Za pomocą planu naprawczego Bruksela chce realizować swoją klimatyczną agendę. Czyste inwestycje będą jednym z warunków dostępu do funduszu.
Dzisiaj poznamy detale planu naprawczego, w ramach którego – jak chcą Francja i Niemcy – na zasypywanie gospodarczego dołka może zostać wyasygnowane nawet pół biliona euro. Na propozycję przygotowaną przez Komisję Europejską będą musiały się zgodzić wszystkie kraje członkowskie, które detale planu naprawczego mają negocjować wspólnie z budżetem UE na lata 2021‒2027.
Wielką niewiadomą pozostają kryteria dostępu do pieniędzy. W ostatnich dniach wiele spekulowano na temat spadku PKB jako głównego czynnika. Przy takim założeniu Polska dostałaby najmniej, a większość funduszy przekierowano by do krajów południa Europy. Jak przewiduje jednak eurodeputowany PO i sprawozdawca ds. budżetu w europarlamencie Jan Olbrycht, będzie to ważne, ale nie jedyne kryterium.
Znaków zapytania jest więcej. – Ważne jest to, jak będą wyglądały gwarancje, które pozwolą na ściągnięcie tych pieniędzy z rynków kapitałowych. Jeśli mają one wynikać z całego budżetu UE, to będzie to wymagało zgody rządów i ratyfikacji przez parlamenty narodowe, co mogłoby zająć nawet dwa lata – podkreśla Olbrycht. Nie jest więc wykluczone, że pożyczki zostaną zagwarantowane budżetami narodowymi państw członkowskich. – Jeśli pomoc będzie udzielana państwom w postaci kredytów, to one same je potem spłacą. Sytuacja komplikuje się, jeśli będą to dotacje, bo wówczas pożyczki będzie spłacać KE z unijnego budżetu, a kraje dadzą gwarancje w ciemno, nie wiedząc, ile z tego dostaną – mówi europoseł. Spłaty z budżetu UE oznaczać będą albo większe składki po stronie państw za siedem lat, albo nowe dochody własne, takie jak paneuropejskie podatki lub cła.
Za dotacjami opowiadają się kraje Południa oraz Francja i Niemcy. Natomiast „czwórka oszczędnych” – Holandia, Austria, Szwecja i Dania – zgadzają się tylko na kredyty. Polska w stanowisku wysłanym Brukseli opowiedziała się zarówno za dotacjami, jak i kredytami, przy czym te pierwsze mają być kierowane do krajów. Jak napisał polski rząd, wszystkie państwa będą wychodzić z kryzysu z dużym zadłużeniem, dlatego ważne jest, by nie nakładać na nie dodatkowych obciążeń. Kredyty z kolei mają być dostępne dla sektora prywatnego w ramach programów zarządzanych przez Brukselę.
Dostęp do nowego strumienia gotówki nie będzie bezwarunkowy. Bruksela zamierza poprzez pakiet stymulacyjny realizować swoją zieloną i cyfrową agendę. Jak mówi Pascal Canfin, francuski liberał kierujący komisją środowiska ENVI w europarlamencie, dzisiaj w Brukseli nikt nie ma już wątpliwości, że realizacja Zielonego Ładu pozostaje priorytetem. – Teraz kwestią jest to, w jaki sposób ten europejski pakiet stymulacyjny uczynić zielonym ‒ jak powiązać go z porozumieniem paryskim oraz neutralnością klimatyczną. UE pracuje nad kryteriami, które pozwolą powiązać Fundusz Naprawczy z Zielonym Ładem, chociaż nie możemy mówić o detalach przed oficjalną prezentacją. Mogę jednak powiedzieć, że Fundusz będzie powiązany z zieloną agendą, gospodarką cyfrową i zdrowiem – uważa Canfin.
Jak podkreśla, z pewnością te pieniądze nie będą mogły zostać wydane na inwestycje szkodliwe dla środowiska. – Kraje członkowskie korzystające ze wsparcia zostaną zobowiązane do raportowania, jak wydają te pieniądze. Chodzi o pokazanie, że nie tylko są one wydawane na ratowanie przedsiębiorstw, co oczywiście jest priorytetem, lecz także na ich zieloną transformację – podkreśla francuski polityk.
To kolejny olbrzymi strumień eurofunduszy, który jest projektowany pod zieloną agendę. Co czwarte euro wydatkowane z europejskiego budżetu będzie skierowane na walkę ze zmianami klimatu.