Kilkanaście zmian, a wśród nich spełniające oczekiwania samorządów, zakłada czwarta już wersja projektu nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.
Pod naciskiem samorządowców i przy niezadowoleniu przedsiębiorców resort środowiska zgodził się, by gminy mogły objąć swoim systemem także nieruchomości niezamieszkane, czyli biurowce, sklepy, punkty usługowe. Był to warunek poparcia projektu nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.) przez stronę samorządową.
Dlaczego to właśnie nieruchomości niezamieszkane stały się kością niezgody, która blokowała postępy nad ustawą? Ten segment rynku jest atrakcyjny zarówno dla samorządów i ich spółek komunalnych, jak i dla prywatnych firm. Po pierwsze, często placówki handlowe i usługowe odpowiadają za kilka lub kilkanaście procent wszystkich śmieci produkowanych w mieście (tam też spór o nowe przepisy był najgorętszy, a stawka najwyższa). Po drugie, odpady zbierane z tych placówek są zazwyczaj czystsze i lepiej posegregowane. Ich recykling jest więc bardziej opłacalny.

Wygrana walka o biura

Konsekwencja samorządów popłaciła, bo w najnowszej wersji projektu resort przystał na propozycję, by to gminy decydowały o zagospodarowaniu odpadów z nieruchomości niezamieszkanych. Jeśli będą one chciały zbierać odpady z biurowców i sklepów, właściciel nieruchomości będzie miał 30 dni od opublikowania uchwały w tej sprawie na wyjście z systemu. Samorząd będzie mógł jednak się na to nie zgodzić. To odwrót od poprzednich pomysłów, by otworzyć ten segment rynku na wolną konkurencję.
– Musimy mieć gwarancję, że odpady zostaną właściwie zagospodarowane. Właściciel nieruchomości będzie musiał chociażby przedstawić umowę z firmą, która odpady ma od niego odebrać – mówi DGP Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Co więcej, zgodnie z najnowszą propozycją właściciel nieruchomości będzie mógł wyjść z systemu gminnego dopiero, gdy zakończy się umowa zawarta między gminą a firmą odbierającą śmieci.
Rozwiązanie to jest nie w smak przedsiębiorcom. – Obecna wersja projektu czyni iluzorycznym dostęp przedsiębiorców prywatnych do rynku opadów komunalnych – twierdzi Karol Wójcik ze Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami.
W jego ocenie lepszym rozwiązaniem byłoby, aby właściciel nieruchomości niezamieszkanej mógł raz na kwartał decydować, czy chce należeć do systemu gminnego, czy zlecić usługę na wolnym rynku. Tym sposobem działałyby mechanizmy wolnorynkowe, które weryfikowałyby oferty spółek samorządowych.

Lepszy nadzór

Na tym nie kończą się zmiany, które mają wzmocnić kontrolę gmin nad systemem gospodarowania odpadami komunalnymi. Jednym z rozwiązań, które ma zapewnić lepszy nadzór, jest obowiązkowe rozliczanie się z każdej tony odebranych odpadów, a nie z góry za cały miesiąc, jak to często bywało do tej pory.
Resort środowiska podkreślał, że taki system może kusić nieuczciwych przedsiębiorców, by pozbywali się nadmiaru odpadów w nielegalny sposób, tylko by nie dopłacać do ich utylizacji ponad ryczałtową kwotę. Zazwyczaj była ona też zaniżana, by nie odstraszyć samorządu. Obecne propozycje mają urealnić wydatki i wpływy u wszystkich graczy na rynku.
Przepisy mają też jeszcze mocniej zachęcać do selektywnej zbiórki. Stawka za śmieci niesegregowane, którą płacą mieszkańcy, ma być dwukrotnie wyższa od tej za śmieci segregowane (w pierwszych wersjach proponowano nawet czterokrotność). Wszystko po to, by podgonić kulejącą w wielu gminach selektywną zbiórkę. Wymagany poziom recyklingu za rok wyniesie 50 proc. Według rządowych statystyk plasujemy się gdzieś w połowie drogi (ok. 27 proc.).
Etap legislacyjny
Projekt w Komitecie Stałym Rady Ministrów