Prawie 7,5 mld zł będzie kosztowała waloryzacja emerytur i rent. Do tego dochodzi Emerytura plus. Na jej wypłatę potrzeba ok. 10,8 mld zł, z czego 9,1 mld zł trafi do klientów ZUS, 1,2 mld do rolników z KRUS i ok. 500 mln do służb mundurowych.
Bywały już jednorazowe dodatki dla emerytów, waloryzacja kwotowa czy mieszana i przyzwoita waloryzacja procentowa, ale rząd Prawa i Sprawiedliwości chce przeprowadzić to wszystko naraz. Oczywiście wcześniej wybory także wpływały na decyzje rządzących. W 2011 r. Donald Tusk zdecydował o waloryzacji kwotowej w 2012 r.
DGP
PiS podbija wydatki na emerytów w okolice 1 proc. PKB. Pierwotnie rząd planował 3,26 proc., co miało kosztować 6,86 mld zł. Potem zagwarantował minimum 70 zł, co zwiększyło koszty całej operacji do niemal 8 mld zł. Ostatecznie, ponieważ inflacja okazała się niższa od oczekiwań, wskaźnik waloryzacji procentowej wyniósł 2,86 proc., co oznacza, że faktycznie koszty całej operacji były niższe o 0,5 mld zł od założonych. Granica waloryzacji procentowej przebiega na poziomie 2448 zł. Wcześniej rząd liczył, że będzie ona nieco niżej, w okolicach przeciętnej emerytury. Aż 74 proc. emerytów objęła podwyżka kwotowa 70 zł.

Zaremba: O tym, jak Mateusz Morawiecki ratując swój obóz zgubił samego siebie [OPINIA] >>>>

