- Jesteśmy zainteresowani eksploatacją złoża w Złoczewie. Wiąże się to z rozwojem całego kompleksu w Bełchatowie - mówi Adam Gawęda, wiceminister aktywów państwowych i pełnomocnik rządu ds. górnictwa
Zakończył się przegląd spółek węglowych. Jaki jest jego efekt?
We wszystkich spółkach węgla kamiennego odbywały się przeglądy inwestycyjne i złożowe. Teraz są przygotowywane raporty z rekomendacjami głównie pod kątem zmian, których wdrożenie poprawi efektywność i potencjał wydobywczy kopalń. Chcemy dopasować wydobycie do potrzeb energetyki zawodowej i ciepłownictwa. Wielu dziennikarzy zwraca uwagę na duży import węgla. Był on wynikiem niedoinwestowania spółek górniczych. Ograniczono roboty przygotowawcze i tym samym uniemożliwiono wydobycie na odpowiednim poziomie. Zauważmy, że w ostatnich latach nakłady inwestycyjne znów rosną.
Jaka jest skala tych inwestycji?
Łącznie dla wszystkich spó łek to kilka miliardów złotych rocznie. Efekty są już widoczne nie tylko w tej zasadniczej części ich działalności. Tauron Wydobycie uruchomił już trzy ściany, a na przełomie stycznia i lutego będzie kolejna. Jastrzębska Spółka Węglowa oprócz uruchomionych nowych ścian mocno przyspieszyła z budową nowej kopalni Jastrzębie-Bzie (Bzie-Dębina). Polska Grupa Górnicza oddaje do eksploatacji kolejne wysoko wydajne ściany, a na własnych obiektach uruchamia instalacje fotowoltaiczne. Skalą tych inwestycji jest wydrążenie w samej PGG w tym roku ok. 140 km nowych wyrobisk górniczych.
Import to efekt niedoinwestowania, a nie zbyt wysokich cen krajowego surowca?
W latach 2015–2016, gdy przejmowaliśmy sektor górniczy, spółki były niedoinwestowane, przez co na rynek trafiło dużo mniej węgla. Zapasy węgla, zresztą dosyć słabej jakości, szybko się wyczerpały. Brak możliwości dostaw do energetyki zawodowej spowodował, że spółki były zmuszone do importu. Sytuację tę wykorzystali też prywatni importerzy. Tak działa rynek. Nie da się tego ograniczyć.
To skąd górka niesprzedanego polskiego węgla?
Importowany węgiel ze Wschodu, produkowany bez obciążeń klimatyczno-środowiskowych z dotowanym transportem, zawsze był silnie konkurencyjny. Problem tkwi w szczegółach. Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę jakość węgla oferowanego na polskim rynku. Klienci, choć mają różne oczekiwania i potrzeby, na końcu patrzą głównie na cenę. Nasz węgiel jest certyfikowany i ma określone parametry jakościowe. Prywatni importerzy reagują na popyt i mają swoje plany sprzedażowe. Muszą przestrzegać przepisów o jakości paliw.
To mamy górkę czy nie?
Moim zdaniem importerzy czy prywatni sprzedawcy zakontraktowali większą ilość węgla, sądząc, że rynek to wchłonie. Przeszacowali swoje możliwości, ale porozumienia i umowy były już zawarte. Aby uniknąć kar umownych, sprowadzają ten węgiel nawet przy nadmiernie rosnących zapasach. Zderzyły się zatem dwie fale – nadwyżka importu prywatnych pośredników i odbudowywanie potencjału naszych spółek. Stąd górka. Od 2018 r. import węgla do Polski zmalał o kilkanaście procent.
W tym roku też spadnie?
Myślę, że tak. Prywatni importerzy widzą, że rynek nie jest tak bardzo chłonny, więc dokonają prawidłowej analizy ryzyk. Będą szukać nowej działalności z korzystną marżą. Zauważmy, że w naszych realiach na sektor surowcowo-energetyczny stabilizująco oddziaływują wieloletnie kontrakty zawierane między spółkami górniczymi, kopalniami a spółkami energetycznymi i odbiorcami strategicznymi. Kiedy ceny węgla w Europie znacząco rosły, długofalowe porozumienia pozwalały zachować opłacalność sprzedawcom, nie podwyższając kosztów dla energetyki. Teraz, kiedy na rynkach europejskich ceny węgla spadają, liczę na rozsądek ze strony producentów energii.
Udało się opanować sytuację w PGG? Górnicy otrzymają podwyżki?
Jesteśmy w trakcie procesu stabilizowania sytuacji w spółce. Przed Barbórką włączyliśmy dodatki do 14. pensji. Ten główny postulat został zrealizowany, to już za nami. Po stronie górników pozostaje oczekiwanie podwyżki płac. Zarząd zobowiązał się do przygotowania planu poprawy efektywności spółki. Będzie on dyskutowany ze stroną związkową.
