Protestujący przed Sejmem nauczyciele podnieśli wiele słusznych postulatów, ale cóż z tego, skoro wyrażają oczekiwanie, że edukacją zajmie się „wreszcie” rząd. Nie! To nie spójność systemu i nie mądry minister stanowią o jakości szkolnictwa, lecz wielość małych inicjatyw. Z setek dopływów powstaje wielka rzeka, a nie na odwrót. Po 1989 r. przeżyliśmy kilka fundamentalnych reform całego systemu nauczania, z nauczaniem nauczycieli włącznie, przeżyliśmy wielu dobrych ministrów. Te doświadczenia podsumowałbym w jeden sposób: rację mieliśmy przed laty, kiedy domagaliśmy się autonomii nauczyciela, samodzielności szkół, uspołeczniania „państwowej” oświaty.
Gdyby Sokrates chciał pojawić się dzisiaj w pokoju nauczycielskim, dowiedziałby się od dyrektora, że nie ma uprawnień pedagogicznych, i tyle by popracował. Polska edukacja znajduje się w rękach ewaluatorów i kontrolerów. Na ich wysiłki nakłada się narodowa tradycja niedowierzania, że cokolwiek, co sami robimy, może zostać wykonane dobrze. Musi przyjść – przepraszam, że odwołam się do pewnego archetypu – pani z kuratorium, która wie lepiej.