Kiedy w 2017 r. zaczynaliśmy pisać z Michałem Potockim o imporcie antracytu z okupowanego Donbasu do Polski i innych krajów, nie przyszło mi do głowy, że hasło „antracyt z Donbasu” będzie wykorzystywane do plemiennej walki. Nie o takim rozgłosie marzyliśmy.
Gwoli przypomnienia: ten najbardziej energetyczny węgiel kamienny Rosja kradnie Ukrainie na okupowanym Donbasie i sprzedaje na rosyjskich papierach. Kto kupuje antracyt z Donbasu, finansuje tamtejszą wojnę, bo pieniądze trafiają do kieszeni separatystów. Kto kupuje od złodzieja, jest paserem. Antracyt z Donbasu trafia do kilkunastu krajów Europy (największym poza Rosją odbiorcą jest Turcja, a w UE Rumunia). Polski rząd nie walczy z tym procederem. Ale nie tylko on. Komisja Europejska również. Wiele do życzenia pozostawia także postawa ukraińskich władz.
W Polsce antracyt kupują wyłącznie firmy prywatne, a nie spółki Skarbu Państwa. Nie jest on u nas wykorzystywany w energetyce. Służy m.in. w metalurgii do produkcji nawęglaczy i spieniaczy żużla niezbędnych w hutach. Wydawałoby się, że jeśli w DGP pojawiło się na ten temat ponad 40 publikacji i o sprawie głośno jest w mediach, to temat w końcu przebije się do powszechnej świadomości. A tymczasem…
We wrześniu 2018 r. poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński powiedział, że antracyt palony w kopciuchach przyczynia się do powstawania smogu, a redaktora Potockiego odesłał do... Wikipedii. Inni mylą rekordowy import węgla z Rosji z zakupami antracytu z Donbasu, choć Donbas to integralna część Ukrainy. Szef Rady Europejskiej Donald Tusk w Warszawie 3 maja powiedział, że Polska płaci rocznie za węgiel z Donbasu 3,5 mld zł. To nieprawda. Tyle płaci za import węgla z Rosji. Prawdziwego, rosyjskiego, kupowanego przez firmy i prywatne, i państwowe. We wtorek w TOK FM redaktor Dominika Wielowieyska, cytując wiceministra energii Grzegorza Tobiszowskiego mówiącego o tym, że spółki Skarbu Państwa nie kupują węgla z Donbasu (to prawda), zarzuciła mu mijanie się z prawdą, powołując się na mój tekst o rekordowym imporcie węgla z Rosji w 2018 r., który wyniósł niemal 13,5 mln ton. Potem błąd sprostowała.
Cieszę się, że temat antracytu z Donbasu żyje, ale co to za życie? Jeśli ma on być narzędziem politycznej walki, to tym, którzy za jego pomocą tworzą fake newsy, zalecam jednak szklankę zimnej wody.