet jeśli PGNiG będzie mógł odsprzedać gaz z Kataru, może mieć problem z zarobkiem na tej transakcji. Istnieje więc ryzyko, że polski koncern będzie jedną z ofiar problemów z gazoportem. Ewentualne opóźnienia w budowie świnoujskiego terminalu to zła wiadomość także dla Orlenu, firm chemicznych i energetycznych. Żadna z nich jednak dotąd nie zawarła kontraktu na dostawy LNG, jednak liczyły one, że w miarę szybko uzyskają dostęp do alternatywnego w stosunku do PGNiG źródła zaopatrzenia w gaz.