Autonomiczną decyzją dyrektora, rady pedagogicznej, rodziców, uczniów jest to, kto ma prawo i na jakich zasadach wejść do szkoły. Nie wyobrażam sobie, by kurator z majestatu urzędu podważał sens tej czy innej inicjatywy. Te czasy już nie wrócą – mówi Wioletta Krzyżanowska, którą minister edukacji wyznaczyła do pełnienia obowiązków kuratora oświaty na Mazowszu.

Jako nauczycielka z przeszło 30-letnim stażem pracy i dyrektorka dużej szkoły w Warszawie na pewno nie raz miała pani do czynienia z kuratorium.
ikona lupy />
Wioletta Krzyżanowska / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Tak. Dyrektorom i nauczycielom kuratorium nie kojarzyło się dotąd dobrze. To instytucja, która działa, zarządzając złymi emocjami. Za każdym razem, gdy dostawałam telefon z tej instytucji, ogarniał mnie paraliżujący strach.

Zapamiętała pani szczególnie któryś moment?

Choćby dzień, w którym przyszła kontrola w związku z organizacją lekcji w szkole związanych z demokracją. Urzędniczka pokazała mi wielkie zdjęcie, wydrukowane ze strony szkoły, na którym trzymaliśmy plakat z napisem „konstytucja”. To był dowód w sprawie.

Szkoła powinna być apolitycznym miejscem.

Owszem, zarzucono mi wtedy polityczne zaangażowanie, ale ja na wszystko miałam zgody rodziców. Potwierdzeniem, że nie złamałam przepisów prawa oświatowego, był protokół pokontrolny. Zawierał wyłącznie zalecenia regularnej współpracy z rodzicami, o co zawsze dbałam. Ale pamiętajmy, że dyrektor i nauczyciel podlegają wewnętrznym ocenom przy ponownych wyborach na stanowisko, awansie. A liczba skarg na nich do kuratorium jest jednym z kryteriów branych pod uwagę. Pamiętam swoją ostatnią ocenę. Nie dostałam najwyższej, bo zauważono, że były „trudne sprawy”. Co to znaczy – kuratorium już nie wyjaśniło.

Dotychczasowa kurator mazowiecka, Aurelia Michałowska, startowała też w wyborach samorządowych, parlamentarnych z ramienia PiS. Pani jest partyjnym nominatem?

Nie należałam nigdy do partii, natomiast bliskie mi są plany obecnej koalicji rządzącej dotyczące edukacji. Choćby ograniczenie zadawania prac domowych. Ja i moja szkoła byliśmy prekursorami tego pomysłu, jeszcze w 2016 r. Już wtedy widziałam, jak trudno będzie opanować dzieciom całość materiału. Po likwidacji gimnazjów trzeba było dziewięć lat edukacji zmieścić w ośmiu latach szkoły podstawowej.

Ale wycofała się pani z pomysłu po… skargach rodziców do kuratorium.

Nawet najlepsze pomysły mogą skończyć się kontrolą kuratorium. Fakt, skargę złożyli niezadowoleni rodzice, ale równocześnie byli i tacy, którzy pisali listy z poparciem. To pokazuje, że edukacja jest wrażliwa na zmiany, pracujemy na żywym organizmie.

Niechęć do prac domowych to coś, co łączy panią z nową ministrą edukacji. Będzie pani wykonawcą decyzji Barbary Nowackiej w terenie?

Byłam jedną z niewielu dyrektorek w ostatnich latach, które otwarcie wypowiadały się na temat sytuacji w oświacie. Wspierałam, jako pracodawca, strajk nauczycieli. Starczy mi odwagi i teraz, by mówić to, co myślę. A choć z propozycją zadzwoniła do mnie ministra Nowacka osobiście, jesteśmy jeszcze przed spotkaniem twarzą w twarz.

Pani poprzedniczka domagała się m.in. wycofania ze szkół warsztatów z edukacji seksualnej. A w czasie strajków kobiet chciała wiedzieć, jakie działania wychowawcze podejmą dyrektorzy wobec uczennic i uczniów, którzy dołączyli do protestów.

