PiS cofnął reformę w momencie, w którym zdążyły się do niej dostosować wszystkie placówki. Potwierdzają to resort edukacji, NIK, a nawet inspektorzy sanitarni.
Prawie 90 proc. sześciolatków chodzi w tym roku do pierwszej klasy / Dziennik Gazeta Prawna
Większość szkół jest gotowa na przyjęcie dzieci sześcioletnich – wynika z raportu MEN. Ale te z nich nie skorzystają. Przygotowanie reformy to długi proces. Ostatnia zajęła 8 lat. Jeszcze dłużej trwa wprowadzenie jej w życie z sukcesem.

Aż 93 proc. rad rodziców uważa, że ich szkoła ma bardzo dobrze przygotowane pomieszczenia i pomoce dydaktyczne do pracy z sześciolatkami. 87 proc. jest zdania, że dobrze lub bardzo dobrze przygotowane są boiska i świetlice szkolne. Niemal wszyscy twierdzą, że dobrze przygotowani są także nauczyciele. Tak przedstawiają się w dużym skrócie wyniki ankiety, którą przeprowadził MEN w czerwcu 2015 r. Resort ujawnił je na życzenie posłów z sejmowych komisji edukacji i samorządu terytorialnego. W obszernym opracowaniu przeczytać można, że po ośmiu latach przygotowań większość szkół wreszcie oferuje sześciolatkom odpowiednie warunki do nauki. Ich brak był jednym z głównych zarzutów stawianych m.in. przez Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, które lobbowało za wycofaniem się z reformy. To właśnie wskutek prowadzonych przez nie działań start reformy przesunięto o siedem lat.

Przygotowanie większości szkół potwierdzają nie tylko dane zebrane przez resort, lecz także NIK, a nawet inspekcja sanitarna. W informacji dla posłów znalazły się wyniki kontroli GIS, z której wynika, że wątpliwości w zakresie stanu higieniczno-technicznego obiektu kontrolerzy mieli ledwie w 3 proc. przypadków (na 11,2 tys. przebadanych szkół).

Przygotowanie do przyjęcia sześciolatków finansowano głównie z subwencji oświatowej, ale równolegle MEN prowadził wiele programów wspierających gminy. Na nowy sprzęt szkolny przekazano im z budżetu 58 mln zł, na modernizację świetlic – 38 mln zł, a na wyposażanie poradni psychologiczno-pedagogicznych – 3,8 mln zł. – Łącznie w system wpompowano 2,5 mld zł i samorządy dobrze te pieniądze wykorzystały. Zbudowały place zabaw, przygotowały nauczycieli – podsumowuje Przemysław Krzyżanowski ze Związku Miast Polskich (do 2015 r. był wiceministrem edukacji).

Informację, którą przygotowali urzędnicy resortu, starała się w czasie posiedzenia komisji sejmowych osłabić minister edukacji. Anna Zalewska przekonywała, że raport wskazuje też na niedoskonałości systemu, a wyniki zamieszczonych w nim badań oświatowych są niemiarodajne. – Dotyczą bowiem sytuacji, w której rodzic nie był przymuszany do tego, żeby zaprowadzić swojego sześciolatka do szkoły – przekonywała posłów minister Zalewska. Dodała, że analiza, jak sprawują się dzieci, które obowiązkowo poszły do szkoły jako sześciolatki, będzie możliwa dopiero w tym roku. I MEN zamierza ją przeprowadzić.

Nie zmienia to faktu, że samorządy mogą wykorzystać wyniki już przeprowadzonych badań do negocjacji z rodzicami – być może w ten sposób łatwiej przekonają ich do tego, że warto posyłać młodsze dzieci do szkoły. Bo dotychczas prognozy nie są optymistyczne. Jeśli im wierzyć, to w Koszalinie do pierwszej klasy pójdzie nie więcej niż połowa sześciolatków, zaś w Zamościu zaledwie 15 proc.

