Po pożarze chemikaliów na Dolnym Śląsku zatrzymano cztery osoby. Dwie z nich miały już zarzuty karne, jedna – zakaz opuszczania kraju.
342 górników ewakuowanych spod ziemi, czterogodzinny przestój kopalni KGHM Polkowice-Sieroszowice i realne zagrożenie dla dwóch szybów wentylacyjnych tego zakładu oraz ostrzeżenia dla mieszkańców, by zamknęli okna i nie wychodzili z domu. Tak wyglądał wtorek w okolicach Głogowa na Dolnym Śląsku, gdzie zapaliło się składowisko chemikaliów importowanych do Polski m.in. z Wielkiej Brytanii i Włoch.
W poniedziałek zatrzymano cztery osoby. Dziś legnicka prokuratura, która nadzoruje sprawę, zdecyduje, czy trafią one do aresztu. Policja w Polkowicach potwierdziła nam, że chodzi o czterech mieszkańców powiatu głogowskiego, którzy są związani z miejscem, gdzie doszło do pożaru. To rodzina G., która dzierżawi teren składowiska w Jakubowie, które płonęło w poniedziałek, ale ma też składowisko w samym Głogowie.
Grzegorz Saja, radny gminy Radwanice, gdzie doszło do pożaru, opowiedział nam, jak przez dwa lata walczył, by ktoś coś zrobił w sprawie nielegalnego składowiska. Firma rodziny G. nie miała wymaganego prawem zezwolenia od starostwa polkowickiego na gromadzenie odpadów niebezpiecznych.
– Zwozili je od marca 2016 r. Blokowaliśmy transporty ciężarówek, zawiadomiliśmy zarząd KGHM, bo przecież to ich sąsiedzi. Pisałem do ministra sprawiedliwości, inspektoratu ochrony środowiska, sanepidu. WIOŚ nałożył 10 tys. zł kary, a sanepidu nie wpuścili – mówi Saja. – Wójt dopiero w grudniu, gdy składowisko było już pełne, wydał decyzję nakazującą usunięcie odpadów, ale właściciel odwołał się do SKO, twierdząc, że żadnych odpadów tam nie ma. A gmina jeszcze dzień przed pożarem uspokajała mieszkańców, że wszystko jest pod kontrolą i nie ma żadnego zagrożenia – denerwuje się.
Lidia Tkaczyszyn, rzeczniczka legnickiej prokuratury, uzupełnia, że decyzja wójta jest już prawomocna, więc jej niewykonanie to kolejny problem G. – Rozważamy połączenie postępowań, bo zarówno Janusz G., jak i jego syn Jarosław mieli wcześniej postawione zarzuty karne, a w przypadku tego ostatniego zastosowano poręczenie majątkowe 100 tys. zł i zabezpieczono kilka samochodów. Ma on także zakaz opuszczania kraju – wylicza.
Doniesienie do prokuratury w sprawie działalności G. złożył radny Saja. Śledztwo jest na zaawansowanym etapie. Janusz G. ma zarzut nieodpowiedniego postępowania z odpadami. Chodzi o ich składowanie wbrew ustawie, a to przestępstwo przeciwko środowisku.
Jego syn oprócz tego zarzutu ma jeszcze jeden – spowodowanie zanieczyszczenia środowiska w Głogowie. W związku z pożarem w Jakubowie śledczy badają natomiast sprawę pod kątem sprowadzenia pożaru oraz niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, poważnie brana jest pod uwagę wersja z podpaleniem.
DGP od lutego alarmuje o ekologicznych problemach okolic Głogowa. Najpierw ujawniliśmy gigantyczne przekroczenia norm arsenu w powietrzu, a potem problemy z magazynowaniem żużla poołowiowego na terenie dawnej fabryki domów.