Fala podwójnego rocznika w szkołach ponadpodstawowych, do tego 23 tys. wakatów nauczycielskich – z takimi problemami samorządy i dyrektorzy szkół rozpoczną zbliżający się rok szkolny. Mimo to nie zamierzają korzystać z rozwiązań, jakie proponuje resort edukacji w nowelizacji Karty nauczyciela.

Związek Nauczycielstwa Polskiego po przeanalizowaniu arkuszy organizacyjnych (dokumentów, które corocznie przygotowują dyrektorzy szkół przed kolejnym rokiem szkolnym) przyznaje, że główne wnioski, jakie z nich płyną i pokazują skalę problemów w placówkach oświatowych, to duża liczba wakatów, brak wystarczającej liczby specjalistów, w tym psychologów, oraz rzesza nauczycieli z godzinami ponadwymiarowymi. Według wyliczeń ekspertów z portalu Dealerzy Wiedzy ogłoszeń o pracę dla nauczycieli jest już ponad 23 tys. Dla porównania w ubiegłym roku w tym samym czasie było ich o 5 tys. mniej. Autorzy badań podkreślają, że rekord dopiero przed nami. Resort edukacji taką sytuację nazywa zwykłymi ruchami kadrowymi. Zdaniem ekspertów wskutek drugiej tury podwójnego rocznika (jest ona efektem anulowania przez rząd Zjednoczonej Prawicy obowiązku nauki dla sześciolatków) dojdzie do ogromnych kłopotów organizacyjnych w liceach, technikach i pozostałych placówkach branżowych. Skutek? Przepełnione oddziały i trudne warunki do nauki.

Bez dodatkowych budynków

Chcąc minimalizować problemy w szkołach, resort edukacji proponuje liberalizację części obecnie obowiązujących przepisów. Przede wszystkim art. 188a ustawy z 16 czerwca 2023 r. o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela oraz niektórych innych ustaw umożliwia w placówkach ponadpodstawowych (liceach, technikach, szkołach branżowych I stopnia) tworzenie dodatkowych lokalizacji, gdzie może być prowadzona nauka, a także zajęcia wychowawcze i opiekuńcze. Takie rozwiązanie jest przewidziane tylko w najbliższym roku szkolnym.

Możliwość przeznaczenia dodatkowych budynków na klasy ma się odbyć w trybie uchwały radnych samorządu. DGP zapytał miasta i powiaty, czy skorzystają z tych rozwiązań, które najprawdopodobniej pod koniec sierpnia wejdą w życie. Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, przekonuje, że taka możliwość zostanie wprowadzona na prośbę samorządowców. Lokalni włodarze nie zamierzają jednak korzystać z takiej możliwości.

– Szkoły ponadpodstawowe na chwilę obecną nie wykazały konieczności wykorzystania dodatkowych budynków na potrzeby procesu kształcenia w kolejnym roku szkolnym. W związku z tym obecnie nie przewidujemy wykorzystania innych budynków, oprócz dotychczasowych – potwierdza Kamila Bogacewicz z Urzędu Miasta w Białymstoku. Ale, jak podkreśla, w szkołach będzie wprowadzana dwuzmianowość.

Inne samorządy szukają dodatkowych pomieszczeń w ramach działających placówek. – W tym roku miasto musiało przygotować ofertę edukacyjną dla ponad 9 tys. absolwentów podstawówek. Jednocześnie szkoły średnie opuściło jedynie 4,3 tys. uczniów. Od września w liceach, technikach i szkołach branżowych funkcjonować będą 64 nowe oddziały. Mimo to miasto nie planuje korzystać z dodatkowych budynków. Przeznaczyło 2 mln zł na rozbudowę i modernizację placówek, które najbardziej potrzebowały więcej miejsca dla nowych uczniów. Wakacyjne remonty obejmą 15 liceów – wylicza Marcin Masłowski, rzecznik prasowy urzędu miasta w Łodzi.

– Przede wszystkim utworzone zostaną nowe sale lekcyjne – niektóre w szkolnych bibliotekach, siłowniach, piwnicach czy pomieszczeniach gospodarczych, inne w wydzielonej części korytarza. Modernizowane będą również istniejące klasy – szkoły dostaną pieniądze na zakup sprzętu, dodatkowych mebli i pomocy dydaktycznych. Inwestycja obejmie też remonty sal gimnastycznych i sanitariatów oraz, w kilku przypadkach, wymianę okien – dodaje.

Na podobną politykę postawiły inne duże miasta.

– Zwiększona została liczba klas pierwszych, które uruchomione zostaną od września. A będzie to możliwe m.in. dzięki wykorzystaniu dodatkowych pomieszczeń, które do tej pory nie były salami lekcyjnymi bądź były udostępniane innym podmiotom. Stąd też remonty– informuje Monika Dubec z urzędu miasta we Wrocławiu.

Część samorządów rezygnację z wprowadzanej możliwości adoptowania dodatkowych budynków tłumaczą to swoją przewidywalnością i ograniczeniem wcześniejszych decyzji o likwidacji szkół.

