Studenci po dwóch semestrach rezygnują z nauki. Powody? Zbyt pochopny wybór kierunku i zbyt łagodna rekrutacja.
Na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu ok. 20 proc. żaków odchodzi ze studiów po pierwszym roku. Podobnie jest na Politechnice Krakowskiej – tam po roku rezygnuje 17 proc. Jeszcze kilka lat temu tych, którzy odpadali po pierwszym semestrze, było nawet o jedną czwartą mniej. Jak z kolei wynika z analiz Instytutu Badań Edukacyjnych, poziom selekcji po pierwszym roku studiów powiązany jest z trybem studiowania.
Studenci stacjonarni częściej niż pozostali zaliczają pierwszy rok, kończy go ok. 67 proc. przebadanych przez IBE. W trybie wieczorowym przez pierwszy rok przechodzi 51 proc., a w zaocznym – 41 proc. Rzadziej po pierwszym roku wypadają studenci uczący się na kierunkach społeczno-ekonomicznych i humanistycznych. Najczęściej ci, którzy wybierają kierunki matematyczno-przyrodnicze. W kolejnych latach odsiew jest zdecydowanie słabszy, co potwierdzają statystyki. Większość osób niekończących studiów odpada w ciągu pierwszych semestrów.
Częściowe dane o studiach przerywanych po pierwszym roku opublikowało też Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Naukowcy chcieli sprawdzić, czy studenci korzystają z kierunków zamawianych. Okazało się, że w grupie fakultetów biologicznych do końca pierwszego roku rezygnuje 37 proc. studentów. Jeszcze gorzej było w grupach kierunków fizycznych, matematycznych i statystycznych – 42 proc. rezygnowało. Do końca pierwszego roku nie dotrwał też co trzeci student kierunków informatycznych i techniczno-inżynieryjnych.
– Część żaków rezygnuje, część nie zalicza roku. Trudno o precyzyjne dane, bo system nie różnicuje tych studentów – mówi Ewa Walusiak-Bednarek z UMK. Podobnie słyszymy na innych uczelniach. – Część z tych odejść to korekta procesu rekrutacji, kiedy ktoś już po rozpoczęciu roku szkolnego dostaje informację, że dostał się gdzie indziej. Wtedy trzeba takiego studenta skreślić – wyjaśnia dr Tomasz Zając, jeden z autorów badania na UW.
– Przyczyną mogą być też problemy związane z wyborem kierunku. W szkołach średnich nie ma doradztwa dotyczącego wyboru szkolnictwa wyższego, a samym uczelniom nie zawsze jest na rękę, by informować, jak dokładnie wyglądają studia. Działamy w systemie, gdzie finansowanie idzie za studentem, więc w interesie szkół wyższych leży przyciągnięcie jak największej liczby kandydatów – mówi dr Zając. Później przychodzą rozczarowania. W badaniu kandydatów na studia, które koordynował, ok. 40 proc. przyznało, że wie, co czeka ich na zajęciach na pierwszym roku na kierunku, na który chcą się dostać.
– Młodzi ludzie, zaczynając studia, nie wiedzą jeszcze, czego chcą. Pierwszy rok weryfikuje oczekiwania. Po pierwszych dwóch semestrach często okazuje się, że droga, którą wybrali, zupełnie nie jest taka, jak sobie wyobrażali – mówi dr Lidia Czarkowska, adiunkt w Katedrze Nauk Społecznych w Akademii Leona Koźmińskiego. – Dodatkowo coraz więcej studentów równocześnie uczy się i pracuje. To także weryfikuje pogląd na ścieżkę kariery – dodaje.
Żeby zapobiegać rozczarowaniom, uczelnie zaczęły wprowadzać dodatkowe zajęcia ze szczególnie trudnych przedmiotów. Jedna z socjologii zrobiła natomiast studentom test predyspozycji. To nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów. Na razie konkurencja o studenta jedynie się zaostrza. Z najnowszych danych GUS wynika, że w Polsce kształci się 1,4 mln żaków. To o 64 tys. mniej niż w ubiegłym roku. Dane statystyczne mocno rozjeżdżają się z prognozą, którą kilka lat temu przygotowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Zgodnie z nią w tym roku powinno być o 15 tys. więcej studentów, niż ostatecznie zapisało się na pierwszy rok.
MNiSW pracuje nad reformą systemu finansowania uczelni. – Kierunek opracowywanych przez nas zmian jest taki, by uczelniom opłacało się rekrutować mniej studentów, ale za to lepszych – zapowiedział szef resortu Jarosław Gowin podczas wizyty na Politechnice Łódzkiej. Szczegółów na razie nie zdradził. Wiadomo tylko, że mają one dotyczyć algorytmu finansowania szkół wyższych.