Szefowie placówek oświatowych nie informują kuratorów o przemocy rówieśniczej wśród uczniów. Informacje o niej niechętnie też przekazują gminom i rodzicom.
Z sondy przeprowadzonej przez DGP w kuratoriach wynika, że w polskich szkołach bardzo rzadko dochodzi do bójek czy innego rodzaju agresji rówieśniczej. Od września ubiegłego roku tego typu zjawisk nie zgłosiła żadna z podlaskich placówek oświatowych. Tak samo było na terenie Lubelskiego. Z kolei w śląskim kuratorium dowiedzieliśmy się, że przemoc rówieśnicza w placówkach oświatowych występowała na terenie regionu incydentalnie. – Każda sprawa została przez nas zbadana – stwierdza Anna Kij ze Śląskiego Kuratorium Oświaty.
Na Pomorzu było dziewięć przypadków przemocy. Przy czym w zaleceniach pokontrolnych nakazano placówkom, by niezwłocznie powiadamiały o tego typu zdarzeniach organ prowadzący szkołę oraz radę rodziców. Taki obowiązek – jak podkreśla pomorski nadzór pedagogiczny – wynika z par. 41 ust. 1 pkt. 4–5 rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa i higieny publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (Dz.U. z 2003 r. nr 6 poz. 69).
Najwięcej przypadków przemocy rówieśniczej w badanym przez nas okresie było na Mazowszu – 40. W ślad za zgłoszeniami ruszyły kontrole. – Zalecenia dotyczyły m.in. wzmocnienia nadzoru nauczycieli dyżurujących podczas przerw, a także wzmożenia przez dyrektora nadzoru nad pracą nauczycieli i udzielenia oraz organizacji odpowiedniej pomocy psychologiczno-pedagogicznej – wylicza Andrzej Kulmatycki z Mazowieckiego Kuratorium Oświaty.
Agresja w szkole / Dziennik Gazeta Prawna
Również Wielkopolskie Kuratorium Oświaty nie miało zbyt dużo pracy w zakresie szkolnej przemocy. Od ubiegłego roku odnotowano tylko 11 przypadków. – W sześciu wydano dyrektorom zalecenia dotyczące zapewnienia uczniom bezpiecznych i higienicznych warunków pobytu i w specjalnych zajęć organizowanych przez szkołę – wylicza Karolina Adamska z Kuratorium Oświaty w Poznaniu.
Nie ma problemu
Eksperci są zaskoczeni tak małą liczbą zgłoszeń. Ich zdaniem wynika ona nie tylko z faktu, że uczniowie niechętnie mówią nauczycielom o przemocy, ale również z tego, że sprawy są w szkołach wyciszane. Dyrektorzy nie chcą ich nagłaśniać, bo ma to wpływ na wizerunek placówki, a poza tym kończy się kontrolą kuratorium i organów założycielskich.
Potwierdza to Jacek Rudnik, dyrektor Gimnazjum nr 3 w Puławach (woj. lubelskie). – Upublicznianie tego typu informacji źle wpływa na reputację szkoły i naraża szefa placówki na zarzut niewłaściwego zapewnienia bezpieczeństwa uczniów – tłumaczy.
Także Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, twierdzi, że choć w szkołach często dochodzi do bójek, to informacje o tym rzadko trafiają do nadzoru pedagogicznego. – W wielu przypadkach naprawdę trudno jest stwierdzić, czy bójka była na tyle poważna, by uruchamiać jakąś specjalną procedurę – mówi Pleśniar. – Co więcej, nawet ci, którzy wzywali pogotowie i policję, po pewnym czasie zniechęcili się do podejmowania tego typu działań. Powód? Otóż zarówno służby medyczne, jak i porządkowe często krytykowały ich za wzywanie do błahych przypadków – informuje.
Cześć dyrektorów woli szybko wyciszyć problem, podobnie robią podlegli mu nauczyciele.
– W efekcie niektóre placówki nie prowadzą dodatkowych zajęć profilaktycznych z uczniami, którzy dopuścili się złamania obowiązujących w szkole zasad – mówi Izabela Leśniewska, dyrektor publicznej Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu. – Najwięcej agresji w naszej placówce mieliśmy, gdy zaczęli do niej chodzić uchodźcy. Jednak przy wsparciu organu prowadzącego, który zwiększył liczbę pracowników, ten problem udało się rozwiązać – dodaje.
Tadeusz Kołacz, wiceburmistrz Chrzanowa, były naczelnik wydziału edukacji, zdaje sobie sprawę, że każdy dyrektor chce być dobrze oceniany. – Jednak zamiatanie sprawy pod dywan nie rozwiąże problemu, na co uczulam szefów naszych placówek – przekonuje. – W naszych szkołach uczniowie wypełniają specjalne ankiety, pytania o bezpieczeństwo dzieci pojawiają się także przy ewaluacjach placówek – dodaje Kołacz. Przy czym podkreśla, że jego zdaniem zgłoszenie przypadków agresji do kuratorium nie rozwiązuje problemu. – Bo w jaki sposób kuratorium może pomóc? Co najwyżej wyśle kontrolę. W walce z przemocą rówieśniczą w szkołach nie pomoże również szefowa MEN. Tu konieczna jest współpraca szkoły z gminą i rodzicami – dodaje.
Przemoc jest
Tymczasem jak wskazują ostatnie badania Instytutu Badań Edukacyjnych, większość uczniów przynajmniej od czasu do czasu doświadcza szeroko rozumianych agresywnych zachowań ze strony kolegów i koleżanek na terenie szkoły. Najczęściej są to działania w sferze słownej i relacyjnej. Co piąty uczeń deklaruje, że jest dręczony przez rówieśników codziennie. Jednak około jedna trzecia wychowawców jest przekonanych, że w ich klasach nie dochodzi do żadnych tego typu zachowań. Dlaczego tak się dzieje? Otóż zdaniem ekspertów ogromnym problemem polskiej szkoły jest brak przygotowania nauczycieli do radzenia sobie z problemami wychowawczymi, w szczególności związanymi z agresją i przemocą szkolną. Dotyczy to wiedzy na temat źródeł agresji, rozpoznawania i diagnozowania sytuacji przemocy, reagowania na nią, pracy z ofiarami i sprawcami, jak również profilaktyki problemu.
– Nauczyciele nie są do tego przygotowywani ani w trakcie studiów, ani potem – mówi Edmund Wittbrodt, senator PO i były minister oświaty. – Są zmuszeni działać w oparciu o własną intuicję, często nie mając wiedzy o konsekwencjach i skuteczności wykorzystywanych metod reagowania na agresję w szkołach. Niestety nie widzę też zapotrzebowania na szkolenia w tym zakresie ze strony nauczycieli. Powinniśmy o tym mówić otwarcie i na co dzień – dodaje.
Efekt jest taki, że o przemocy w polskiej szkole mówi się głośno dopiero wtedy, gdy dojdzie do poważnych incydentów. Tak jak w II Gimnazjum nr 6 w Koninie, gdzie brutalnie został pobity jeden z uczniów, a dyrektorka nie wezwała pogotowia.