Woźniak: Lekcję dywersyfikacji dostaw gazu do Polski odrobiliśmy. Mamy podpisane umowy na amerykańskie LNG, którego koszt wraz z ceną za transport i regazyfikację jest o ok. 20–30 proc. mniejszy niż gazu kontraktowego z Gazpromu. Do tego dochodzą dostawy LNG z Kataru.
Niedawno szef rady nadzorczej Gazpromu przyznał, że koszt budowy Nord Stream 2 może wzrosnąć o kilkaset milionów dolarów, jeśli Dania będzie przedłużać zgodę na ułożenie gazociągu i potrzebna będzie nowa trasa. Czy te komplikacje mogą zatrzymać inwestycję?
Tym, co liczy się najbardziej, jest czas. Dlatego koszty mają tu drugorzędne znaczenie. Opóźnienie w budowie Nord Stream 2 powoduje, że Gazprom nie będzie mógł na razie zrezygnować z przesyłania gazu przez terytorium Ukrainy. To bardzo wzmacnia pozycję Kijowa w rozmowach na temat nowej umowy przesyłowej. Dotychczasowa wygasa z końcem roku, ale Rosjanie jeszcze do niedawna byli przekonani, że w ciągu kilku miesięcy będą w stanie ominąć Ukrainę, dlatego jedynie pozorowali negocjacje. Dla Rosjan Nord Stream 2 nie jest projektem czysto biznesowym. To inwestycja geopolityczna, której celem jest wzmocnienie wpływów Kremla w Europie Środkowo-Wschodniej.
Opóźnienie Nord Stream 2 to niejedyny problem Gazpromu. Niekorzystny dla spółki wyrok wydał unijny trybunał w sprawie gazociągu OPAL. Po wydaniu tego orzeczenia mówił pan, że jest ono ważne, bo odwołuje się do zasady solidarności energetycznej.
To dlatego, że ma konsekwencje również dla funkcjonowania Nord Stream 2. W kwietniu 2019 r. znowelizowano dyrektywę gazową i objęto nią infrastrukturę importową na obszarze wód terytorialnych państw członkowskich. Dzięki temu prawo unijne objęło niemiecki odcinek Nord Stream 2. W świetle wyroku wszelkie rozstrzygnięcia dotyczące tego odcinka gazociągu będą musiały uwzględnić wnioski z analizy wpływu funkcjonowania Nord Stream 2 na bezpieczeństwo energetyczne państw regionu, w tym Polski. Oznacza to, że solidarność energetyczna nie jest już tylko deklaracją, ale obowiązującym kryterium, które musi być brane pod uwagę przy wydawaniu decyzji przez organy UE.
Czyli wyrok TSUE może jeszcze bardziej zmniejszyć rentowność projektu?
Tak, choć Rosjanie mogą liczyć na wsparcie ze strony swojego głównego odbiorcy. Niemiecki regulator zapowiedział, że jeszcze w tym roku zmieni zasady taryfikacji za przesył gazu przez niemiecki system przesyłowy. Pozwoliłoby to przerzucić większość kosztów na odbiorców z innych krajów, które będą odbierały gaz od firm z Niemiec lub rosyjskich. Wątpliwości w tym zakresie podniosły Włochy i Francja, które ostrzegły, że poproszą o interwencję w Komisji Europejskiej.
Zmiana niemieckich taryf dotknęłaby również PGNiG?
Część gazu importujemy z Zachodu, a więc przez niemiecki system przesyłowy. Tamtejsze taryfy dotyczą zatem także PGNiG.
W razie zmiany niemieckich taryf import z Zachodu może być dla PGNiG nieopłacalny?
Dla nas najmniej opłacalny jest import ze Wschodu. Wynika to z nierynkowej formuły cenowej w kontrakcie jamalskim oraz z klauzuli „take or pay”, która oznacza, że płacimy za rosyjskie paliwo niezależnie od tego, czy faktycznie je odbierzemy. Jesteśmy więc zmuszeni do kupowania paliwa po cenach, które nie mają nic wspólnego z sytuacją na rynku gazu. Przepłacamy, ale nie mamy innego wyjścia. Tak więc pojawiający się czasem argument „skoro tak wam przeszkadza gaz z Rosji, to przestańcie go kupować” jest niestety bezzasadny.
Dużo płacicie Rosjanom?
W kwestii rewizji ceny w dół jesteśmy czwarty rok z Gazpromem w arbitrażu. Spodziewamy się pozytywnego dla nas orzeczenia do końca roku. Już w czerwcu 2018 r. Trybunał w Sztokholmie w częściowym wyroku przyjął nasze argumenty i stwierdził, że mieliśmy prawo do żądania obniżenia ceny w kontrakcie jamalskim. Odrzucił również zarzuty formalne Gazpromu, których celem było utrzymanie dotychczasowych, nierynkowych warunków.
Jak długo PGNiG będzie kupować gaz z Rosji?
Kontrakt jamalski wygasa w grudniu 2022 r. Aby tak się stało, musimy do końca 2019 r. zawiadomić drugą stronę na piśmie, że nie chcemy przedłużenia umowy. W przeciwnym razie kontrakt automatycznie zostanie przedłużony na tych samych warunkach na kolejne pięć lat. Nie jest tajemnicą, że nie jesteśmy zainteresowani kontynuowaniem współpracy ze względu na niską wiarygodność Gazpromu i związane z tym ryzyko. Od 2004 r. ze strony rosyjskiego kontrahenta było aż siedem zakłóceń w dostawach gazu ziemnego do Polski, bez zaistnienia wiarygodnej przyczyny. Odpowiadamy za dostarczenie gazu do ok. 7 mln polskich gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, więc nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko.
