Uczelnie rezygnują z coraz mniej popularnych fakultetów, a stawiają na nowe, egzotycznie brzmiące lub techniczne. Eksperci podchodzą sceptycznie do tych eksperymentów.
Wysyp nowych kierunków na uczelniach / Dziennik Gazeta Prawna
Ponad 4 tys. kierunków czeka na osoby zainteresowane nauką w szkołach wyższych, w tym ponad sto nowych. W tegorocznej ofercie uczelni przebijają się dwa trendy. Po pierwsze – odwrót od fakultetów społecznych. Nawet uniwersytety decydują się na uruchamianie studiów inżynierskich. Przykładowo Uniwersytet Śląski w Katowicach otwiera m.in. inżynierię zagrożeń środowiskowych. Drugim trendem są inwestycje w zielone technologie – kilka dużych uczelni stawia w tym roku na kierunki związane z ich wykorzystaniem i projektowaniem, np. Politechnika Gdańska.
Szkoły wyższe podobnie jak w latach ubiegłych wzbogacają swoją ofertę o studia w języku angielskim, np. na Uniwersytecie Łódzkim startuje climatology. W ten sposób chcą ściągnąć do siebie cudzoziemców. Stawiają też na fakultety unikatowe, niepowtarzalne i brzmiące egzotycznie, np. inżynierię kosmiczną (Politechnika Łódzka) czy geoinformatykę (Politechnika Warszawska). Zapewniają, że ich najnowsza oferta to odpowiedź na potrzeby pracodawców. Ci jednak mają wątpliwości.
Wyobraźnia bez granic
Wolnoamerykana na uczelniach w kształtowaniu kierunków studiów to wynik zmiany przepisów. Nowelizacja z 18 marca 2011 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 84, poz. 455), która obowiązuje od 1 października 2011 r., zniosła sztywną listę 118 kierunków. – Obecnie szkoły mogą same wymyślać fakultety i są ograniczone tylko swoją wyobraźnią. Niestety zachłysnęły się wolnością i otwierają czasem takie kierunki, które raczej nie rokują na to, aby zapewnić pracę po studiach, i są zbyt wąsko wyspecjalizowane – uważa Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
– Rozbudowujemy ofertę w zależności m.in. od potrzeb rynku pracy. Konsultujemy się z pracodawcami i z ich pomocą tworzymy nowe kierunki – ripostuje Tomasz Boruszczak, rzecznik prasowy Uniwersytetu Łódzkiego (UŁ).
Jak do tego ma się religioznawstwo, które staruje na tej uczelni od roku akademickiego 2015/2016?
– Ten nowo otwarty kierunek nie był konsultowany z pracodawcami, ale jego utworzenie zostało przemyślane przez władze wydziału. Pod uwagę bierzemy współczesne zapotrzebowanie na wiedzę z tego zakresu. To, czy będzie cieszył się zainteresowaniem, okaże się w trakcie rekrutacji – tłumaczy Tomasz Boruszczak.
Każdy chwyt dozwolony
Eksperci przyznają, że takie podejście to eksperyment na żywym organizmie. – Niestety parę lat zajmie studentom połapanie się, że bycie ekspertem np. z zakresu behawioryzmu zwierząt może okazać się ślepą uliczką – uważa Mateusz Mrozek.
– Co to oznacza, że uczelnia, tworząc nowe kierunki, kierowała się potrzebami pracodawców? – zastanawia się Monika Zaręba, ekspert Pracodawców RP. – Pod tym stwierdzeniem może się znaleźć wszystko – dodaje. Jej zdaniem niektóre wydziały kierują się wyłącznie popytem wśród młodych ludzi na dane studia. Dobierają chwytliwe marketingowo nazwy, które brzmią atrakcyjnie, i stąd zalew egzotycznymi i unikatowymi fakultetami.
– Bywa, że nazwa kierunku ładnie wygląda na papierze i kusi kandydatów swoją niepowtarzalnością, ale w praktyce nie niesie za sobą żadnej wartości. To oszukiwanie młodych ludzi – mówi Monika Zaręba. – Bardzo wiele zależy od tego, czy uczelnia, kształtując swoją ofertę, kieruje się tylko tym, by mieć jak najwięcej klientów, czy też przy okazji chce pomóc wejść na rynek ludziom wyposażonym w konkretną wiedzę i umiejętności – dodaje.
– Wszystko jednak odbywa się zgodnie z prawem. Jeśli uczelnia spełnia wskazane w przepisach wytyczne, może prowadzić takie kierunki, nawet jeśli budzą one zastrzeżenia pracodawców – stwierdza Mateusz Mrozek.
Z kolei prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej, twierdzi, że uwolnienie kierunków studiów od sztywnej listy, którą zatwierdzało ministerstwo, było jedną z ważniejszych zmian wprowadzanych w szkolnictwie wyższym.
– Uczelnie dostały ogromną szansę. Powinny zatem tak kształtować ofertę, aby odpowiadała na zapotrzebowanie społeczno-gospodarcze i spotkała się z zainteresowaniem kandydatów. To, czy podjęły dobre decyzje, okaże się za trzy lub pięć lat, czyli wtedy, gdy nowo otwarty fakultet ukończą pierwsi absolwenci – mówi prof. Marek Rocki.
Do zamknięcia
Uczelnie nastawione są nie tylko na kreowanie nowych fakultetów. Ostro selekcjonują te, które prowadzą obecnie. W efekcie coraz więcej z nich znika z oferty uczelni.
– Przez ostatnie trzy lata byliśmy zmuszeni odstąpić od oceny ok. 260 kierunków z uwagi na to, że fakultety zostały wycofane z oferty uczelni. Albo je zamknęły, albo zawiesiły – informuje prof. Marek Rocki. Tymczasem w ciągu poprzedniej, czteroletniej kadencji PKA było to tylko ok. 100 kierunków. – Widać więc zatem, że ten trend się nasila – komentuje prof. Rocki.
Uczelnie w pierwszej kolejności rezygnują z tych studiów, które cieszą się coraz mniejszą popularnością.
– Przede wszystkim zamykają te, które kiedyś były modne, czyli pedagogikę, finanse – wskazuje przewodniczący PKA.
Z kształcenia np. na turystyce i rekreacji wycofał się Wydział o Zdrowiu Małopolskiej Wyższej Szkoły im. Józefa Dietla w Krakowie. Z pedagogiki natomiast zrezygnowała Wyższa Szkoła Zarządzania i Administracji w Zamościu, a na finansach i rachunkowości wygasza nauczanie Wydział Zarządzania i Administracji Wałbrzyskiej Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości.
Dynamiczne zmiany w ofercie szkół wyższych wymusza niż demograficzny. Tylko w ciągu ostatnich lat liczba studentów spadła o niemalże pół miliona.
– Z przenalizowanych przeze mnie danych wynika, że ponad 50 uczelni uległo restrukturyzacji albo zdecydowały się na konsolidacje lub zostały zlikwidowane. Problem niżu wymusza zmiany w liście wprowadzanych fakultetów – wskazuje prof. Marek Rocki.