Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zdąży wydać podręcznika do trzeciej klasy szkoły podstawowej przed wyborami parlamentarnymi. Książkę będzie musiała skończyć następna ekipa.
Do konsultacji społecznych skierowano już dwie z czterech części rządowej książki do drugiej klasy. Kolejne mają pojawiać się na stronach resortu do początku roku szkolnego. O klasie trzeciej nic jeszcze nie wiadomo. Joanna Dębek, rzeczniczka resortu edukacji, potwierdza, że prace nad podręcznikami dla trzeciej klasy szkoły podstawowej zostały zaplanowane dopiero na przyszły rok szkolny. – Ustawa zobowiązuje MEN do przygotowania podręcznika. Niezależnie od tego, kto będzie się nim zajmował, to resort będzie odpowiedzialny za jego dokończenie – mówi.
Tymczasem sondaże przedwyborcze wskazują, że Platforma Obywatelska ma coraz mniejsze szanse na ponowne zwycięstwo – dostaje od 17 do 24 proc. poparcia, przegrywając tym samym nie tylko z PiS, ale też z ruchem Pawła Kukiza. Może to oznaczać, że rządowym podręcznikiem będzie musiała zająć się kolejna, zupełnie już inna ekipa.

1,2 mln dzieci na pewno będzie się uczyło z rządowych książek

Poseł Waldemar Kosiński, który z ramienia PiS zasiada w sejmowej komisji edukacji, zapewnia, że jeśli partia wygra wybory, projekt darmowego podręcznika będzie kontynuowany. We wrześniu przyszłego roku ma powstać nowy elementarz. PiS chce, by tworzyli go eksperci zrzeszeni w planowanej przez nich instytucji – Narodowym Instytucie Programów i Podręczników.
– Podręcznik powinien być dla rodziców darmowy, ale zrobiony lepiej niż ten, który zaproponował obecny rząd. Chcemy zapobiec sytuacji, w której do tworzenia podręczników jest zapraszane wąskie grono ekspertów, a książkę opracowuje się w cztery miesiące – przekonuje. Zgromadzony w instytucie zespół miałby przygotować już elementarze do trzeciej klasy. Kosiński chciałby, żeby nawiązywały do poprzednich części, ale zawierały m.in. więcej wychowania patriotycznego.
Nawet jeśli mieliby go przygotować inni eksperci niż obecnie zatrudnieni przez MEN, będą oni zakładnikami poprzedniej koncepcji – autorka podręczników, Maria Lorek, dostała zadanie opracowania koncepcji na trzy lata. Obejmuje ona choćby podział materiału między kolejne podręczniki.
– Trzecia część podręcznika powinna być zgodna koncepcyjnie z dwiema poprzednimi. Nauczyciel nigdy nie zmienia książki po dwóch latach nauki. Jeśli podręcznik okazuje się słaby, robi to najwyżej w drugiej klasie. Czyli ostatni dzwonek byłby teraz – ocenia Waldemar Czerniszewski, dyrektor wydawniczy WSiP. – Dla kolejnej ekipy rządzącej możliwych rozwiązań jest kilka. Podręcznik można albo dokończyć przy współpracy tego samego zespołu, albo zrezygnować z niego, zatrudniając nowych ekspertów. Oni jednak będą musieli trzymać się przyjętej wcześniej koncepcji. Moim zdaniem najmniejszym złem byłoby wycofanie się z programu w obecnym kształcie. Lepiej wypłacać szkole dotację i pozostawić nauczycielowi wybór, z jakiego podręcznika będzie korzystał. Czyli zastosować takie rozwiązanie, jakie będzie przyjęte w klasach czwartych i pierwszych gimnazjów – twierdzi. Z rządowych książek w obecnym kształcie uczyć się będą co najmniej trzy roczniki dzieci (2007, 2008 i 2009), dzięki reformie sześciolatkowej zgrupowane w dwóch klasach.
Książka podzieliła nauczycieli. Pedagodzy zrzeszeni w ZNP już w grudniu zwracali uwagę na jej mankamenty. Ponad połowa z 3 tys. ankietowanych przez związek uznała, że pracuje im się z nią gorzej niż z innymi podręcznikami. Autorka elementarza, Maria Lorek, w rozmowie z DGP odbijała piłeczkę, zwracając uwagę, że nauczyciele muszą przez jej książkę zmienić swoje metody pracy.

101 mln zł mieli według szacunków MEN zaoszczędzić rodzice dzięki rządowemu elementarzowi

– Z rządową książką nieźle się pracuje, ale podręcznik to dla mnie tylko dodatek, większość materiałów przygotowuję sama – mówi Jolanta Okuniewska, nauczycielka z jednej z olsztyńskich szkół podstawowych i autorka bloga ZamiastKserowki.blogspot.com.
Rządowy elementarz nieźle oceniają też rodzice. Głównie jednak przez pryzmat portfela. – Oszczędzam i nie muszę martwić się o to, czy i gdzie kupię książki dla dziecka. To wygodne – podkreśla Magdalena, mama sześciolatka, który w tym roku poszedł do szkoły. Inny rodzic zwraca jednak uwagę: – Książka była słabo wykonana. Następne dziecko dostanie po moim posklejany taśmą podręcznik. Kartki same z niego wypadały.

98 dni trwały prace nad pierwszą częścią rządowego podręcznika