Jestem daleka od ingerowania w decyzje dyrektorów i społeczności szkolnej. Tego rodzaju działania poprzedniczki mi się zdecydowanie nie podobały. Jeśli w danej szkole jest potrzeba realizacji „tęczowych piątków”, to trzeba je robić. Jeśli inna szkoła chce mieć dni papieskie, nie ma problemu. Kuratorowi nic do tego. Obecna koalicja będzie daleka od kontrolowania i pouczania szkół na temat tego, co jest właściwe dla uczniów. Jestem przekonana, że tego samego zdania są wszystkie osoby, które przejmują stery w kuratoriach.

NGO w szkołach: tak, nie, tylko wybrane?

Pani mnie o to pyta? Powtórzę: kuratorowi nic do tego. Nie powinien podejmować żadnych działań w związku z tym, że szkoła zamierza nawiązać współpracę z organizacją pozarządową. Plany zwiększenia roli kuratora w tym zakresie, które znalazły się w projektowanych przepisach, tzw. lex Czarnek i lex Czarnek 2.0, oceniam jako skandaliczne niezrozumienie roli tego urzędu. Autonomiczną decyzją dyrektora, rady pedagogicznej, rodziców, uczniów jest to, kto ma prawo, i na jakich zasadach, wejść do szkoły. Głęboko wierzę w doświadczenie zawodowe i wyczucie dyrektorów. Każdego roku w placówkach musi powstać program wychowawczo-profilaktyczny. Tworzy się go na podstawie analizy wychowawczej, z uwzględnieniem czynników ryzyka dla dzieci, badań, jakie prowadzą w szkołach pedagodzy. Dzięki temu wiadomo, co jest danej społeczności potrzebne. Nie wyobrażam sobie, by kurator z majestatu swojego urzędu podważał sens tej czy innej inicjatywy. Te czasy już nie wrócą. Chcę być kuratorem-mentorem, nie prokuratorem.

Brzmi ładnie, jak zgrabne hasło wyborcze.

Słowo „kurator” wywodzi się z łaciny, „cura”, czyli „troska”. To musi być osoba, która jest wsparciem w realizacji prawa oświatowego. Zamiast rozliczania, wypominania, straszenia. Myślę, że ta zmiana podejścia jest jedynym sposobem na zatrzymanie odpływu kadry dyrektorskiej. Dziś naprawdę trudno jest znaleźć ludzi na te stanowiska. W samej Warszawie w tym roku musi się odbyć prawie 130 konkursów. Jednym kończy się kadencja, inni rezygnują. A chętni nie ustawiają się w kolejkach.

Jednak statutowym działaniem kuratora jest nadzór pedagogiczny szkół, ocena placówek i nauczycieli.

Te zadania muszą być odczarowane. To nie ma być kontrola w stylu postępowania prokuratorskiego, ale audyt, którego skutkiem będą rekomendacje, jak w firmach i zakładach pracy, zwiększające efektywność.

Bywa jednak, że i sami nauczyciele skarżą się na dyrektorów, którzy zajmują stanowiska prawem zasiedzenia. Są też nauczyciele, których podejście do uczniów pozostawia wiele do życzenia.

Co pięć lat odbywa się konkurs na dyrektora szkoły, i taki człowiek musi przejść ocenę pracy. Owszem, kadrze może brakować odwagi, by zdecydować o wyborze kogoś innego. Nie można jednak powiedzieć, że obecne przepisy pozwalają trwać w nieskończoność na stołku niewłaściwym osobom. Oczywiście, że audyt może wykazać niezgodności, wówczas trzeba będzie wdrażać działania naprawcze. Ale do tego trzeba przywrócić zaufanie do instytucji audytora.

A może kuratoria oświaty do likwidacji? Takie hasła pojawiały się w kampanii…

Nie. Choć nie dziwię się ludziom, którzy tak mówią. W dotychczasowym wydaniu nie były potrzebne. Można było nimi straszyć nauczycieli, dyrektorów. Ja zawsze powtarzałam rodzicom w swojej szkole: napisanie skargi nie spowoduje, że problem zniknie, bo i tak to my na końcu sami będziemy musieli szukać rozwiązania. Kuratoria mają szansę przetrwać, jeśli będą wsparciem, nie prokuraturą. ©℗

Rozmawiała Paulina Nowosielska