DGP ustalił, że Ministerstwo Klimatu rozważa zmianę zasad, na jakich miałyby w Polsce powstać instalacje termicznego przekształcania odpadów komunalnych. Zamiast odgórnie ustalonej listy inwestycji dopuszczonych do budowy miałyby one powstawać w warunkach rynkowych, ale też bez rządowego wsparcia
Jakie implikacje dla rynku może mieć pomysł resortu klimatu?
Stephane Heddesheimer:
DGP
W naszej ocenie stworzenie zamkniętej listy projektów może utrudnić rozwój nowych, niezbędnych w Polsce spalarni. O wiele bardziej pożądane jest zezwolenie na uruchomienie mechanizmów wolnorynkowych. Alternatywą byłoby stworzenie listy, która musi być jednak regularnie aktualizowana: jedne projekty będą usuwane, inne dodawane. Pytanie, według jakich kryteriów? Niestety dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Tak i w sprawie budowy nowych spalarni w Polsce dobre intencje niewiele są warte, jeśli nie towarzyszy im działanie pozwalające osiągnąć ten cel. A okazuje się, że chcąc dać zielone światło dla projektów instalacji odzyskujących energię z odpadów (tzw. Energy from Waste, w skrócie EfW ‒ red.), polski ustawodawca przy okazji ostatniej nowelizacji przepisów wpadł we własną pułapkę.
Jak wyjść z impasu? Warto zacząć od sporządzenia mapy wytwarzanych odpadów w Polsce, która uwzględniałaby realizację celów recyklingu. Następnie sprawdzić wydajność lokalnych systemów ciepłowniczych i zaprosić samorządy do zrzeszania się w związki proponujące projekty z gwarancją dostawy co najmniej 100 tys. ton odpadów i zdolności odbioru 35 MW ciepła.
Jacek Szymczak:
DGP
Nie jest realne, by w warunkach rynkowych powstało tyle instalacji, na ile złożono wniosków, bo dysponujemy ograniczoną ilością paliwa alternatywnego. Dlatego lista instalacji dopuszczonych do budowy jest potrzebna. Nie można całkowicie urynkowić budowy spalarni, gdyż zakłady te oprócz utylizacji śmieci mogą i powinny rozwiązywać także inne problemy społeczne i środowiskowe. Po pierwsze, pozwalają efektywnie utylizować niemożliwe do składowania odpady przy jednoczesnym wykorzystaniu ich potencjału do produkcji ciepła systemowego i energii elektrycznej w systemach kogeneracyjnych. Po drugie, to sposób na uniezależnienie się od zewnętrznych dostawców paliw konwencjonalnych. Wykorzystanie śmieci do produkcji ciepła obniży wydatki samorządów na gospodarkę komunalną oraz koszty produkcji energii, gdyż skutecznie zmniejszy opłaty związane z zakupem uprawnień do emisji CO2. Pozwoli to na zaproponowanie klientom końcowym niższych cen ciepła systemowego.
Grzegorz Podlewski:
DGP
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, czy powinniśmy odejść od listy. Z jednej strony może to dać szerszą perspektywę, bo złożone wnioski przedstawiają potencjalny obraz rozmieszczenia planowanych inwestycji, co pozwoliłoby przeciwdziałać nierównomiernemu rozkładowi. Z drugiej strony istotne jest urynkowienie tego obszaru – utrzymają się tylko te instalacje, które będą mieć zagwarantowane stałe dostawy wysokokalorycznych odpadów komunalnych. Pozwoli to uniknąć przewymiarowania, gdyby instalacji było więcej, niż wynosi rzeczywiste zapotrzebowanie. Za tym, by odejść od listy, przemawia również to, że stworzone przed laty listy na poziomie województw stały się listami deklaratoryjnymi, a większość zgłoszonych wówczas inwestycji nie zostało zrealizowanych.
W Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii jesteśmy skoncentrowani na tym, aby spełnić wszystkie niezbędne warunki, również formalne, by instalacja termicznego przetwarzania odpadów mogła u nas powstać. Jesteśmy silnie zurbanizowanym i gęsto zaludnionym obszarem. Wytwarzamy o 21 proc. odpadów więcej, niż zakładały prognozy zawarte w Planie gospodarki odpadami dla województwa śląskiego, a może być ich jeszcze więcej, gdyby uwzględnić szarą strefę. Dlatego istotne jest, by decyzja, który z kierunków zostanie wybrany (czy lista będzie publikowana, czy nie), została jak najpilniej przekazana, bo ma to wpływ na harmonogram naszych przygotowań do realizacji tej inwestycji.
