Zielona rewolucja staje się faktem. Według nowych wyliczeń opracowanych na zamówienie ONZ, aby osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r., największe kraje będą musiały wydać ok. 125 bln euro (144 bln dol.). Już sama finansowa skala tej przemiany sprawia, że będzie miała ona wiele skutków ubocznych. To znaczy – co tu kryć – przemodeluje nam ekonomiczny porządek. Warto o tych zmianach rozmawiać. Na przykład o tym, jak kwestia klimatu będzie wpływała na inflację.

Ciekawą pracę na ten temat zaprezentowali właśnie ekonomiści Donata Faccia, Miles Parker i Livio Stracca, związani z Europejskim Bankiem Centralnym. Stąd właśnie ich koncentracja na relacjach między klimatem a poziomem cen. Bądź co bądź ten ostatni jest nadal głównym obszarem zainteresowania bankowości centralnej.
Ekonomiści z EBC pokazują, że istnieją przynajmniej trzy kanały, poprzez które „zielone” procesy i tematy wpływają na zagadnienia inflacyjne. Pierwszy z nich to efekt ocieplenia klimatu dla rolnictwa oraz rynku żywności. To już się dzieje. W wielu miejscach globu wysokie temperatury oraz susze przekładają się na plony. A co za tym idzie – także na poziom cen żywności. Chodzi jednak także o wpływ na rolnictwo trójcy największych klęsk żywiołowych: powodzi, trzęsień oraz wichur. One także – wskazują klimatolodzy – mogą nas nawiedzać częściej, w miarę jak klimat będzie się dalej zmieniał.
Po drugie, czeka nas proces transformacji energetycznej, którego celem ma być neutralność klimatyczna (zwana w literaturze anglojęzycznej net zero). Dochodzenie do tego celu wiąże się z dekarbonizacją. Węgiel pozostaje jednak w większości krajów głównym paliwem zapasowym, które ma nas chronić przed niestabilnością pozyskiwania prądu ze źródeł odnawialnych. W związku z tym najbliższe kilka dekad będzie trudne. Z jednej strony będziemy się karać finansowo za używanie nieczystej energii, a z drugiej – popytu na nią raczej nie zmniejszymy. Chcemy wszak mieć ciepło, sucho, jasno i jeszcze być stale online. Efekt? Energia będzie droga. I będzie stale pchała do góry inne ceny, powodując inflację.
I po trzecie. Jeżeli spełnią się pesymistyczne przewidywania i temperatury stale będą rosły, wpłyną one niechybnie na warunki pracy i życia w wielu wrażliwych na nie miejscach globu. Efektem może być spadek dynamiki produktywności i wzrostu gospodarczego. A co za tym idzie także poziom optymalnych stóp procentowych oraz inflacji.
Niewiele jest na razie na ten temat solidnych prac ekonomicznych. A jeśli są, dotyczą przede wszystkim kanału pierwszego – wpływu anomalii pogodowych na poziom cen. Także na tym zagadnieniu skupia się praca Facci, Parkera oraz Straccy z EBC. Badając relacje pomiędzy wahaniami temperatury a wzrostem cen różnych towarów, pokazują, że mamy tu bez wątpienia bezpośrednie wynikanie. Jest ono dużo bardziej widoczne dla gospodarek rozwijających się niż dla krajów bogatego Zachodu. Ta część pracy ekonomistów jest nieco mniej inspirującą i raczej powtarza wiedzę, którą już dysponujemy. Jednak brawa i uznanie należą im się za samo postawienie sprawy. Bo o związkach cen i klimatu przyjdzie nam w przyszłości jeszcze nieraz rozmawiać. I kto wie, czy nie będzie to jeden z ważniejszych tematów pierwszej połowy XXI stulecia.
Z jednej strony będziemy się karać finansowo za używanie nieczystej energii, a z drugiej – popytu na nią raczej nie zmniejszymy. Chcemy wszak mieć ciepło, sucho, jasno i jeszcze być stale online. Efekt? Energia będzie droga. I będzie stale pchała do góry inne ceny, powodując inflację