Do tego dochodzi wspomniana kwestia ceny. Wszyscy, łącznie z Gazpromem, wiedzą, że cena, którą musimy płacić, jest nierynkowa. Próbowaliśmy ją renegocjować, ale bez skutku, dlatego zwróciliśmy się do arbitrażu. To nie jest jednak sposób prowadzenia interesów, który nam odpowiada. Znaleźliśmy innych dostawców, którzy są gotowi sprzedawać nam paliwo po uczciwej cenie. Umowy, które podpisaliśmy i będziemy podpisywać w przyszłości, gwarantują, że koszt gazu będzie odpowiadać sytuacji na rynku tego paliwa. Cała historia kontraktu jamalskiego pokazuje, że Gazprom nie jest gotowy na tego rodzaju partnerskie stosunki.
Nie ma po stronie polskiej żadnych czynników, które wymuszałyby przedłużenie kontraktu, np. z powodu braku wystarczających dostaw?
Lekcję dywersyfikacji dostaw gazu do Polski odrobiliśmy. Mamy podpisane umowy na amerykańskie LNG, którego koszt wraz z ceną za transport i regazyfikację jest o ok. 20–30 proc. mniejszy niż gazu kontraktowego z Gazpromu. Do tego dochodzą dostawy LNG z Kataru.
Rozwijamy również naszą działalność w Norwegii, gdzie mamy teraz 24 koncesje i planujemy zakup kolejnych. Od 2022 r. poprzez gazociąg Baltic Pipe, o projektowanej przepustowości ok. 10 mld m sześc. rocznie, będziemy sprowadzać z Norweskiego Szelfu Kontynentalnego 2,5 mld m sześc. gazu z własnego wydobycia. Resztę paliwa kupimy na tamtejszym rynku. Będziemy w stanie zaopatrzyć polskich odbiorców z pominięciem kontraktu jamalskiego.
Zużycie gazu w Polsce rośnie bardzo dynamicznie. Co w sytuacji skokowego wzrostu zapotrzebowania na to paliwo?
W 2018 r. zużycie gazu w Polsce wyniosło ok. 18 mld m sześc. Przewidujemy, że w ciągu kilku lat popyt wzrośnie o około 5 mld m sześc. Motorem będą nowe inwestycje w ciepłownictwie i elektroenergetyce. Tu rzeczywiście można mówić o skokowym wzroście zapotrzebowania. Na przykład blok gazowo-parowy, który PGNiG Termika buduje na warszawskim Żeraniu i który zostanie ukończony już w przyszłym roku, będzie zużywał ponad 0,5 mld m sześc. gazu rocznie. W przypadku Elektrowni Dolna Odra, planowanej przez Polską Grupę Energetyczną, zapotrzebowanie przekroczy 1 mld m sześc. w ciągu roku. Popyt na gaz będzie rzeczywiście rósł skokowo, ale to nie będzie spontaniczny, niekontrolowany proces. Dokładnie obserwujemy ten segment rynku, wiemy, jak wyglądają plany inwestycyjne oraz ich realizacja, i stosownie do tego budujemy nasz portfel zaopatrzenia.
Jaka jest rola gazu w przyszłym miksie energetycznym Polski?
Planowanie tego miksu to kompetencja ministra energii. My idziemy za rynkiem. Zalety gazu są oczywiste. Niski poziom emisji CO2, praktycznie brak zanieczyszczeń pyłami czy związkami siarki, co ma duże znaczenie z perspektywy działań na rzecz poprawy jakości powietrza. Do tego dochodzi duża elastyczność energetycznych i cieplnych bloków gazowych, dzięki czemu są one pożądanym elementem systemu elektroenergetycznego kraju w przypadku szybkiego rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej. Za gazem przemawiają również wysokie koszty uprawnień do emisji CO2, które obciążają głównie generację z węgla.
Widzimy spore zainteresowanie gazem ze strony branży energetycznej, w tym mniejszych zakładów. Przykładem jest kontrakt, który PGNiG Obrót Detaliczny podpisało niedawno z firmą Synthos. Paliwo, które trafi do jej zakładu w Oświęcimiu, posłuży nie tylko do produkcji pary technicznej, ale również do wytwarzania ciepła na potrzeby miejskiej sieci ciepłowniczej. Co istotne, gaz do Synthosa będziemy dostarczać w postaci skroplonej, za pomocą autocystern. LNG jest zatem nie tylko sposobem na dywersyfikację importu, lecz także narzędziem rozwoju krajowego rynku. Dzięki LNG możemy bowiem dotrzeć tam, gdzie nie ma jeszcze sieci dystrybucji gazu. LNG może być również wykorzystywane jako paliwo w transporcie – do bunkrowania statków, ale również do zasilania autobusów i pojazdów ciężarowych. We wrześniu podpisaliśmy umowę na dostawy gazu skroplonego dla Bisek-Asfalt, właściciela największej w kraju floty ciężarowej napędzanej LNG, wcześniej uzgodniliśmy dostawy tego paliwa do warszawskich zakładów autobusowych.