A może odejście od odgórnej listy zrestartowałoby sytuację, w której inwestycje są na różnych etapach zaawansowania? Pozwoliłoby to rozwiązać potencjalne konflikty między podmiotami, które swoje inwestycje zgłosiły w poprzednim stanie prawnym, i tymi, które planują je obecnie. Jeżeli nie, to jakimi kryteriami wyboru należałoby się kierować?
Michał Dąbrowski:
DGP
Uważam, że odejście od kryteriów, na podstawie których instalacje dostałyby zielone światło, byłoby błędem. Sito wymogów odseparowałoby te projekty, które blokują dostęp – zgodnie z przepisami ustawy – do termicznego przekształcenia 30 proc. masy. Do kryteriów wartych rozważenia zaliczyłbym: gwarancję dostępności do strumienia odpadów, efektywność energetyczną, moc przerobową planowanej inwestycji, wykazanie się wiarygodnością finansową do realizacji przedsięwzięcia, rozwiązania technologiczne.
Jacek Szymczak:
Nadrzędnym kryterium powinna być preferencja dla instalacji, która zapewnia odbiór ciepła do miejskiej sieci ciepłowniczej i służy przekształceniu systemu ciepłowniczego w efektywny energetycznie. W pierwszej kolejności należałoby uwzględnić instalacje, dla których uzyskano już decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach lub decyzję o pozwoleniu na budowę. W drugiej te, dla których rozpoczęto co najmniej postępowanie administracyjne w przedmiocie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach. A dopiero w trzeciej kolejności w wykazie powinny być umieszczane instalacje będące w fazie planowania. Jest to o tyle zasadne, że w procesie inwestycyjnym najdłuższym etapem jest proces przygotowawczy, czyli skompletowanie niezbędnej dokumentacji. Dlatego inwestycje, które mają to za sobą, mogą niemalże natychmiast przystąpić do prac budowlanych. Zrestartowanie sytuacji nie byłoby więc korzystne, gdyż z punktu widzenia państwa priorytetem powinno być to, by spalarnie powstały jak najszybciej.
Norbert Skibiński:
DGP
Na liście Ministerstwa Klimatu w pierwszej kolejności powinny znaleźć się projekty, dla których uzyskano już decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach lub decyzje o pozwoleniu na budowę, przy równoczesnej możliwości odbioru ciepła przez miejskie sieci ciepłownicze. Biorąc pod uwagę wieloletni okres przygotowania inwestycji, zapewniłoby to możliwie szybkie zaadresowanie problemu wysokich cen oraz nadpodaży odpadów nienadających się do recyklingu. Gdyby resort rezygnował z tworzenia listy, ryzykiem inwestora powinno być zapewnienie we własnym zakresie właściwego wolumenu paliwa alternatywnego do zasilenia instalacji.
Stephane Heddesheimer:
Należałoby realizować przede wszystkim te projekty, które mają zabezpieczony strumień odpadów i będą działać jako instalacje kogeneracyjne. Te dwa najważniejsze warunki nie mają nic wspólnego z posiadaniem decyzji środowiskowej lub pozwolenia na budowę, które część już ma, bo można je uzyskać bez spełnienia dwóch pierwszych warunków. Jeśli jednak posiadanie decyzji środowiskowej lub na budowę miałoby być wystarczającym kryterium, to dlaczego te projekty nie są obecnie realizowane? Dlatego ważne jest, aby pozwolić inwestorom proponować projekty z pewnym strumieniem odpadów i działające w kogeneracji. Mają one największe szanse powodzenia.
A co z pieniędzmi? Od dawna wiadomo, że UE nie będzie dofinansowywać budowy nowych spalarni. Teraz również polski rząd rozważa odcięcie wsparcia z funduszy krajowych. Czy to przekreśla szanse na rozwój takich instalacji?
Michał Dąbrowski:
Trwają prace nad projektem rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie ustanowienia ram ułatwiających zrównoważone inwestycje. Dokument ten jest kierowany również do uczestników rynku finansowego. Oznacza to, że określone produkty finansowe będą mogły być kierowane wyłącznie do działalności gospodarcze określone jako zrównoważone środowiskowo. Z listy projektów zielonych wykreślono zakłady odzysku energii z odpadów. Kto teraz sfinansuje inwestycje niebędące na liście zrównoważonej? Nie jest jasne, dlaczego na poziomie UE nie podjęliśmy właściwych starań, w czasie kiedy to właśnie takie zakłady stały się najlepszym zabezpieczeniem w zagospodarowaniu odpadów komunalnych skażonych koronawirusem. Bez rozbudowy sieci instalacji możemy nie tylko nie realizować celów unijnych dotyczących składowania (10 proc. w 2035 r.), ale mieć problemy z horrendalnymi opłatami dla mieszkańców.
