Tylko w jednym miesiącu w odstępie około dwóch tygodni dwukrotnie potężnie zatrzęsły się podziemia kopalni Rudna w Polkowicach. W pierwszym wypadku jedna osoba zginęła, w drugim obyło się bez ofiar śmiertelnych, choć kilkunastu górników odniosło obrażenia. Nieco ponad dwa lata temu w tej samej kopalni, tuż przed Barbórką, zginęło osiem osób. To był największy zbiorowy wypadek w Polskiej Miedzi. 2016 r. był pierwszym rokiem w historii, gdy w czarnych statystykach prowadzonych przez Wyższy Urząd Górniczy zaznaczono, że więcej ludzi zginęło w kopalniach rud miedzi niż węgla kamiennego. Teraz znowu górotwór dał o sobie znać.
Akcja ratownicza w Rudnej była prowadzona błyskawicznie. We wtorek po niespełna pięciu godzinach na powierzchni było 13 z 14 poszukiwanych górników – to sukces, gdy siła trzęsienia ziemi sięga 5 stopni w skali Richtera, a na dole wszystko się po prostu wali. Cieszyłam się jak dziecko, mając w pamięci katastrofę w kopalni Zofiówka z maja 2018 r., gdy po podziemnym wstrząsie akcja trwała 11 dni. Zginęło pięć osób. Pamiętałam obrazki, jak strop całował spąg (sufit stykał się z podłogą). 11 zastępów ratowników, czyli 55 osób, na zmianę, 770 m pod ziemią przeczesywało obszar o wymiarach 650 na 750 m.
W sprawie KGHM warto zadać sobie kilka pytań. Pojawiły się wątpliwości, jaki wpływ na bhp miały opisane przez „Gazetę Wyborczą” przetargi ustawiane przez chrześniaka Adama Lipińskiego z PiS. Moim zdaniem akurat na bhp ten wpływ był znikomy, choć teleinformatyka jest coraz ważniejszym elementem działalności górniczej. Rzeczony chrześniak jest zatrudniony w Centralnym Ośrodku Przetwarzania Informacji. Zasadne jest za to inne pytanie: czy nie należałoby się wnikliwie przyjrzeć warunkom geologiczno-górniczym tej kopalni.
Zwłaszcza że infrastruktura tego właśnie zakładu (oraz Sierpolu, czyli Polkowic-Sieroszowic) będzie służyć do wydobycia rudy z największego europejskiego złoża (300 mln ton rudy) Głogów Głęboki – i to aż 1385 m pod ziemią. A im głębiej, tym trudniej – to stara i prosta górnicza prawda. Pojawia się coraz więcej zagrożeń, m.in. tąpania. Górotwór odpłaca się pięknym za nadobne: gdy się w niego ingeruje, daje o sobie znać. Zwłaszcza gdy przez kopalniane wyrobiska staje się dziurawy jak szwajcarski ser.
Warto też przypomnieć, że rudę wydobywa się inaczej niż węgiel. Przynajmniej na razie i w Polsce. Nie ma urabiania ściany kombajnem. Jest wiertnica, która robi dziury, a w te wtyka się materiały wybuchowe i je detonuje. Dopiero skruszona skała zawierająca rudę trafia na „łyżkę” (ważącą ok. 15 ton ładowarkę kołową), która transportuje ją na „kratę” (sito rozdrabniające), skąd spada na taśmociąg i dopiero potem jest transportowana na powierzchnię. Ale materiałów wybuchowych używa się też profilaktycznie do rozprężania skał, by nie dochodziło do podziemnych wstrząsów. Tyle że paradoksalnie może do nich dojść właśnie po strzelaniu. Ale na razie nikt nie wymyślił lepszego sposobu.
KGHM i komisja WUG będą wyjaśniać okoliczności kolejnego wypadku w Rudnej. Dla Polskiej Miedzi ta kopalnia, przynajmniej na razie, ma znaczenie strategiczne. Nie ma jednak zgody na to, by w polskich kopalniach znowu przypomniało o sobie hasło „nieważne życie, a wydobycie”, które podnosili górnicy po wypadkach w węglowym Zagłębiu Wałbrzyskim, nieczynnym od lat 90. XX w.