Plan poprawy efektywności PGG będzie połączony z podwyżkami?
Nie łączymy ścisłe tych dwóch spraw, choć generalnie wynagrodzenia powinny być powiązane z uzyskiwanymi wynikami. Plany poprawy efektywności w spółkach górniczych są przygotowywane według schematu. Definiowane są poszczególne działania i wyliczane efekty, jakie każde z nich przyniesie. W spornych sprawach podwyżek wynagrodzeń został powołany mediator. Rozpocznie pracę na początku stycznia. Wtedy zostanie uzgodniony harmonogram spotkań ze związkami. Ważną rolę w tym pierwszym etapie negocjacji odegrał prof. Jan Wojtyła, przewodniczący rady nadzorczej PGG, który przedstawił stanowisko RN oraz realne możliwości w kwestii podwyżek. Powinniśmy zauważać zmieniające się warunki zewnętrzne, czyli nie tylko spadające ceny paliw stałych, lecz także działania Komisji Europejskiej. Widzimy tutaj sporo ryzyk. Tym bardziej należy docenić sukces premiera Mateusza Morawieckiego na szczycie Rady Europy, polegający na tym, że Polska będzie realizowała ambitne cele klimatyczne zgodnie ze swoją specyfiką.
W sprawie wyniku unijnego szczytu są różne interpretacje.
Rygorystyczne wymagania klimatyczne KE nie przekładają się na lepszy efekt globalny. Jest wręcz odwrotnie. W 2019 r. globalne emisje CO2 wzrosły o ok. 2 proc. Jeszcze dwa lata temu wzrost ten wynosił 1,7 proc. Emisje w Europie pozostają na stabilnym poziomie od 2014 r., ale w tym samym czasie produkcja stali na Starym Kontynencie maleje i przenosi się do państw, w których systemy energetyczne nie są obciążone kosztami emisji przy jednoczesnym braku efektywnych metod ich ograniczenia. Tona stali wyprodukowana w Indiach powoduje większą emisję niż ta powstała w europejskich warunkach. Polskie nowoczesne bloki energetyczne oparte na paliwach kopalnych w 99 proc. wychwytują wszystkie zanieczyszczenia pyłowe. Emisja CO2 co prawda przekracza próg 550 g/kWh wyprodukowanej energii, ale w tym samym czasie Chiny zużywają o 3,4 proc. więcej węgla wobec poprzedniego roku, Indie o 6,4 proc., a USA o 2,3 proc. Jesteśmy za realizacją ambitnych celów klimatycznych, ale wybierzmy rozwiązania skuteczne i technologicznie możliwe, które nie wykluczają naszego potencjału, czyli złóż surowców energetycznych.
Biznes ma własną wycenę węgla i nie widzi w nim interesu. Aktywa i inwestycje węglowe obniżają wartość spółek. Jakie jest rozwiązanie?
To ciekawa teza i dobry przykład. Spójrzmy na największe banki i fundusze inwestycyjne. Jeśli nie inwestują one w aktywa węglowe w Europie, bo uważają, że to słaby biznes, to dlaczego tak ochoczo lokują pieniądze w nowe kopalnie i elektrownie węglowe w krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu? Tam się opłaca, a w Europie nie. To przykład, który pokazuje, że coś jest nie tak nie z węglem, tylko z sytuacją w Europie. Jeśli każdą MWh energii wytworzonej z węgla obciążamy kosztem opłaty za emisję CO2 sięgającym 40 euro, to jak możemy mówić o równowadze konkurencyjnej Polski i Europy w zderzeniu z Chinami czy Indiami? Producenci energii konwencjonalnej, nieodzownej dla stabilnej pracy całego systemu, są zbyt mocno obciążeni, podczas gdy OZE otrzymują bonusy. Gdyby policzyć w kosztach netto, produkcja energii konwencjonalnej jest dużo tańsza.
Sprawa Ostrołęki C pokazuje, że każda potencjalnie zaangażowana w ten projekt spółka traci na wartości. Jak powstrzymać spadkowy trend spółek energetycznych?
Trzeba szukać nowoczesnych i dobrych rozwiązań stabilizujących nasz sektor energetyczny. Wspieramy i rozwijamy technologie energetyki wiatrowej. Drugą kwestią jest wprowadzenie węgla do nowych zastosowań. Mam na myśli produkcję wodoru, gazu syntezowego czy metanolu. Te technologie rozwijane w kraju rozbudują łańcuch wartości, uwzględniając potrzeby przemysłu chemicznego. Dziś ta gałąź gospodarki ma olbrzymi wpływ na nasz PKB, przekraczający 100 mld zł rocznie. Wodór jest trudnym gazem, ale daje duże szanse w zakresie magazynowania energii.
