Przekazując szkoły stowarzyszeniom, gmina nie pozbywa się odpowiedzialności za oświatę na swoim terenie - mówi w wywiadzie dla DGP doktor Robert Lisowski, wójt gminy Iwanowice (Małopolska).
Czy jest pan za likwidacją karty nauczyciela?
Tak. Jednak gdybym miał odpowiednie środki na utrzymanie wszystkich szkół w gminie, to karta nie byłaby przeszkodą.
Czy to prawda, że zdecydował się pan przekształcić 11 placówek oświatowych w szkoły stowarzyszeniowe?
Otóż nie. Faktycznie mamy 11 szkół, ale z tego sześć już jest prowadzonych przez osoby fizyczne, a nie przez gminę. Absurd tej całej naszej sytuacji polega na tym, że mamy pięć szkół samorządowych i sześć prowadzonych przez osoby fizyczne. W praktyce to co dopłacam ponad subwencję oświatową do gminnych placówek, jednocześnie automatycznie przekłada się na wyższą dotację dla pozostałych szkół. Wysokość bowiem dotacji udzielanej przez JST szkołom prowadzonym przez osoby fizyczne lub prawne zależy od kosztów utrzymania szkół samorządowych.
Ile więc pan dopłaca do swoich szkół?
Do szkół podstawowych i gimnazjów dokładamy około 2 mln zł. Biorąc pod uwagę jeszcze przedszkola, to te wydatki automatycznie się podwajają.
Jaki sens jest w tym, aby wszystkie szkoły były placówkami stowarzyszeniowymi?
Jeśli wszystkie szkoły publiczne będą prowadzone przez osoby fizyczne lub prawne, otrzymają dotację tylko i wyłącznie na poziomie subwencji. Gmina nie będzie ponosić dodatkowych kosztów związanych z bieżącym utrzymaniem placówek oświatowych.
Jak długo pracują nauczyciele w szkołach stowarzyszeniowych?
Pensum wynosi średnio 24 godziny tygodniowo, czyli o sześć godzin więcej niż w szkole samorządowej. Zasadniczą różnicą jest też to, że w stowarzyszeniowej szkole nauczyciele zatrudniani są na podstawie kodeksu pracy. A jeśli popatrzymy na wynagrodzenia, generalnie nie odbiegają od gminnych. W jednej ze szkół są nawet wyższe.
Nie ma tzw. umów śmieciowych?
Takie umowy także są, ale dotyczą osób, których pensum godzin jest mniejsze niż 12 godzin, czyli 1 etatu. Ponadto, umowy-zlecenia dotyczą głównie nauczycieli, którzy pracują na etacie w innych placówkach.
Mówi się, że nauczyciele zatrudniani na karcie nie muszą się obawiać, że stracą pracę, nawet jeśli są słabi. A jak jest w szkołach stowarzyszeniowych?
Te placówki z łatwością mogą się pożegnać z pracownikiem, który się nie stara. Natomiast karta daje nauczycielom poczucie bezpieczeństwa.
A co o przekształceniu szkół sądzą nauczyciele?
A co jest lepsze dla nauczycieli, zachować ich miejsca pracy, ale bez przywilejów wynikających z karty? Czy też wysłać ich do pośredniaka? Nie ukrywam, że chciałbym to pytanie zadać osobiście prezesowi ZNP Sławomirowi Broniarzowi. Jednak wracając do faktów, obecnie stoję właśnie przed dylematem: albo likwiduję dwie szkoły i grupa 40 nauczycieli zostaje bez pracy, albo będą one działały na innych zasadach.
Od września pańska gmina będzie drugą jednostką w kraju, po gminie Hanna, która nie będzie miała prowadzonych przez siebie szkół. Związkowcy uważają, że wyzbywacie się placówek i nie realizujecie podstawowego obowiązku, jakim jest zarządzanie oświatą.
Nie zgadzam się z tym. Przecież oświata na terenie gminy wciąż będzie bezpłatna i dostępna dla wszystkich. Czy to będzie robić stowarzyszenie, czy gmina, to dla mieszkańców nie ma znaczenia. Liczą się efekty, a te są takie, że samorząd będzie zaspokajać potrzeby mieszkańców w zakresie edukacji publicznej. Jeśli mówimy o gminie Hanna, to ona przekazała szkoły, a my musimy je najpierw zlikwidować, bo u nas jest więcej niż 70 uczniów w szkole (przekazywać szkoły można tylko do 70 uczniów – przyp. red.). Niemniej jednak w Hannie nie ma szkół samorządowych. Przekazując szkoły, gmina nie pozbywa się odpowiedzialności za oświatę. Nadal będzie właścicielem obiektów i ma prawo kontrolować prawidłowość wykorzystania dotacji przyznanych szkołom z budżetów tych jednostek (wcześniej – tylko liczbę uczniów). To wójt udziela zezwolenia na prowadzenie publicznej szkoły innemu podmiotowi, które może być cofnięte. Może również wypowiedzieć umowę najmu.