W 2017 r. renty i emerytury zostaną podniesione tylko o 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia z roku 2016. Podstawą do takich ustaleń jest rozporządzenie Rady Ministrów z 14 lipca 2016 r. w sprawie wysokości zwiększenia wskaźnika waloryzacji w 2017 r. (Dz.U. z 2016 r. poz. 1097). – Rząd nie miał innego wyjścia, jak ogłosić rozporządzenie z zaproponowaną przez siebie wielkością. W czasie prac Rady Dialogu Społecznego nie przyjął sugestii trzech central związkowych, żeby było to 50, a nie 20 proc. – wyjaśnia Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ.
Związkowcy przekonują, że niewiadoma jest inflacja, która ma także wpływ na ostateczną wysokość waloryzacji. Zgodnie z art. 89 ust. 2 ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 887) deflacja powoduje obniżenie wskaźnika, o jaki podnosi się świadczenia, zaś inflacja – podwyższa go. Ministerstwo Finansów zakłada, że w przyszłym roku wyniesie ona 1,3 proc.

Polecany produkt: Emerytury i renty 2016 >>>

– Ale nawet w takiej sytuacji waloryzacja będzie groszowa, a emeryci będą oczekiwać zwiększenia świadczeń. Najlepszym rozwiązaniem będzie stworzenie nowego mechanizmu waloryzacji, który corocznie będzie uwzględniać wzrost gospodarczy kraju – uważa Andrzej Strębski, niezależny ekspert ubezpieczeniowy.
Wiele wskazuje na to, że rząd wkrótce przygotuje jakieś rozwiązanie zmierzające do podwyżki świadczeń. Już trwają rozmowy na ten temat. Pod uwagę są brane trzy warianty. Pierwszy z nich zakłada przyznanie jednorocznych dodatków dla emerytów mających świadczenia poniżej przeciętnego. Drugi – umożliwi podwyżkę minimalnych rent i emerytur. Najwięcej zmieniłoby się przy zastosowaniu trzeciego wariantu: powstałby nowy wzór waloryzacji uwzględniający wzrost PKB.
W tej chwili najbardziej prawdopodobnym wariantem wydają się podwyżki emerytur minimalnych o 100 zł lub – co już było zapowiadane – do 1000 zł. Premier Beata Szydło zobowiązała resort do przygotowania na przyszły rok wariantów podwyżek najniższych świadczeń. Problemem są jednak pieniądze. Emerytury w ZUS w wysokości minimalnej pobiera blisko 80 tys. osób, zaś koszt podniesienia tych świadczeń o 100 zł miesięcznie wyniósłby 100 mln zł rocznie. Do tego należy dodać drugie tyle emerytów, których świadczenie jest nieco powyżej minimalnego i nie przekracza 990 zł. I to właśnie te świadczenia mogą być zwiększone o więcej, niż to wynika z przyszłorocznego wskaźnika waloryzacji. Jednocześnie cały czas jest rozważane przyznanie dodatków. Ich koszt dla budżetu to 1,7 mld zł. Przy czym podział tej kwoty może być dowolny, np. pieniądze mogą być skierowane wyłącznie do osób, które pobierają emeryturę minimalną.