Stephane Heddesheimer:
W SUEZ jesteśmy przekonani, że dobrze zaprojektowany projekt EfW może znaleźć swoje miejsce na rynku bez wsparcia funduszy UE. Niech dowodem będzie przykład z Belgradu w Serbii, która pretenduje do wejścia do Unii. Na największym niezaprojektowanym składowisku Europy w oparciu o PPP między inwestorem a miastem Belgrad powstają: EfW (o mocy przerobowej 310 tys. ton rocznie), zakład recyklingu odpadów z budowy i rozbiórki (200 tys. ton rocznie) oraz składowisko odpadów (170 tys. ton rocznie) dla odpadów od 1,7 mln mieszkańców. Projekt powstaje bez wsparcia funduszy UE, a uruchomiono w tym celu ponad 380 mln euro kapitału i pożyczek długoterminowych z Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.
Wiele spalarni miało powstać w formule PPP. Ale czy dziś jest to realne, gdy w samorządach zaczyna się recesja?
Jacek Szymczak:
Obawiam się, że samorządy będą miały problemy z finansowaniem tego typu inwestycji, bo już teraz wiele z nich jest w trudnej sytuacji. Tym bardziej spalarnie powinny być wpierane ze środków unijnych bądź krajowych. Ale wtedy trzeba spojrzeć na nie szerzej. Nie tylko jako na przedsiębiorstwa utylizujące odpady, ale także jako na zabezpieczenie dostaw ciepła, wspierające walkę z niską emisją, optymalizujące koszty produkcji ciepła i jako na wsparcie realizacji celów wynikających z dyrektywy OZE.
Stephane Heddesheimer:
Wydaje się, że na PPP wciąż jest miejsce. Wszystkie strony korzystają z tego modelu: miasto, które jest gospodarzem projektu, z tańszą energią dostarczaną do systemu grzewczego, związek gmin, który zapewni unieszkodliwienie odpadów resztkowych w długim okresie czasu, z gwarantowaną ceną, zakłady MBP spoza związku, które mogą przekazać do odzysku RDF po rozsądnych cenach, oraz inwestorzy EfW, którzy mają szansę na realizację projektu. Dlatego namawiamy samorządy do jednoczenia się w związki, aby wspólnie decydowały, jak zarządzać odpadami, które nie nadają się do recyklingu, oraz gdzie bezpiecznie lokalizować swoje projekty EfW. Minimalna wielkość projektu EfW powinna wynosić 100 tys. ton/rocznie, ale możemy osiągnąć rzeczywiste korzyści skali dzięki wydajności instalacji na poziomie 200 tys. ton. Biorąc pod uwagę długoterminowe cele w zakresie realizacji poziomów recyklingu, oznacza to, że jedna instalacja o pojemności 100 tys. ton rocznie powinna obsługiwać nie mniej niż ok. 700 tys. mieszkańców.
Norbert Skibiński:
Uważam, że nawet w trudnych czasach formuła PPP jest doskonałą formą optymalnego podziału ryzyk budowy, operowania instalacją oraz popytu. Europejskie przykłady jednoznacznie wskazują, iż tzw. lifetime cost dla projektów realizowanych w formule PPP jest zawsze bardziej optymalny niż w formule tradycyjnej. Przekłada się to na obniżenie ceny zagospodarowania odpadów dla mieszkańca. Wartością dodaną formuły PPP jest również zapewnienie finansowania nakładów inwestycyjnych przez partnera prywatnego.
Grzegorz Podlewski:
Uważam, że na budowę nowych ITPOK nie powinniśmy patrzeć tylko przez pryzmat biznesowy. To inwestycje strategiczne w kontekście sektora zagospodarowania odpadów, które jest zadaniem publicznym i własnym samorządów. A w kontekście gospodarki odpadami komunalnymi jesteśmy w Polsce w trudnej sytuacji. Instalacje termicznego przetwarzania odpadów możemy policzyć na palcach jednej ręki, a zapotrzebowanie, z którym muszą się mierzyć samorządy, jest ogromne. Stajemy przed poważnymi dylematami wprowadzania podwyżek opłat dla mieszkańców, a musimy jednocześnie uwzględnić, że prawo nie zezwala na składowanie wysokokalorycznych odpadów. Niestety, choć na polskim rynku mamy tak naprawdę kilku graczy, już teraz dochodzi do niepokojących zjawisk, że ceny dla miasta za zagospodarowanie odpadów w komercyjnych instalacjach wzrosły drastycznie, podczas gdy w instalacjach samorządowych lub zrealizowanych w formie PPP są trzykrotnie niższe.