Większe gminy wydają setki tysięcy złotych na szkolenie mieszkańców, jak segregować odpady. W kampaniach niekiedy brakuje kluczowych informacji, a przekaz bywa infantylny.



400 tys. zł na edukację ekologiczną w tym roku wyda Wrocław. Przewidziano emisję spotów w lokalnych stacjach radiowych, materiały informacyjne dla placówek oświatowych, spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Od 2018 r. na kampanię informacyjno-edukacyjną skierowaną do mieszkańców dotyczącą segregacji odpadów Warszawa już wydała 1,4 mln zł. Opole nowy system segregacji śmieci wprowadzi dopiero w styczniu przyszłego roku, a na edukację w latach 2014–2020 wyda ponad 134 tys. zł.
Nowy system to wyższe koszty związane m.in. z informowaniem mieszkańców o zmianach. Widać to w budżecie Gdańska. W 2017 r. na edukację w zakresie gospodarki odpadami wydano 401 tys. zł, w tym roku zaplanowano 1,2 mln zł. Co z mniejszymi gminami, których na duże akcje nie stać? Te mogą liczyć np. na materiały przygotowane przez resort środowiska w ramach ogólnopolskiej kampanii „Piątka za segregację”, a jej koszt do końca roku to 1,7 mln zł. Informowani więc jesteśmy. Pytanie jednak, czy w profesjonalny sposób?

Bio bez worka

Problemem jest jakość selektywnej zbiórki odpadów komunalnych u źródła, czyli w naszych domach. Dramatycznie sytuacja rysuje się w przypadku odpadów bio. – Oddzielanie tej frakcji idzie fatalnie. Mamy w niej średnio 40 proc. zanieczyszczeń – mówi ekspert gospodarki odpadami Michał Paca.
Eksperci branży odpadowej przyznają, że w brązowych pojemnikach można znaleźć niemal wszystko, by wspomnieć tylko o torebkach foliowych, których przecież kompostować się nie da. Mieszkańcy nie dowiedzą się jednak z folderów informacyjnych, że tych odpadów nie należy wyrzucać w plastikowych reklamówkach. Dlaczego? Część ekspertów przyznaje się do obaw, że gdyby mieszkańcom przypominać, że odpady bio należy wyrzucać bez folii, to w ogóle przestaliby je segregować.
Tymczasem frakcja bio może już w 2020 r. przesądzić o poziomach recyklingu osiąganych przez gminy. Jeśli nie będzie odpowiedniej jakości, trafi na składowisko, a cały wysiłek oddzielania resztek biodegradowalnych pójdzie na marne. Oczywiście folii można próbować się pozbyć, jednak wymaga to użycia specjalnych technologii.
– Potrzebne są instalacje do oczyszczania. Nie mogą to być młyny szybkoobrotowe, bo z tak powstałą biopulpą będziemy pompować do ziemi mikroplastik – zaznacza Michał Paca.

O śmieciach jak do dzieci

Brak istotnych informacji to jedno. Do tego dochodzą: uogólnienia, infantylizacja tematu lub ograniczanie kampanii jedynie do informacji o kolorowych pojemnikach. – Kampania powinna być projektowana na okres dwu-, trzyletni. Powinna prowadzić do zmiany postaw. Ale żeby do tego prowadziła, nie może się ograniczyć tylko do kampanii w mediach – mówi specjalistka z zakresu ochrony środowiska i gospodarki odpadami Hanna Marliere. I jak zaznacza, niezależnie od tego, w jakim mieście czy gminie jest prowadzona, powinna pokazywać konsekwencje określonych zachowań. – W przypadku odpadów bio byłyby to dni otwarte w kompostowni, rozdawanie worków z kompostem czy oferowanie kompostu z odpadów powstałych w gospodarstwach domowych. Powinna to być kampania jakości: pokazująca, że osiągamy ją dzięki temu, że zbierane odpady bio są czyste. To samo dotyczy pozostałych strumieni odpadów – podkreśla.
Kolejnym z zarzutów jest to, że kampanie nie pokazują logiki stojącej za określonym modelem segregacji. – Jestem przekonana, że większość ludzi wciąż nie wie, dlaczego papier z plastikiem nie może być zbierany razem. Na to pytanie nie dostajemy w kampaniach informacyjnych odpowiedzi – mówi Hanna Marliere. Tymczasem papier bardzo łatwo zanieczyścić plastikiem, na którym są wilgoć, resztki jedzenia lub kosmetyków.
Część rozwiązań jest prosta do wdrożenia. Jednak firmom przygotowującym kampanie niekiedy brakuje wiedzy. Odpady resztkowe czy zmieszane? Okazuje się, że nazwa na pojemniku na odpady może odegrać dużą rolę w świadomości mieszkańców. Ci wciąż często traktują ten na odpady „zmieszane” jako podstawowy, do którego wrzucają większość śmieci. Gdyby nazwać te odpady „resztkowymi” – tylko na poziomie semantyki można by wpłynąć na zachowania. Ta nazwa sugeruje, że do kubła trafia pozostałość, czyli wszystko, na co nie ma miejsca w pozostałych pojemnikach.