Najnowsza zmiana w polskim systemie emerytalnym wygląda na zupełnie niepotrzebną i wprowadzaną wyłącznie z powodu bieżących potrzeb polityczno-budżetowych.
Jedynym jej wymiernym i natychmiastowym efektem będzie pobranie przez rząd 15 procent aktywów zgromadzonych w OFE. Przydadzą się one do ograniczania powiększonej przez obietnice wyborcze PiS dziury budżetowej.
Argumentacja, że to sprawiedliwe, bo wypłaty emerytury z ZUS są obciążone podatkiem dochodowym jest prawdziwa, ale nie tłumaczy wyboru momentu, w którym rząd zabiera pieniądze. W przypadku nowych IKE też przecież można by to robić w momencie przekazywania środków ludziom, tak jak przy emeryturach, czyli na końcu całego procesu, a nie na początku. Wtedy jednak nie byłoby żadnej korzyści budżetowej w tym i przyszłym roku.
Dzięki wprowadzeniu „opłaty przekształceniowej” pojawi się przelew gotówki do rządu, czyli jedyny namacalny finansowy konkret całej operacji.
Cała reszta opowieści snutej przy okazji tego przekształcenia przez premiera Morawieckiego to kombinacja bajek i nieprawd.
Kiedy mówi on, że „100 procent środków z OFE przekazujemy na prywatne konta emerytalne”, to myli się aż dwa razy. Po pierwsze nie 100 procent, tylko 85 procent, bo 15 przecież za chwilę zabierze. Po drugie istnieje kwestia tego co to znaczy „prywatne”. Czy można nazywać prywatnym majątek, którym nie można rozporządzać? Nie można go sprzedać, ani wydać na co się chce, nie można nawet samodzielnie zdecydować w co go zainwestować.
Proszę zauważyć, że w tym kontekście nowe rozwiązania niczym nie różnią się od dotychczasowych OFE. Tam też nie mogliśmy zgromadzonych aktywów dotknąć, nie mogliśmy ich sprzedać, ani mieć wpływ na zarządzanie nimi. I też mieliśmy je dostać dopiero na emeryturze.
Poza zainkasowaniem przez rząd 15 procent zgromadzonych w OFE środków zmienia się coś jeszcze. Przekładając majątek z obowiązkowych OFE do dobrowolnych IKE de facto pomniejszymy sobie emeryturę. Bo „prywatne” środki z IKE po osiągnięciu wieku emerytalnego nie zamienią się w świadczenie emerytalne, które jest wypłacane regularnie co miesiąc, aż do śmierci. W przypadku oszczędności z IKE uzyskamy po prostu dostęp do całości środków na rachunku i będziemy mogli z nimi zrobić co chcemy. To swoją drogą trochę absurdalne – obowiązkowy system emerytalny chroni część naszych bieżących dochodów przed natychmiastowym przejedzeniem i przepiciem po to, aby było z czego finansować system dzięki któremu będziemy dostawać dożywotnią emeryturę. W przypadku IKE ustawa nie pozwoli nam przejeść i przepić natychmiast części naszego majątku tylko po to, aby dać nam taką możliwość na 65 czy też 60 urodziny.
Z drugiej jednak strony skutkiem takiego przekształcenia będzie zmniejszenie wartości majątku w OFE do zera, a akurat OFE wciąż miały niewielki, ale jednak wpływ na wysokość przyszłej emerytury.
Drugim więc efektem proponowanych przez rząd zmian, chociaż nie będzie to skutek natychmiastowy, będzie zmniejszenie naszych państwowych emerytur.
W zamian mamy mieć możliwość wypracowania sobie w IKE bogactwa dzięki inwestycjom kapitałowym, czyli dzięki obarczaniu naszego majątku ryzykiem rynkowym. Po pierwsze to może oznaczać, że efektem inwestowania będzie strata, albo zysk przygnębiająco niewielki. A po drugie to też już było w OFE, więc w zamian za niższą emeryturę nie pojawia się nic nowego.
Czyli: nasz wpływ na nasze pieniądze pozostaje dokładnie taki sam jak w OFE, czyli żaden. Zmienia się to, że pomniejszamy sobie państwową emeryturę, a państwo przy okazji zabiera nam 15 procent całości majątku, co jest jedyną natychmiastową i wymierną zmianą w całej tej operacji.
Mówienie przy tym, że to "najlepsza i najbardziej korzystna ze wszystkich prywatyzacji, jakie się zdarzyły po 1989 r., (...) oddająca Polakom ich wypracowany kapitał" jest delikatnie mówiąc średnim żartem.