Politycy nie odrobili pracy domowej

Reforma edukacji obniżająca wiek startu szkolnego z siedmiu do sześciu lat miała się rozpocząć w 2008 r. Taki pomysł realizowała ówczesna minister edukacji Katarzyna Hall. Ale zaczęli protestować rodzice, na czele ruchu oporu stanęli Karolina i Tomasz Elbanowscy, dziś prowadzący stowarzyszenie i fundację Rzecznik Praw Rodziców. Argumentowali, że szkoły nie są przygotowane na przyjęcie tak małych dzieci – chodziło zarówno o kwalifikacje nauczycieli, jak i infrastrukturę. Elbanowscy przygotowali raport, który pokazywał różne nieprawidłowości. Rząd ugiął się i reforma została przełożona. Ostatecznie wysłać sześciolatki do szkół udało się dopiero Joannie Kluzik-Rostkowskiej. W 2015 r. – czyli – siedem lat i dwie minister edukacji od pierwotnej koncepcji – do I klasy poszedł cały rocznik urodzonych w 2009 r. dzieci.
Jak udowadnia raport przedstawiony przez MEN na życzenie połączonych komisji edukacji oraz samorządu terytorialnego, w tym czasie politycy odrobili lekcje. Informacja pokazuje, że – zgodnie z postulatami rodziców – w 2015 r. zmniejszono liczebność klas do 25 osób, a samorządom wypłacono wyższe o 26 proc. subwencje na dzieci między I a III klasą szkoły podstawowej. To ok. 180 mln zł więcej z budżetu państwa. Między 2009 a 2014 r. ponad 12 tys. szkół wyposażyło się w pomoce szkolne dla najmłodszych dzieci, a 3,5 tys. szkół zbudowało place zabaw. W ramach programu „Radosna szkoła” wydano na ten cel ponad 350 mln zł. – Baza, którą stworzyliśmy, jest bardzo dobra. Podobnie wygląda przygotowanie nauczycieli do pracy z dziećmi w tym wieku – przekonuje Bartosz Mirowski z urzędu miasta w Pile. Podobne zapewnienie słyszymy też we Wrocławiu. – Od kilku lat maluchy w wieku 5 i 6 lat uczęszczają do zerówek lub klas pierwszych w szkole – dodaje Katarzyna Sarka z tamtejszego magistratu.
Słowa samorządowców potwierdzają kontrole NIK i GIS. Z pierwszej wynika, że prawie wszystkie szkoły zapewniają najmłodszym ciepły posiłek, większość – miejsca w świetlicach i osobne szatnie. 67 proc. szkół miało w 2014 r. osobne toalety dla najmłodszych. Problemy, na które wskazał NIK, związane były głównie z przeładowaniem placówek w miastach – w co czwartej nauczano na zmiany.
Inspektorzy GIS zauważyli postęp między 2009 i 2014 r. Większość uchybień dotyczyła tego, że brakowało certyfikowanego sprzętu. Meble bez certyfikatu były w 282 placówki.
– W czasie przygotowań do reformy MEN zadbało o samorządowców i nauczycieli, ale za mało uwagi poświęciło rodzicom. Nie było z nimi dialogu – zauważa Wojciech Starzyński z Fundacji Rodzice Szkole.
Choć resort zaniedbał rozmowy, szeroko promował reformę. Z informacji przekazanych przez MEN wynika, że w latach 2008–2012 na reklamę wydano 9,5 mln zł (pieniądze z projektu w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego). W latach 2012–2013 promocję reformy finansowano już z budżetu MEN. Było to niemal kolejnych 9 mln.
Teraz z miejsc przygotowanych dla sześciolatków znów będą korzystać dzieci siedmioletnie. Prezydent podpisał przygotowaną przez PiS ustawę podnoszącą obowiązkowy wiek startu szkolnego. Od września 2016 r. do pierwszych klas pójdą siedmiolatki i te sześciolatki, których rodzice wyrażą takie życzenie.