- Każda gmina musi zapewnić odpowiednie pojemniki do selektywnej zbiórki i właściwą instrukcję dla mieszkańców. To jest w interesie samorządów - mówi Henryk Kowalczyk, minister środowiska.

Gminy w przyszłym roku mają osiągnąć 50-proc. poziom recyklingu. Natomiast z rocznych sprawozdań z 16 największych miast wynika, że w tym tempie realny jest 2027 r. Czy resort środowiska bierze taki scenariusz pod uwagę?
Nie przewidujemy takiej opcji. Kolejne gminy wprowadzają system selektywnej zbiórki, więc to tempo będzie przyśpieszać. Jestem przekonany, że wymagane poziomy recyklingu uda nam się osiągnąć. Zgodnie z unijnym prawem w 2035 r. ma to być 65 proc.
Będziemy wnioskować do Komisji Europejskiej o przesunięcie terminu, jeśli chodzi o przyszły rok? Trudno zaprzeczać danym. Na możliwe problemy wskazywała także NIK.
Zdajemy sobie sprawę, że będzie trudno. Natomiast jeśli już dziś mówilibyśmy, że się nie uda – to zwolniłoby wszystkich z wysiłku. Ten ambitny cel chcemy zrealizować.
Projekt nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku jest w Sejmie. Pomoże gminom?
Stwarza wiele zachęt. Co więcej, pozwoli na zwolnienie w części z opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi właścicieli nieruchomości, którzy zagospodarowują bioodpady w przydomowych kompostownikach. Zmiany mają na celu przede wszystkim zmniejszenie opłat za odpady pobieranych od mieszkańców.
Te rosną.
Przyczyn pewnie jest wiele. Jedna z istotniejszych jest taka, że RIPOK-i stały się monopolistami. Każda instalacja jest przywiązana do regionu, a gmina na nią skazana. Stąd gwałtowny wzrost cen. Ustawa znosi regionalizację. To jedno. Ponadto będą mogły powstawać samorządowe instalacje przetwarzania odpadów komunalnych – wtedy konkurencja będzie większa.
Samorządowcy zgłaszają problem: mieszkańcy choć deklarują, to nie segregują odpadów. Nie ma możliwości realnej kontroli tego, kto prowadzi selektywną zbiórkę zwłaszcza w budynkach wielomieszkaniowych. Problem z selektywną zbiórką leży więc u podstaw.
Każda gmina musi zapewnić odpowiednie pojemniki do selektywnej zbiórki i właściwą instrukcję dla mieszkańców. To jest w interesie samorządów. Należy też zapomnieć o zsypach w blokach. W ustawie przewidujemy możliwość sprzedaży surowców wtórnych, które gminy zbiorą w selektywnej zbiórce. Dochody z tej sprzedaży mogą wspierać system, a tym samym opłaty za śmieci mogą być dużo niższe.
Ceny za odpady trafiające do recyklingu spadły. Jest też problem z ich jakością – nie segregujemy dobrze. Te śmieci mają bardzo niską wartość. Nie ma też ogólnopolskiej akcji edukacyjnej, jak segregować. Samorządy robią to na własną rękę, a wydatki niektórych gmin na ten cel są skromne.
W II półroczu tego roku ruszy akcja informacyjna i edukacyjna poświęcona gospodarce odpadami. Będziemy wyjaśniać, jak prawidłowo segregować odpady, jakie są ich rodzaje. Będzie to między innymi kampania telewizyjna, radiowa.
Liczy pan, że duża nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach zostanie uchwalona przed końcem kadencji?
Liczę, że zostanie uchwalona przed wakacjami parlamentarnymi.
Podpięty jest do niej projekt zmian w ustawie o gospodarce opakowaniami i odpadami opakowaniowymi. Opłata recyklingowa ma objąć także grubsze foliówki.
Obowiązujące przepisy były nieszczelne. Nie spowodowały oczekiwanego ograniczenia ilości reklamówek, bo producenci przerzucili się na te nieco grubsze niż 50 mikrometrów.
To także mniejsze wpływy do budżetu. Liczono na ponad miliard złotych, potem okazało się, że będzie to kilkadziesiąt milionów. Ile ostatecznie wpłynęło pieniędzy?
Około 70 mln zł.
Na jakie kwoty liczy ministerstwo po uszczelnieniu ustawy?
