Dostawy gazu mają zagwarantować podpisane wcześniej umowy m.in. z USA.
O tym, że Warszawa nie będzie chciała przedłużać umowy z Gazpromem, mówili od dawna i przedstawiciele państwa, i władze Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. W piątek zapowiedzi stały się faktem – PGNiG przekazało stronie rosyjskiej oświadczenie woli zakończenia 31 grudnia 2022 r. kontraktu sprzedaży gazu ziemnego do Polski, który obowiązywał od 25 września 1996 r. Oświadczenie było obowiązkiem wynikającym z zapisów kontraktu jamalskiego, który zakładał, że na trzy lata przed przewidzianym zakończeniem umowy, tj. do 31 grudnia 2019 r., strony zobowiązane będą do złożenia deklaracji dotyczącej współpracy po 2022 r.
Prezes PGNiG Piotr Woźniak podkreśla, że możliwość udzielenia właśnie takiej odpowiedzi Rosjanom jest efektem działań, które były podejmowane w ciągu ostatnich czterech lat. – Podpisanie kontraktów na dostawy LNG, zatrzymanie trendu spadkowego w krajowym wydobyciu oraz akwizycje złóż na Norweskim Szelfie Kontynentalnym to działania, które podjęliśmy w ostatnich czterech latach, aby zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne i budować pozycję kraju na międzynarodowym rynku gazu. Decyzja o zakończenie kontraktu jamalskiego, w terminie zgodnym z jego postanowieniami, skutkuje tym, że po 2022 r. nie będziemy zmuszeni do kupowania gazu od niewiarygodnego partnera po nierynkowych cenach – wskazuje Woźniak.

Niewygodny kontrakt

Warunki kontraktu jamalskiego były renegocjowane w 2010 r. Zgodnie z jego zapisami spółki mogły trzy lata po wejściu w życie korekty renegocjować ceny gazu. Z tej opcji skorzystał PGNiG, lecz Gazprom odmówił. Ostatecznie sprawa trafiła do arbitrażu w Sztokholmie.
Polska uważa, że wysoce niekorzystne jest dla nas stosowanie formuły, która zakłada powiązanie cen gazu z cenami ropy. Takie działanie nie ma nic wspólnego z zasadami rynku. Janusz Kowalski, były wiceprezes PGNiG, a dziś poseł z list PiS, który był odpowiedzialny za złożenie wniosków arbitrażowych, liczy, że pozytywna decyzja ze Sztokholmu przyjdzie jeszcze w tym roku.
– W 2016 r. całkowicie przebudowany przeze mnie po 8 latach rządów PO-PSL pion prawny PGNiG inicjował wygrany przez Polskę spór ws. gazociągu OPAL, a także arbitraż w zakresie ceny gazu w ramach kontraktu jamalskiego. Wierzę, że arbitraż z Gazpromem prowadzony od 3,5 roku wygramy do końca 2019 r. – podsumowuje Kowalski.
Problem z gazociągiem jamalskim to także techniczne przerwy w dostawach. W czerwcu 2017 r. Gaz-System poinformował o dwudniowym wstrzymaniu odbioru błękitnego paliwa z powodu złej jakości. Spółka podkreśliła, że za prawidłowe parametry jakościowe gazu odpowiada jego dostawca.

Co zamiast Jamału?

Obecne zapotrzebowanie na gaz w Polsce to ok. 18 mld m sześc. rocznie. Zgodnie z zapisami kontraktu jamalskiego PGNiG jest zobowiązane do odbierania co najmniej 8,7 mld m sześc. gazu. Władze spółki od dłuższego czasu starają się zmniejszyć udział rosyjskiego paliwa w imporcie. Na ostatniej konferencji wynikowej wiceprezes ds. handlowych Maciej Woźniak powiedział, że PGNiG ma już zakontraktowane 10 dostaw skroplonego gazu ziemnego (LNG) do terminalu w Świnoujściu na I kw. 2020 r. Łącznie mają one zapewnić ok. 1 mld m sześc. paliwa po regazyfikacji. Woźniak podkreślił, że po III kw. 2019 r. LNG stanowi już prawie 23 proc. udziału w całym imporcie gazu przez PGNiG (dostawy ze Wschodu stanowiły niecałe 58 proc.) i będzie systematycznie wzrastać, m.in. dzięki kontraktom amerykańskim.
Poza gazoportem niezależność dostaw ma zapewnić Polsce gazociąg z Norwegii – Baltic Pipe. Jego przepustowość to ok. 10 mld m sześc. gazu rocznie. Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego podkreśla, że dzięki budowie połączeń gazowych z innymi państwami istnieje możliwość kupna błękitnego paliwa również z krajów ościennych.
– Do końca 2022 r. będzie gotowy Baltic Pipe, rozbudowany gazoport, ale ważne jest również to, że mamy przygotowane interkonektory, czyli połączenia gazowych systemów na granicach. Wszystko wskazuje, że będziemy mogli sobie pozwolić na zaspokojenie krajowego zapotrzebowania bez dostaw z Rosji, która często wykorzystuje surowce do prowadzenia szantażu – wskazuje Roszkowski.