Górnicy, którzy w czwartek zginęli w kopalni Murcki-Staszic w Katowicach nie powinni wchodzić do rejonu, w których ich znaleziono; legalna penetracja wyrobiska, z udziałem ratowników, była planowana na niedzielę - dowiedziała się PAP.

Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła już prokuratura.

Dwaj pracownicy działu wentylacji zmarli w czwartek w czasie penetracji otamowanego wyrobiska 900 m pod ziemią, znaleźli się w atmosferze niezdatnej do oddychania. Mieli 32 i 37 lat. Nieprzytomnych kolegów znaleźli inni górnicy. Wezwany lekarz stwierdził zgon obu mężczyzn.

"Z zeznań świadków i analizy dokumentów wynika, że pracownicy nie powinni być w tym miejscu. Będziemy ustalać, dlaczego się tam znaleźli" - powiedział PAP Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej, do której należy kopalnia Murcki-Staszic.

Górnicy zginęli, bo znaleźli się w atmosferze niezdatnej do oddychania. Weszli do otamowanego rejonu kopalni. Jak dowiedziała się PAP, planowano wejście do tego chodnika i sprawdzenie, czy nadaje się on do użytkowania. Takie akcje przeprowadza się jednak wyłącznie z udziałem zastępów ratowniczych, muszą być też zgłoszone nadzorowi górniczemu.

Przyczyny wypadku ustala Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach. Jego dyrektor Jerzy Kolasa powiedział PAP, że penetracja chodnika - w trybie akcji ratowniczej - była planowana na najbliższą niedzielę. "Zostało to zgłoszone, ta procedura została zachowana. Kilka dni wcześniej to było zgłoszone i wiedziałem, że 24 lutego będzie taka akcja prowadzona" - powiedział dyrektor.

Potwierdził, że pracownicy, którzy zginęli, nie powinni wchodzić do wyrobiska "w tym czasie i w taki sposób".

Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła w piątek Prokuratura Rejonowa Katowice-Wschód. Prok. Beata Książek-Nowicka z Prokuratury Okręgowej w Katowicach powiedziała PAP, że postępowanie jest prowadzone pod kątem art. 220 Kodeksu karnego, czyli niedopełnienia obowiązków w zakresie BHP i narażenie przez to pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Do podobnego wypadku doszło w czerwcu 2005 r. w kopalni Pokój w Rudzie Śląskiej. Wówczas szef działu wentylacji i jego zastępca zginęli 790 m pod ziemią, kiedy niezgodnie z przepisami weszli w odizolowany wcześniej rejon kopalni.

W marcu 1998 r. sześciu ratowników górniczych zginęło w kopalni Niwka-Modrzejów podczas tzw. cichej, niezgłoszonej penetracji nieczynnego wyrobiska. Od tego czasu każde wejście w taki rejon musi odbywać się na zasadach akcji ratowniczej i być zgłoszone do WUG.

Poza tąpaniami, pożarami lub wybuchami gazów czy pyłu węglowego górnicy są narażeni także na niebezpieczeństwo związane z kopalnianą atmosferą, która jest mieszaniną powietrza atmosferycznego i gazów wydzielających się z wyrobisk. Pojawiają się w nich gazy o stężeniach zagrażających zdrowiu i życiu lub jest w nich niedostateczna ilość tlenu. Stąd jednym z kluczowych zadań jest właściwe przewietrzanie podziemnych wyrobisk.

Zmarli w czwartek górnicy to szósta i siódma w tym roku śmiertelna ofiara w polskich kopalniach. 22 stycznia w kopalni Rydułtowy wskutek tąpnięcia zginął 44-letni górnik, a ośmiu innych pracowników doznało obrażeń.

Najtragiczniejszym ubiegłorocznym wypadkiem górniczym było majowe tąpnięcie w kopalni Zofiówka, gdzie zginęło pięciu górników. Ponadto 20 grudnia ub. roku w czeskiej kopalni CSM Stonawa wybuch metanu zabił 13 górników, wśród nich 12 Polaków.