Ministerstwo Finansów przyjęło, że będzie to miliard dwieście milionów złotych za wszystkie reklamówki. Cieszyłbym się, gdyby tych pieniędzy było mniej. To by oznaczało, że zużywamy mniej foliówek. Opłata recyklingowa nie ma celu fiskalnego, a zmianę nawyków mieszkańców naszego kraju. Zależy nam przede wszystkim na tym, aby Polacy coraz chętniej sięgali po torby wielokrotnego użytku, rezygnując z foliówek.
Są przymiarki do wprowadzenia opłaty recyklingowej na wszystkie opakowania. Wspominał pan o kaucji za butelkę w wysokości 10 groszy. Potem ta informacja była prostowana.
Na razie nie można się przywiązywać do żadnej liczby. Kaucja czy opłata recyklingowa – to są różne mechanizmy, których celem jest wzmocnienie recyklingu, ale też stworzenie zachęt dla mieszkańców. Analizujemy różne rozwiązania, także te nazwy proszę traktować niezobowiązująco. Jesteśmy na wstępnym etapie prac. Kwota będzie w wysokości, która wystarczy na system zbiórki, na recykling, tak aby opłaciło się oddać opakowania do automatu czy do punktu skupu.
Oprócz plastikowych butelek będzie można oddawać także inne opakowania i dostawać za to pieniądze?
Prawdopodobnie tak. Jesteśmy w trakcie ustalania rozwiązań możliwie najbardziej korzystnych dla środowiska, gmin i mieszkańców. Chcemy opłatą objąć wszystkie surowce wtórne, tak aby nadać im wartość. Wstępnie zastanawiamy się nad tym, aby konsument miał możliwość zwrócenia takiego surowca, aby móc odzyskać jakąś część pieniędzy. Tak jest w przypadku złomu, który nie leży na ulicach, bo ma swoją wartość. Nikt go nie wyrzuca, a nawet jeśli gdzieś leży, to znajdzie się osoba, która chętnie go zbierze.
Kto będzie odpowiadał za stworzenie systemu?
Analizujemy wiele możliwości, być może mogłaby to być ogólna organizacja odzysku, która zajęłaby się zbieraniem, skupem surowców wtórnych. Powstałaby sieć skupów, sieć zbiórek.
Państwowa?
Jesteśmy na wstępnym etapie prac, jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach. Raczej widziałbym tu większą rolę samorządów niż rządu, a także przedsiębiorców, którzy zajmują się recyklingiem.
Punkty zbiórki i skupu surowców wtórnych miałyby pomóc gminom w osiągnięciu unijnych poziomów recyklingu?
Oczywiście odpady zebrane w punktach zbiórki czy punktach skupu można, a nawet trzeba uwzględniać przy obliczaniu poziomu recyklingu. Pozwoliłyby też obniżyć koszty ponoszone przez mieszkańców za odbiór odpadów. Wtedy do zagospodarowania pozostaną już tylko te, z którymi nie da się nic zrobić.
Kiedy projekt będzie gotowy?
Wdrożenie dyrektywy odpadowej to lipiec 2020 r.
To deadline, który Ministerstwo Środowiska wyznacza sobie na przyjęcie nowych rozwiązań?
Tak.
Czy resort środowiska przychyli się do stanowiska Ministerstwa Zdrowia w sprawie poziomów informowania i alarmowania o smogu? Te są znacznie niższe od proponowanych przez kierowany przez pana resort.
Po wstępnych rozmowach z ministrem zdrowia ustaliliśmy, że musimy dojść do wspólnego stanowiska. Założenia resortu zdrowia są bardzo ambitne. Moim zdaniem poziomy powinny być bardziej realistyczne. Nie może być tak, że alarm będzie ogłaszany co drugi dzień – wtedy wszyscy się do niego przyzwyczają. Alarmowanie i informowanie przy poziomach 80 mikrogramów i 60 mikrogramów będzie dobre, gdy za kilka lat odczujemy rezultaty wdrożenia programu „Czyste powietrze”.
Czyli propozycji resortu zdrowia mówi pan stanowcze nie? Proponował pan obniżenie progów o 50 mikrogramów w stosunku do obecnie obowiązujących. Jest pan gotowy na ustępstwa?
Jesteśmy gotowi dyskutować, bo już następuje poprawa jakości powietrza. Jednak do poziomów proponowanych przez resort zdrowia należy dochodzić stopniowo. Musimy uzgodnić poziom, który jest ambitny, ale nie uśpi czujności. Wskaźnikami nic nie zrobimy. Od nich nie poprawi się jakość powietrza.
Nowe poziomy mają obowiązywać przed kolejnym sezonem grzewczym. Do tego czasu uda się osiągnąć porozumienie?
W ciągu dwóch tygodni powinniśmy coś ustalić.