- Gospodarstwa domowe mają nadwyżki. To idealny moment, by zacząć dodatkowo oszczędzać na starość - mówi w wywiadzie dla DGP Bartosz Marczuk wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
Czy powinniśmy się ograniczać do emerytur tylko z systemu powszechnego, czy one zapewnią nam godne życie na starość, biorąc pod uwagę prognozy demograficzne, jakimi dziś dysponujemy?
Trzeba mieć nadzieję, że te prognozy się nie sprawdzą, czy to dzięki polityce prorodzinnej, czy szybkiemu wzrostowi gospodarczemu, czy powrotom emigrantów do Polski, dzięki polityce migracyjnej państwa. Bo rzeczywiście system emerytalny w ostatecznym rozrachunku zależy od demografii. Jeśli prognozy miałyby się sprawdzić, to problem, na który narzekamy już dziś – czyli wielkość świadczeń emerytalnych – będzie się pogłębiał. Według danych OECD w 2050 r. stopa zastąpienia będzie wynosić ok. 30 proc. Przekładając to na pieniądze, o ile dziś mamy przeciętną emeryturę na poziomie 2300 zł, to za 30 lat osoby urodzone w latach 70. i 80. ubiegłego wieku będą dostawać średnio 1200–1300 zł. Może się więc okazać, że to, na co narzekamy dzisiaj, nie jest wcale takie straszne w porównaniu z tym, co nas czeka w nie tak bardzo odległej przyszłości.
Reforma systemu emerytalnego była 20 lat temu, w jakim kierunku zmierza demografia też wiadomo nie od dziś. Co poszło nie tak? Dlaczego np. nie udało się zbudować skutecznego programu dodatkowego oszczędzania na starość?
Dwie rzeczy poszły nie tak. Pierwsza, podstawowa sprawa to nasza zamożność. W ciągu pierwszych 30 lat transformacji trudno było oczekiwać od Polaków odrabiających zaległości konsumpcyjne czy edukacyjne, kształcąc się za własne pieniądze, stosunkowo mało przy tym zarabiając, żeby dodatkowo jeszcze oszczędzali z myślą o emeryturze. W tej chwili moment na to jest idealny, można już w jakiś sposób tego wymagać. Bo dochód rozporządzalny gospodarstw domowych jest wyższy o 20–25 proc. od ich wydatków i to jest sytuacja bez precedensu. Mamy więc nadwyżki. Druga sprawa, która poszła nie tak: nie było dobrego produktu, który mógłby do takiego oszczędzania zachęcać.
IKE i IKZE są źle skonstruowane? Czym się będą od nich różniły uruchamiane niebawem pracownicze plany kapitałowe?
Doświadczenia innych krajów wskazują na to, że to nie zachęty podatkowe decydują o tym, czy ktoś dodatkowo oszczędza, czy nie. A na nich do tej pory opierał się III filar emerytalny. PPK to oszczędzanie z turbodoładowaniem, gdzie nie tylko ubezpieczony wpłaca składkę, ale także jego pracodawca, wspierać go też będzie państwo. Wierzę, że stricte finansowa konstrukcja tego produktu sprawi, że w miarę upływu czasu coraz więcej osób będzie dostrzegać korzyści i uczestniczyć w pracowniczych planach kapitałowych. To będą aktywa prywatne, bezpieczne, mam nadzieję, że obawy w stosunku do PPK, jakie mają Polacy po tym, co się stało z OFE, zostaną przełamane. Ale też zakładam, że nie stanie się to od razu, że będzie to raczej długi marsz.
O ile PPK mogą zwiększyć emeryturę? I jaki powinien być idealny model zabezpieczenia na starość, czyli ile powinniśmy dostawać z emerytury podstawowej, jak dużą częścią powinna być ta dodatkowa?
To, o ile wypłaty z PPK zwiększą świadczenie, jest indywidualne, zależy od wielu czynników. Można to sprawdzić w kalkulatorze PPK udostępnianym na specjalnej stronie poświęconej pracowniczym planom kapitałowym. Działa tu żelazna reguła, że im więcej wpłacamy, im dłużej oszczędzamy, tym więcej gromadzimy kapitału i większe wypłaty potem możemy uzyskać. Przeciętnie osoba, która zacznie oszczędzać w 30. roku życia, zarabia nieco poniżej średniej pensji, czyli 3500–4000 zł, i odkłada 2-proc. składkę własną, a jej pracodawca wpłaca podstawowe 1,5 proc. przy rocznym wsparciu państwa w wysokości 240 zł, może liczyć na świadczenie wypłacane w okresie 20 lat w granicach 500–600 zł. Co dodając do 1200–1300 zł emerytury z ZUS, oznacza, że część z PPK będzie stanowić ok. 30 proc. całego świadczenia. I to jest sporo. Pamiętajmy jednak, że to wyliczenia według obecnych wartości nominalnych. Oszczędzając odpowiednio więcej i dłużej, świadczenia można będzie nawet podwoić.