Od 20 lat w naszym kraju obowiązuje dysfunkcyjny system gospodarki odpadami opakowaniowymi. Doprowadził do zapaści wiele firm rodzinnych, co jednocześnie skutkuje wzrostem cen dla mieszkańców - mówi Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia „Polski Recykling”.
Od 20 lat w naszym kraju obowiązuje dysfunkcyjny system gospodarki odpadami opakowaniowymi. Doprowadził do zapaści wiele firm rodzinnych, co jednocześnie skutkuje wzrostem cen dla mieszkańców - mówi Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia „Polski Recykling”.
Jak wasza branża ocenia projekt ustawy o rozszerzonej odpowiedzialności producenta?
Stowarzyszenie „Polski Recykling”, jako organizacja zrzeszająca przedstawicieli polskich firm z obszaru gospodarki odpadami, od lat domaga się zmiany krajowego systemu ROP. Luka inwestycyjna w branży odpadowej wynosi obecnie 9 mld zł i nadal się powiększa. Od 2018 r. prawie 30 proc. zakładów recyklingu zostało zmuszonych do zamknięcia działalności. W tym samym czasie opłata wnoszona do systemu przez wprowadzających produkty w opakowaniach w Polsce była najniższa w Europie.
W efekcie od 20 lat w naszym kraju obowiązuje dysfunkcyjny system gospodarki odpadami opakowaniowymi. Są one wszędzie – w lasach, w parkach, na polach – tylko nie tam, gdzie ich potrzeba. W zakładach recyklingu ich brakuje. Obecny system doprowadził do zapaści wiele firm rodzinnych, co jednocześnie skutkuje wzrostem cen odbioru odpadów od mieszkańców gmin.
Stąd nowelizacja obecnego systemu jest niezbędna, a projekt przygotowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska to krok w dobrym kierunku, wymaga jednak jeszcze zmian.
Jakie są wasze główne postulaty?
Nasze uwagi przekazaliśmy już do resortu klimatu. Przede wszystkim proponujemy rozszerzenie zapisu, zgodnie z którym 80 proc. strumienia środków ma trafiać do gmin – w obecnej wersji nie uwzględnia on finansowania z tych pieniędzy recyklingu odpadów. Tymczasem wsparcie finansowe przetwarzania odpadów z gospodarstw domowych jest niezbędne, jeżeli chcemy osiągnąć wymagane poziomy recyklingu. Skutkiem przyjęcia przepisu w proponowanej wersji byłoby zatem faworyzowanie recyklingu odpadów przemysłowych.
Dlatego też niezbędne jest m.in. podniesienie maksymalnej stawki opłaty opakowaniowej z 2 do 4 zł za kilogram i sprawiedliwe rozdysponowanie tych pieniędzy. Postulujemy również o nadanie organizacjom odpowiedzialności producentów statusu spółek akcyjnych non profit oraz wprowadzenie obowiązku wydatkowania przez te organizacje co najmniej 98 proc. środków z wynagrodzeń na działania związane z gospodarowaniem odpadami opakowaniowymi. Przypomnijmy, że obecnie w projekcie jest 95 proc.
Postulujemy też, by w radzie doradczej przy szefie resortu zasiadało po trzech przedstawicieli organizacji reprezentujących zbierających oraz przetwarzających odpady opakowaniowe, a nie po dwóch, jak proponuje resort.
Jeżeli chodzi o maksymalną stawkę, podobne postulaty wysuwają też samorządy i NGO. Liczy pan, że resort przyjmie wasze argumenty? Nie boicie się, że raczej będzie się kierował obawą przed krytyką dotyczącą wprowadzania kolejnego parapodatku, za który ostatecznie zapłacą konsumenci?
Chcemy wspierać resort klimatu przy dopracowywaniu przepisów nowelizacji. Liczymy na to, że zrozumie, że zaproponowana maksymalna stawka opłaty opakowaniowej w wysokości 2 zł za kilogram wprowadzonych opakowań jest zbyt niska.
Dlaczego?
Koszt netto selektywnej zbiórki i przygotowania do recyklingu niektórych odpadów już w chwili obecnej przekracza 2 zł za kilogram, nawet bez uwzględnienia samego procesu recyklingu. Przy ciągle wzrastających cenach energii koszty netto zbiórki i przetwarzania odpadów opakowaniowych również będą rosły, dlatego w naszej opinii maksymalna stawka powinna wynosić nie 2 zł, lecz 4 zł za kilogram.