Unia Europejska woli mówić o zielonym wodorze niż tym uzyskiwanym z węgla czy gazu.
Jeszcze nie widziałem koloru wodoru. Mówienie o zielonym wodorze wskazuje, jak bardzo demagogicznie i ideologicznie UE podchodzi do tego tematu. To wmawianie, że jeśli tylko coś jest z węgla, to od razu truje. Węgiel jako produkt nie jest emitentem CO2. Problemem jest sposób jego wykorzystywania w przestarzałych blokach czy nieefektywnych kotłach przydomowych.
Realia polityczne są jednak inne. Czy ktoś w UE podziela pogląd o możliwości uczynienia z węgla paliwa niskoemisyjnego?
Można nie podzielać tego stanowiska, jednak z faktami się nie dyskutuje, a te pokazują, że jest to możliwe. W Japonii pierwsza tego typu instalacja z powodzeniem pracuje, a kolejne dwie – każda o mocy 500 MW – są w budowie. Trudno ten kraj posądzać o zacofanie technologiczne. Dla zobrazowania sytuacji wystarczyłoby przy dobrej pogodzie, tzn. dobrym nasłonecznieniu i bezwietrznym dniu, wyłączyć wszystkie źródła stabilne. W parę godzin mielibyśmy blackout w większości państw europejskich. Wszystkie smartfony nagle stałyby się bezużyteczne po rozładowaniu baterii. Młodzi ludzie zaczęliby mówić zupełnie inaczej. Niestety prawdą jest, że sojuszników trudno znaleźć, dlatego tym bardziej należy z uznaniem dostrzec, że Rada Europejska zrobiła wyjątek jedynie dla Polski. Startujemy z innego miejsca.
Co oznacza dla naszej energetyki uchwalenie kryterium emisyjności CO2 poniżej 550 g/kWh dla rynku mocy po 2021 r.?
To oznacza, że trzeba szukać właśnie takich rozwiązań, które spełniają te warunki. W Japonii uruchomiony blok oparty na technologii zgazowania węgla przy zastosowaniu częściowym biomasy emituje poniżej 550 g/kWh (ok. 300 g/kWh). Bogdanka we współpracy z Eneą pracuje nad przeniesieniem tej technologii. Niekoniecznie będzie musiała ona pochodzić z Japonii, ale prace są już zaawansowane. W tym zakresie spełnione będą wszystkie wymogi unijne.
Co dalej ze złożem w Złoczewie?
Jesteśmy zainteresowani jego eksploatacją. Wiąże się to z rozwojem całego kompleksu w Bełchatowie. Minusy związane są z tym, że nie jest to blisko przylegające złoże. Pojawia się konieczność transportu na odległość ok. 50 km, ale to zdaniem fachowców nie jest problem.
Koszty nie będą zbyt duże?
Kompleks surowcowo-energetyczny w Bełchatowie to strategiczny element stabilności naszego systemu. Produkujemy tam ponad 20 proc. energii w skali kraju. Stamtąd rozchodzą się wszystkie systemy rozpływu energii. Dodatkowo mamy bardzo dobre złoże węgla brunatnego. Nie bez powodu nasi zachodni sąsiedzi również zwiększają wykorzystanie tego surowca. Jesteśmy też świadomi, że postawienie na Złoczew nie może zamykać projektów innych źródeł energii dla Bełchatowa. Złoża ze Złoczewa nie wystarczy na 100 proc. produkcji energii, więc eksperci muszą pracować równolegle nad innym modelem.
Gazowym?
Nie wykluczam tego, być może są też inne. Zostawimy to specjalistom. Decyzje muszą być poprzedzone bardzo wnikliwą analizą, aby model produkcji energii jak najbardziej się opłacał zarówno Polsce, jak i regionowi. W czasie zaostrzeń unijnych plan nowej odkrywki może wydawać się ryzykowny. Proszę zobaczyć, ile odkrywek mają Niemcy i ile węgla importują. To 60 mln ton rocznie i jakoś to nikogo nie przeraża. My, choć to i tak za dużo, importujemy zaledwie 18–19 mln ton.
Złoczew jest dziś zablokowany. Jak rząd zamierza go odblokować?
Rozmawiałem na ten temat z głównym geologiem kraju. Szukamy najbardziej optymalnego rozwiązania prawnego, które nie byłoby źle odbierane przez opinię społeczną. Tamtejsi samorządowcy są praktycznie zgodni. Tak naprawdę tę ważną inwestycję skutecznie zablokowało zaledwie parę osób. Musimy zrobić coś, by to zmienić. Na całym świecie realizuje się podobne strategiczne przedsięwzięcia.
Nie będzie specustawy?
Nie potrafię na obecnym etapie powiedzieć, jaka będzie decyzja. Jestem tylko jednym z uczestników procesu koncesyjnego. Koncesji udziela główny geolog kraju. ©℗