Organizacje związkowe alarmują, że nauczyciele będą musieli przebywać na terenie szkoły do 40 godzin tygodniowo. Takie wytyczne już trafiają z gmin na biurka dyrektorów szkół.
Ten rok nie będzie należał do najspokojniejszych w oświacie i bynajmniej nie ze względu na pozostawienie 6-latków w zerówkach. Nauczyciele chcą bowiem, by ich wynagrodzenia już w 2017 r. wzrosły co najmniej o 10 proc. Głównie tej kwestii będzie poświęcone dzisiejsze spotkanie związków zawodowych z ministrem edukacji narodowej. Tymczasem samorządom ani się śni podwyższanie pensji nauczycielom. Co więcej – teraz już podejmują działania, które mają zminimalizować koszty ustawy z 18 marca 2016 r. o zmianie ustawy – Karta nauczyciela oraz niektórych innych ustaw, która czeka na podpis prezydenta. Zgodnie z tym aktem znikną godziny karciane, a to właśnie nimi dyrektorzy placówek oświatowych łatali braki etatowe.
Czas pracy nauczycieli i wydatki na oświatę / Dziennik Gazeta Prawna
(Nie)widoczne godziny
Jeszcze tylko do końca tego roku szkolnego nauczyciele zatrudnieni w szkołach podstawowych i gimnazjalnych muszą średnio przepracować z uczniami dwie godziny dodatkowo w tygodniu (w placówkach ponadgimnazjalnych godzinę). Ten czas pracy jest skrupulatnie rozliczany w systemie półrocznym. Nowelizacja ustawy znosi ten sztywny obowiązek nałożony na nauczycieli. Przy czym stanowi, że nauczyciel w ramach 40-godzinnego czasu pracy (na który składa się 18 godzin pensum i doszkalanie) będzie zobowiązany realizować też inne zajęcia i czynności wynikające z zadań statutowych szkoły, w tym „zajęcia opiekuńcze i wychowawcze uwzględniające potrzeby i zainteresowania uczniów”. Niestety, ustawa nic nie wspomina o odpłatności za te dodatkowe godziny spędzone w szkołach. Nie wskazuje też ich górnego limitu.
– Przepisy jeszcze nie obowiązują, a samorząd w Wolbromiu już podejmuje decyzje o tym, aby rozliczać nauczycieli z 40 godzin pracy, i wymusza na dyrektorze coroczną informację o sposobie realizacji innych zajęć i czynności wynikających ze statutu – oburza się Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Jego zdaniem to przymiarka to tego, aby nauczyciele nadal musieli za darmo prowadzić koła zainteresowań, a nawet dodatkowe zajęcia lekcyjne. – Nie rozumiem oburzenia związków zawodowych. Nie podejmowaliśmy uchwał o charakterze prawa miejscowego, a jedynie na spotkaniu z dyrektorami przekazaliśmy pisemne wytyczne – mówi Dorota Świerczek, naczelnik wydziału edukacji urzędu miasta i gminy w Wolbromiu (woj. małopolskie).
– Tak jak inne samorządy borykamy się z problemami finansowymi. Nie mamy nawet na niezbędne remonty i dlatego przekazaliśmy zalecenia dyrektorom, jak powinni racjonalnie zarządzać podległymi im placówkami – dodaje.
Takie polecenia przekazują dyrektorom placówek oświatowych także inne jednostki samorządowe. – Sami dyrektorzy chcą wiedzieć, jakie oczekiwania wobec nich ma organ prowadzący. Dlatego wytyczne są przez samorząd przygotowywane – tłumaczy Mariusz Krystian, wójt Spytkowic.
Jego zdaniem związkowcy nie powinni protestować przeciwko wewnętrznymi ustaleniami gminy i dyrektora placówki oświatowej.
Nieuchwytne wytyczne
Okazuje się, że wydając wytyczne, gminy w ten sposób unikają ingerencji w ich decyzje organu nadzorczego. Bowiem zmuszanie dyrektorów do określonych zachowań za pomocą uchwał rady czy zarządzeń do tej pory było kwestionowane przez wojewodów.
– Nie można wkraczać w kompetencje dyrektorów. Są kierownikami zakładów pracy i mają działać w oparciu o przepisy oświatowe. – Podobnego zdania są sądy administracyjne – wyjaśnia Mirosław Chrapusta, dyrektor wydziału prawnego i nadzoru w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie.
Tłumaczy, że wojewodom trudno jest kwestionować nieformalne wytyczne, które są przekazywane szefom placówek nawet w formie papierowej. Tego typu korespondencja nie podlega bowiem kontroli. Zaznacza, że część szefów placówek oświatowych z obawy przed utratą pracy się im podporządkuje, a część nie. – Z pewnością nie mogą z tego tytułu spotkać dyrektora reperkusje w postaci odwołania z funkcji – dodaje.
22 godziny dodatkowych zajęć
ZNP obawia się jednak, że wskutek nowych przepisów może dochodzić do tego, że poza 18 godzinami pensum nauczyciele będą realizować w szkołach kolejne 12 godzin w ramach tygodniowego czasu pracy bez dodatkowego wynagrodzenia.
– Spływają do nas skargi od nauczycieli, że kolejni samorządowcy chcą skorzystać z przykładu Wolbromia. Nowe przepisy są nieprecyzyjne, umożliwiają gminom zmuszenie nauczycieli do prowadzenia nawet 40 godzin tygodniowo bez żadnej gratyfikacji – przestrzega Sławomir Broniarz.
Z kolei samorządowcy mówią otwarcie: o liczbie dodatkowych zajęć zdecydują potrzeby poszczególnych placówek.
Brak woli nauczycieli
Samorządy podkreślają, że to, jak będą stosowane przepisy, zależy od postawy samych nauczycieli. – Jeśli nauczyciele nie będą sami z siebie poczuwać się do tego, aby brać udział w dodatkowych zajęciach z uczniami, to dyrektorzy szkół będą im je zlecać w ramach zadań statutowych – stwierdza Irena Koszyk, naczelnik wydziału edukacji z Urzędu Miasta w Opolu.
– Samo ministerstwo podkreśla, że nauczyciele mają 40 godzin pracy. Skoro nie otrzymamy dodatkowych pieniędzy na rekompensatę za likwidację godzin karcianych, to będziemy wysyłać nauczycieli do dodatkowej pracy nauczycieli w ramach tych 40 godzin pracy – nie kryje Krystyna Mikołajczuk-Bohowicz, wójt gminy Repki.
Są też jednostki, które nie będą stawiać sprawy na ostrzu noża. – Nie wydaje mi się, aby nauczyciele sami z siebie chcieli dodatkowo dyżurować na świetlicy w ramach 40-godzinnego czasu pracy. Najprawdopodobniej będę zmuszony do utworzenia dodatkowych etatów – przyznaje Mariusz Krystian.