– W latach poprzednich, mimo mniejszej liczby uczniów w ówczesnych szkołach ponadgimnazjalnych, nie dokonywaliśmy likwidacji placówek tego typu, co przyniosło efekt zarówno podczas przyjęcia podwójnego rocznika, jak i w trakcie naboru na mijający i nowy rok szkolny (1,5 rocznika). Liczba przygotowanych miejsc w samorządowych szkołach średnich została zwiększona do 4027, co znacznie przewyższa liczbę absolwentów samorządowych szkół podstawowych, których mamy 3084 – wylicza Dariusz Czapla z urzędu miasta w Katowicach.

Ewa Grudniok, rzecznik prasowy z urzędu miasta w Tychach, również nie przewiduje wykorzystywania dodatkowych budynków na potrzeby dotychczasowych szkół.

Brak pieniędzy

Z sondy DGP wynika, że dyrektorów szkół ponadpodstawowych, którzy proszą samorządy o wyznaczenie dodatkowych budynków na kolejne klasy, jest niewielu. Z takimi wnioskami wystąpiło kilku dyrektorów w Poznaniu. – Nie ma się co dziwić, że samorządy nie decydują się na przeznaczenie dodatkowych lokalizacji na tworzenie nowych klas. W takich budynkach muszą być przecież odpowiednie wyposażenie i dodatkowe etaty dla pracowników obsługi, którzy przecież muszą pilnować tych dzieci – przekonuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich RP. Jego zdaniem proponowane rozwiązanie być może miałoby sens, gdyby było wprowadzone odpowiednio wcześniej i byłyby przeznaczone na to dodatkowe pieniądze.

Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP, wskazuje, że wiceprezydent ds. oświaty w Łodzi już zapowiedziała, że w tym roku uczniowie nie mają co liczyć na klasy wynoszące od 25 do 28 uczniów. Zaznacza, że trudna sytuacja zmusza samorządy do tworzenia oddziałów znacznie liczniejszych, a to odbije się na jakości kształcenia.

Przemysław Czarnek w rozmowie z DGP bagatelizuje problem i przyznaje, że sam uczył się w klasach liczących po 35 uczniów.

Praca bez limitu

Resort edukacji poza dodatkowymi budynkami przeznaczonymi na stworzenie większej liczby klas zluzował ograniczenia dotyczące pracy nauczycieli. Po wejściu w życie noweli Karty nauczyciela będą oni mogli pracować w danej szkole więcej niż na półtora etatu – oczywiście za zgodą zainteresowanych (art. 93b).

– Takie rozwiązanie nie sprawi, że przybędzie nauczycieli. Jeśli okaże się, że w jednej szkole dyrektor oferuje pracownikowi pracę na podwójny etat, to ten sam nauczyciel nie będzie już mógł pracować w innej placówce – np. w takiej, w której uczył w poprzednim roku – mówi Krzysztof Baszczyński. Skutkiem czego może być to, że zabraknie czasu na realizację zajęć wspomagających i rozwijających. – Dodatkowo wiele samorządów z uwagi na ograniczoną liczbę oddziałów i nauczycieli będzie zmuszonych do wprowadzenia dwuzmianowości. Jeśli płaca minimalna w 2024 r. ma wzrosnąć o prawie 20 proc., a pensje nauczycieli zaledwie o 6,6 proc., to trudno oczekiwać, że młode osoby będą chciały pracować w szkołach – dodaje.

O problemach kadrowych mówią również samorządowcy. – Z informacji pozyskanych od dyrektorów szkół wiemy, że wielu nauczycieli rozważa pójście na urlop dla poratowania zdrowia, przed skorzystaniem z uprawnień emerytalnych – wskazuje Monika Zapotoczna, dyrektor departamentu komunikacji społecznej Urzędu Miasta Zielona Góra.

– Bardzo niepokoi nas brak czynnych zawodowo nauczycieli przedmiotów zawodowych, w szczególności nauczycieli teoretycznych przedmiotów zawodowych z branży mechanicznej, informatycznej, elektrycznej i elektronicznej oraz nauczycieli praktycznych przedmiotów zawodowych – potwierdza Kamila Bogacewicz.

– Brakuje nauczycieli przedmiotów ścisłych, przede wszystkim fizyków, chemików czy matematyków. Wszystko to przekłada się na jakość oświaty i jej sprawne działanie – dodaje.

Samorządy i podlegli im dyrektorzy muszą się też zmierzyć z obowiązkiem zapewnienia odpowiedniej liczby nauczycieli specjalistów, w tym logopedów i psychologów.

– Przez cały czas brakuje specjalistów. Dlatego szkoły wspomagają się nauczycielami z innych placówek, w tym także z poradni psychologiczno-pedagogicznych – twierdzi Ewa Tatarczak, przewodnicząca Związku Zawodowego Rady Poradnictwa.

Według niej w sytuacji, kiedy psycholog w szpitalu może zarobić ponad 7 tys. zł, a w szkole o połowę mniej, nie ma mowy o znalezieniu dodatkowych specjalistów chętnych do pracy w szkołach.©℗

ikona lupy />
Szkoła w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe