Kadra naukowa sprzeciwia się większemu nadzorowi nad instytutami badawczymi. Uważa, że zaproponowane przez posłów zmiany nie przysłużą się polepszeniu polskiej nauki, a mogą być niezgodne z konstytucją. Tak naukowcy ocenili zmiany zaproponowane w poselskim projekcie nowelizacji ustawy o instytutach badawczych, którego pierwsze czytanie odbyło się wczoraj w Sejmie.
Proponowana nowela zakłada wzmocnienie nadzoru ministra nad instytutami. Będzie on decydował o powoływaniu czy odwoływaniu dyrektorów tych placówek lub ich zastępców. Otrzyma także uprawnienia do uchylania uchwał rad naukowych instytutów. Ponadto nowela ogranicza dotychczasową autonomię placówek badawczych. Projektowane przepisy zmieniają bowiem proporcje składu rad naukowych instytutu – ponad 50 proc. ich składu, w tym przewodniczący – mają stanowić osoby spoza instytutu, i będą one powoływane przez ministra nadzorującego. Obecnie co najmniej 50 proc. stanowili pracownicy naukowi i badawczo-techniczni instytutu, zaś udział osób spoza niego waha się od 30 do 50 proc.
Te zmiany nie podobają się naukowcom. Uważają, że proponowana nowela doprowadzi do tego, że osoby niekompetentne, za to bliskie ministrowi, będą kierowały instytutami badawczymi.
– Projektowana ustawa jest trudna do zaakceptowania. Nie proponuje żadnych zmian, które zwiększyłby konkurencyjność instytutów na arenie międzynarodowej. Wyłanianie dyrektora w drodze konkursu stanie się fasadą, bo ostatecznie wybierze go minister. Z kolei powoływanie zastępców dyrektora instytutu przez ministra to ewenement. Tego nie ma na świecie, nie było nawet w ustawie za czasów komunizmu. Zaproponowane zmiany cofają nas do lat 80. – wskazuje prof. Leszek Rafalski, przewodniczący Rady Głównej Instytutów Badawczych.
Etap legislacyjny
Projekt po pierwszym czytaniu