Pomysł rekompensat podwyżek cen energii to nic nowego. Takie rozwiązanie funkcjonuje na Węgrzech. Dzięki niemu początkowo obywatele oszczędzali. Teraz przepłacają.
Kryzys, który boleśnie dotknął Węgry, znacznie pogorszył nastroje społeczne. Znalazło to odbicie w notowaniach partii rządzącej. Fidesz, który w 2010 r. wygrał wybory, na początku 2012 r. popierało już tylko 16 proc. Węgrów. Sytuacji nie sprzyjał spór z UE, która krytykowała Viktora Orbána za zapędy autorytarne. Potrzebne były działania, które przyczyniłyby się do poprawy notowań rządu.
W kolejnych miesiącach 2012 r. politycy partii rządzącej coraz głośniej mówili, że Węgrzy płacą zbyt wysokie rachunki za prąd i gaz, za czym miały stać zagraniczne koncerny. Obniżenie cen miało być elementem odzyskiwania suwerenności. Decyzję, że państwo obniży opłaty, zakomunikowano w mikołajki 6 grudnia 2012 r..
Pretekstem wprowadzenia regulacji cen były podwyżki wprowadzane przez dostawców energii mające pokryć koszt dodatkowych podatków, którymi zostali oni obciążeni (podobnie jak przy podatku bankowym, opłaty zostały przerzucone na klientów). Przepisy zaczęły obowiązywać w maju 2013 r. Informacja o obniżkach została umieszczona na rachunkach. W tabeli pomarańczowej jak barwy Fideszu zapisano, ile odbiorca zaoszczędził dzięki urzędowym obniżkom w danym miesiącu.
Państwo wyznaczyło maksymalne opłaty za gaz i prąd, a równolegle zaczęło obniżać podatki. W latach 2013–2014 ceny gazu i prądu obniżono o 25 proc., a ogrzewania – o 23 proc. Spółki energetyczne zostały znacjonalizowane – państwo porozumiało się z dotychczasowymi właścicielami i odkupiło udziały od Niemców z RWE i Francuzów z GDF Suez. W ten sposób zapewniono wykonalność obniżek. Państwo fizycznie nie dopłacało do tego procesu z budżetu. Poparcie dla Fideszu rosło do 10 pkt proc. co pół roku.
Mimo to cena energii na Węgrzech nie jest tak niska, jak mogłaby być, zważywszy na atrakcyjne kontrakty z rosyjskim Gazpromem. Przyczyny tego stanu rzeczy można upatrywać w tym, że ceny energii zostały zamrożone według stanu z 2013 r., choć na rynkach światowych staniały. Obniżka cen pomogła obywatelom, ale monopolizacja rynku utrzymała je na wysokim poziomie, przynosząc operatorom rekordowe zyski.
Do tego stopnia, że w lutym 2018 r. niemiecki E.ON opublikował nowy cennik dla odbiorców indywidualnych, który przewidywał stawki za gaz niższe niż państwowe. Spółka argumentowała, że może zaproponować konkurencyjne ceny dlatego, że kupuje gaz na wolnym rynku. Sprawa stała się przedmiotem krytyki ze strony rządu. Jego przedstawiciele oskarżali Niemców, że mieszają się w kampanię przed kwietniowymi wyborami. Sprawa na nowo rozbudziła dyskusję, czy odgórna regulacja jest wciąż zasadna. Ze względów politycznych rząd nie zdecyduje się jednak na ponowne uwolnienie rynku.
Odgórnie stanowione ceny krytykowała Komisja Europejska. Orbán jednak dowodził, że nie ma ona kompetencji, aby uniemożliwić Węgrom płacenie niskich rachunków. A przed kwietniowymi wyborami rząd wprowadził dodatkowe bonifikaty na sezon grzewczy w wysokości 10 tys. forintów (135 zł) dla tych, którzy ogrzewają domy gazem. Od 2019 r. z ulg skorzystają też posiadacze pieców węglowych i na drewno.