A jakie argumenty stoją za podniesieniem – z 95 proc. do 98 proc. – limitu środków z wynagrodzeń OOP, które mają one przekazywać na działania związane z gospodarowaniem odpadami opakowaniowymi?
Organizacje odpowiedzialności producentów mają działać na rzecz wprowadzających, w ich interesie. Z tego, co pamiętam, samo środowisko wprowadzających postulowało, aby organizacje pośredniczące w potwierdzaniu recyklingu działały w formule non for profit. My popieramy takie rozwiązanie. Biorąc pod uwagę stale wzrastające wpływy z tytułu wynagrodzeń w kolejnych latach funkcjonowania systemu, 5 proc. zagwarantowane organizacjom odpowiedzialności producentów na samą ich działalność będzie olbrzymią kwotą, która nie będzie miała uzasadnienia w rzeczywistych kosztach ich funkcjonowania.
Nowe przepisy spowodują, że wiele organizacji odzysku zniknie z rynku, zostanie kilka największych mających w akcjonariacie firmy wprowadzające. Czy to uzasadnione, żeby koncerny zarabiały (tak jak teraz) pieniądze na organizowaniu dla siebie dokumentów potwierdzających recykling?
Skończmy z optymalizacją kosztów dla wprowadzających opakowania na rynek, w zamian trzeba optymalizacji wpływu opakowań na środowisko naturalne. Wiem, że działania SPR burzą status quo, a to może skutkować atakami różnych środowisk na mnie i na SPR. Niemniej mówimy o przyszłości naszego kraju, chcemy mieszkać w czystej Polsce, walczymy w dobrej sprawie.
O jakich atakach pan mówi?
Pewna grupa interesów, mająca wpływ na dotychczasowy kształt systemu w gospodarce, otwarcie atakuje projekt MKiŚ, nasze stowarzyszenie, jak również mnie personalnie. Nie jest to dla mnie nowość, bo już od kilku lat jesteśmy niewygodni dla tych środowisk. My chcemy realnego recyklingu i uczciwie działających firm – tylko tyle i aż tyle. Przewagi konkurencyjnej dla firm przestrzegających przepisów.
Nasze stowarzyszenie już od kilku lat alarmuje ministerstwo, że system gospodarki odpadami jest dysfunkcyjny, dziurawy i należy go naprawić. Można zarabiać pieniądze na zbieraniu odpadów, na recyklingu, ale na samym pośrednictwie w obrocie potwierdzeń recyklingu? Myślę, że zdrowy rozsądek mówi, że takie organizacje powinny działać non for profit, na rzecz wprowadzających i dla dobra społeczeństwa. Gorąco liczę, że rząd przychyli się do naszego postulatu. Podpisze się pod słuszną sprawą, bo czyste środowisko jest priorytetem. W takim celu zawsze warto walczyć.
Czy – jeżeli wasze postulaty zostaną uwzględnione – pańskim zdaniem system będzie na tyle sprawny, że nie trzeba będzie importować do Polski recyklatu albo odpadów do recyklingu? Z rynku słuchać takie obawy – w tym kontekście wskazuje się na kluczową rolę selektywnej zbiórki.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska musi pogodzić w tym projekcie interesy wielu grup interesariuszy, my jesteśmy kluczowym partnerem, ale niejedynym. Musimy pilnować, żeby ROP nie kończył się na bramie recyklera, bo to nie zbuduje solidnego fundamentu.
Jestem zwolennikiem recyklingu na miejscu, w Polsce. Docelowo polski recykling powinien opierać się na polskich odpadach, a nadwyżkę recyklatów możemy eksportować. Teraz wielu recyklerów posiłkuje się importem, ale mówimy tu o płaceniu kilkuset złotych za tonę odpadów. Nie można mylić tego z importem śmieci komunalnych, który jest zakazany i powinien być surowo karany.
Selektywna zbiórka dostanie przyspieszenia, jak strumień pieniędzy popłynie do zbierających, bez tego ta działalność generuje straty.
Czy to uzasadnione, żeby koncerny zarabiały, tak jak teraz, pieniądze na organizowaniu dla siebie dokumentów potwierdzających recykling?
Rozmawiała Sonia Sobczyk-Grygiel
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama