Maksymalne powiązanie teorii z praktyką i opieka mentora – to filary nowoczesnego kształcenia pedagogów. Na razie obejmie polonistów i matematyków.
Kształcenie nauczycieli jest dziś jedną z najsłabszych stron polskiego systemu edukacji. Sucha teoria, formalne praktyki, a potem skok na głęboką wodę do edukacji uczniów już w szkole – tak dotychczas wygląda ścieżka kształcenia nauczycieli. – Za dużo wykładów, zbyt mało praktyki. W dodatku do zawodu trafiają osoby, dla których to trzecia lub czwarta preferowana ścieżka – przekonuje prof. Kazimierz Przyszczypkowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Tę opinię potwierdzają wszyscy akademicy, z którymi rozmawialiśmy.
Uniwersytet Warszawski i Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności uruchamiają właśnie projekt, który ma wyznaczyć nowe trendy w kształceniu pedagogów. – Otwieramy pierwsze w Polsce studia podyplomowe prowadzone w formule stacjonarnej, łączące ściśle teorię z praktyką – mówi dr Katarzyna Maniszewska z PAFW. Co to oznacza? Studia w Szkole Edukacji mają trwać 10 miesięcy, ich program został opracowany razem z Teachers College Columbia University – najstarszą i jedną z najlepszych w Stanach Zjednoczonych szkół dla nauczycieli. Studenci jeszcze pod koniec sierpnia pojadą na wspólny szkoleniowy wyjazd, a następnie będą się przyglądali pracy wybranych do udziału w programie polskich placówek. Program pomyślany jest tak, by przyszły nauczyciel najpierw brał udział w zajęciach w szkole, a po południu podsumowywał obserwacje na uczelni.
– Studenci będą zaczynać od obserwacji, następnie prowadzić fragmenty lekcji w parze, później już samodzielnie całą lekcję. Mają stopniowo wejść w prowadzenie klasy – wyjaśnia Aleksander Pawlicki, wykładowca przedmiotów geografia społeczna szkoły oraz sztuka nauczania. – Studenci będą chodzili do szkoły z bardzo konkretnymi zadaniami obserwacyjnymi. Na przykład będziemy prosili, żeby przyglądali się, w jaki sposób nauczyciel porusza się po klasie, w jaki sposób reaguje na błędy. Chcemy, by student koncentrował się na bardzo konkretnym zagadnieniu, które następnie będzie omawiane na zajęciach – dodaje.
Początkowo Szkoła Edukacji chce przyjąć magistrów polonistyki lub matematyki. Łącznie jest w niej 60 miejsc. Studia będą bezpłatne, w dodatku dla najlepszych PAFW ufundowała stypendia. – Zależy nam na tym, by z oferty mogli skorzystać także ci, którzy pochodzą spoza Warszawy. Stypendia mają wystarczyć na utrzymanie się w stolicy – zaznacza Maniszewska. Jak przekonuje, autorom programu zależy na tym, żeby przystąpili do niego najlepsi kandydaci. Aby się do niego dostać, trzeba będzie zaliczyć rozmowę kwalifikacyjną. – Chcemy wybrać ludzi, którzy naprawdę zamierzają pracować z dziećmi i mają do tego predyspozycje. Niestety, nie jest to oczywiste, część studentów wybiera specjalizacje nauczycielskie jako plan awaryjny na życie – dodaje.
Twórcy Szkoły Edukacji mają nadzieję, że sposób, w jaki kształcą nauczycieli, rozpocznie debatę o sposobie szkolenia kadr dla polskich szkół. Jak pokazują analizy, m.in. Instytutu Badań Edukacyjnych, potrzeba tu pilnych zmian. Specjaliści z Pracowni Matematyki IBE przez dwa lata przebadali ponad 1,1 tys. nauczycieli matematyki od podstawówki do szkół ponadgimnazjalnych. Okazało się, że połowa z nich uznawała za dozwolone dzielenie przez zero. Co piąty w ogóle nie miał podstawowej wiedzy matematycznej. To, że nauczyciele sami nie umieją wykładanego przedmiotu, przekłada się na sposób, w jaki pracują z uczniami.
Badanie IBE ujawniło, iż połowa nauczycieli nie akceptuje, kiedy uczniowie rozwiązują zadania w niestandardowy sposób. Podobne grzechy w zakresie pracy z uczniem mają na sumieniu nauczyciele niemal każdego przedmiotu. W dodatku nie doceniają doświadczeń w edukacji – we wszystkich klasach i na wszystkich przedmiotach królują praca z podręcznikiem oraz wykład. 42 proc. nauczycieli biologii w gimnazjum nigdy nie wyszło z klasą na wycieczkę w ramach zajęć. Jeszcze mniej wyjść z uczniami zaplanowali chemicy i fizycy – nie zrobiła tego ponad połowa.