Emerytury plus mają kosztować prawie 11 mld zł. Rząd nad nimi pracuje i ma dwa problemy: czas i powszechność. Świadczenia mają być wypłacone w maju, czyli jest miesiąc na przyjęcie ustawy, bo ZUS musi być gotowy na wypłaty do połowy kwietnia. Czyli ustawa powinna być znana zapewne w ciągu kilku dni. Potem musi być konsultowana i w ekspresowym trybie przyjęta przez parlament i podpisana przez prezydenta.
Taki pośpiech oznacza, że rozwiązanie musi być maksymalnie proste, by ZUS nie musiał wprowadzać zbyt wielu zmian do swoich systemów informatycznych. A to z kolei może kolidować ze zwykłym poczuciem sprawiedliwości. Wiadomo, że wypłaty mają być maksymalnie powszechne, otrzymają je nie tylko emeryci z ZUS i KRUS, lecz także renciści. Rząd ma jednak zgryz z tymi, których świadczenie jest niższe od minimalnego. To ponad 220 tys. osób, których sytuacja jest różna. Wysokość świadczenia nie mówi nic o ich statusie materialnym. Są wśród nich ci, którym zabrakło nieco stażu do emerytury minimalnej, i ci, którzy odprowadzili tylko kilka składek w ciągu całego życia i teraz mieliby otrzymać identyczne świadczenie jak osoby pracujące całe życie. – Takie osoby i tak mają korzyść, bo choć opłaciły jedną składkę, to mają prawo do darmowej opieki medycznej przez całe życie – podkreśla Aleksandra Wiktorow, była prezes ZUS, gdyż od każdego, nawet groszowego świadczenia jest odprowadzana składka na NFZ.
Wypłata 18 mld zł emerytom w małym stopniu wesprze konsumpcję
Obecnie są trzy koncepcje, jak rozwiązać ten problem. Pierwsza – wypłacić wszystkim po 1100 zł. Druga – Emeryturę plus w pełnej wysokości otrzymałyby osoby, które dostają od połowy minimalnej emerytury, a reszta dostałaby trzynastkę w wysokości dotychczasowego świadczenia, nawet gdyby miało to oznaczać groszowe wypłaty. Trzeci pomysł to podział tej grupy na kilka mniejszych, stworzenie kilku progów i wypłata świadczenia od kilkudziesięciu złotych do pełnej wysokości w zależności od tego, w której grupie znajdzie się emeryt. To rozwiązanie jest najmniej prawdopodobne, bo jest zbyt skomplikowane dla ZUS. Minister rodziny, pracy i polityki społecznej ma nadzieję, że rozwiązanie uda się wypracować w konsultacjach.
Wielkość wsparcia dla emerytów to jedno, drugie to zasady tego wsparcia i jego skutki. Jakub Sawulski, ekonomista Instytutu Badań Strukturalnych, uważa, że konstrukcja wypłat – zwłaszcza trzynastej emerytury – nie jest najlepsza. – Emeryci nie są grupą, której trzeba pomagać w pierwszej kolejności. A już na pewno nie wszystkim – mówi. – Wskaźniki ubóstwa wśród emerytów nie są gorsze niż np. osób w wieku produkcyjnym czy dzieci. Dawanie trzynastej emerytury wszystkim jest bez sensu – dodaje. Według niego lepszym rozwiązaniem byłoby zaadresowanie pomocy do wybranej grupy. Na przykład tych, którzy dostają mniej niż emeryturę minimalną albo niskie emerytury rolnicze.
– Trzeba sobie też zadać pytanie, czy taka metoda społecznego wsparcia rzeczywiście wygeneruje impuls fiskalny do gospodarki, tak jak tego chciałby rząd. Według mnie bardziej skuteczne z tego punktu widzenia było bardziej radykalne zmniejszenie kosztów pracy – uważa Jakub Sawulski.
Marcin Mrowiec, główny ekonomista banku Pekao SA, ocenia, że wypłata dodatkowych ok. 18 mld zł dla emerytów w ograniczony sposób wesprze konsumpcję. – To dużo pieniędzy, gospodarka je zauważy. Ale trafią do konsumentów specyficznych, którzy mają dużą skłonność do odkładania na czarną godzinę, a nie wydawania wszystkiego od razu – mówi. Według jego szacunków emeryci wydadzą około 30–45 proc. dodatkowych środków.
O ile gospodarka na dodatkowych wypłatach dla emerytów może nieznacznie zyskać, o tyle w finansach publicznych będzie to zauważalny ubytek. Choć zapewne nie od razu widoczny. Eksperci sądzą, że jeszcze w tym roku da się to sfinansować, nie wywołując większych napięć. Po pierwsze, koszty waloryzacji zostały już uwzględnione w budżecie, więc zaskoczenia nie ma. Po drugie, nawet trzynasta emerytura nie powinna stanowić problemu, choćby dlatego że w czerwcu Narodowy Bank Polski powinien wpłacić zysk za 2018 r. Może on wynosić 5–7 mld zł.
– Poza tym bardzo dobra sytuacja fiskalna w 2018 r. pozwoliła rządowi stworzyć pewne rezerwy, po które teraz można sięgnąć. W tym roku wielkich napięć nie będzie, ale problemy mogą zacząć się w roku przyszłym – ocenia Mrowiec.

Majętne lekkoduchy, czyli dlaczego konsumpcja tak silnie reaguje na płace, a ludzie tak mało oszczędzają >>>>

Finanse publiczne odczują dzisiejsze emeryckie wypłaty w następnych latach ze względu na sposób tegorocznej waloryzacji. Jakub Sawulski zwraca uwagę, że w ten sposób zwiększa się baza do waloryzacji również na kolejne lata. – Skutki będą odłożone w czasie, bo już w kolejnym i w każdym następnym roku podwyżki będą naliczane od tegorocznej wyższej kwoty – mówi ekonomista IBS. – Jest tendencja, by najniższe emerytury podnosić bardziej, i to jest zrozumiałe z dzisiejszej perspektywy. Ale coraz bardziej odchodzimy od reguły, w myśl której im mniej wpłacisz do ZUS, tym mniejszą emeryturę powinieneś dostać – dodaje Marcin Mrowiec.