Rosnąca w Europie rola węgla szczególnie martwi Norwegię, drugiego co do wielkości dostawcę gazu ziemnego na europejski rynek. Norweski koncern Statoil oświadczył, że w Unia Europejska nie ma strategii co do miejsca gazu w jej bilansie energetycznym. Mało kto przejmuje się istnieniem twardych zapisów o redukcji emisji dwutlenku węgla, więc zużycie węgla w Europie zamiast spadać, rośnie.
– Sprawia to, że producenci gazu nie są w stanie oszacować przyszłego zapotrzebowania na surowiec, co stawia pod znakiem zapytania gazowe inwestycje w Europie – oświadczył w wywiadzie dla dziennika „Financial Times” Rune Bjornson, wiceszef Statoilu. Z tego powodu niepewne są inwestycje Norwegów w wydobycie na Morzu Północnym i Azerbejdżanie. – Jesteśmy w stanie zapewnić bezpieczne dostawy gazu do Europy, lecz potrzebujemy, by europejskie władze skończyły z niepewnością – dodaje.
Dostawcy gazu obawiają się, że pogrążona w kryzysie Europa na dobre porzuci go na rzecz tańszego węgla. Sprawia to, że europejskie koncerny energetyczne, które odbierają dwie trzecie dostaw błękitnego paliwa, rezygnują dziś z budowy elektrowni gazowych i zwiększają udział węgla w swoim bilansie energetycznym. Niemiecki E.ON rozważa wstrzymanie działalności kilku elektrowni gazowych, a jednocześnie przymierza się do budowy siłowni napędzanych węglem. Trzy elektrownie w północno-zachodniej Europie o łącznej mocy 1600 MW zamknie też francuski GDF Suez. Wreszcie brytyjska Centrica zapowiedziała, że w ciągu najbliższych czterech lat nie zbuduje w Wielkiej Brytanii ani jednej nowej elektrowni napędzanej gazem.
Nic dziwnego, skoro jak wyliczył Bloomberg, producenci prądu w Niemczech tracą 11,70 euro na każdym megawacie prądu wytworzonego za pomocą gazu. W przypadku węgla każdy MW przynosi 14,22 euro zysku. Podobnie dzieje się w Belgii i Holandii. Przewagę węgla wzmacniają też wyjątkowo tanie prawa do emisji CO2 (ETS). Dziś za prawo do emisji tony dwutlenku węgla nabywca musi zapłacić 6–7 euro, trzykrotnie mniej, niż pierwotnie zakładano. Jak wylicza Reuters, gaz mógłby wrócić do łaski konsumentów, gdyby cena praw do emisji wzrosła do 35 euro za tonę.
W efekcie po raz pierwszy od pięciu lat węgiel stał się paliwem numer jeden w produkcji prądu w Wielkiej Brytanii. W ubiegłym roku aż 42,8 proc. brytyjskiej energii elektrycznej wyprodukowano z tego surowca (30-proc. wzrost w porównaniu z 2011 r.). Taki sam wzrost udziału węgla w swoim bilansie energetycznym zanotowała też Portugalia, gdzie odpowiada on za 24 proc. wytworzonego prądu, a udział gazu ziemnego spadł od razu o 45 proc. Zużycie węgla wzrosło też w Niemczech, np. RWE zwiększył w ubiegłym roku udział elektryczności, jaką produkuje ze spalania węgla, z 66 do 72 proc. To nie koniec.
Według amerykańskiego World Resources Institute na pozwolenie na budowę czeka kolejnych 69 elektrowni węglowych w Europie.
Renesans węgla na europejskim rynku nie byłby możliwy, gdyby nie rewolucja łupkowa w USA. Nadmiar gazu na amerykańskim rynku sprawił, że stał on się bardziej opłacalny przy produkcji prądu niż węgiel. W efekcie przeznaczony na rynek krajowy węgiel Amerykanie wysyłają za granicę. W ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2012 r. amerykański eksport tego paliwa do Europy wzrósł o 26 proc. w porównaniu z 2011 r.
Problemy z powodu rosnącej roli gazu będzie miał też Gazprom. Obok Europejczyków i Ukrainy rozbudowę elektrowni węglowych o dwie trzecie zapowiada również Turcja.

Budowa nowych elektrowni gazowych stoi pod znakiem zapytania