Kolejna fala koronawirusa oraz jego nowy wariant zrobiły swoje. Ferie na obozach lub półkoloniach spędzi najmniej uczniów od pięciu lat
Kolejna fala koronawirusa oraz jego nowy wariant zrobiły swoje. Ferie na obozach lub półkoloniach spędzi najmniej uczniów od pięciu lat
Zimowa przerwa w nauce rusza za tydzień. Jak wynika z danych resortu edukacji, dotąd organizatorzy zgłosili obozy w kraju dla ok. 26,6 tys. dzieci i młodzieży, a zagraniczne wyjazdy dla niespełna 600. Oprócz tego zostały przewidziane półkolonie dla ok. 12,2 tys. osób. – W sumie zgłoszono 1086 wypoczynków. Ich liczba może jeszcze wzrosnąć, bo dalszych 420 oczekuje na zatwierdzenie – słyszmy w MEiN.
Jeśli nawet do tego dojdzie, i tak będzie to wynik wyraźnie gorszy niż w poprzednich latach. Tymczasem organizatorzy liczyli na odbicie po tym, jak w ubiegłym roku z powodu pandemii rząd ogłosił zakaz wyjazdów grupowych i dopuścił jedynie tzw. ferie w mieście, z których ostatecznie skorzystało 66 789 dzieci. Dla porównania: w przedpandemiczne ferie 2019/2020 zgłoszono organizację 9050 wypoczynków. Liczba ich uczestników w kraju wyniosła 180 842, na półkoloniach – 150 359, a za granicą – 14 710. W poprzednich latach liczba zgłoszonych wypoczynków oscylowała w okolicy 8,2–8,8 tys. Z krajowych ferii korzystało 169–174 tys. dzieci, z zagranicznych – 11–12 tys. dzieci, a z półkolonii kolejnych 146–151 tys.
Jak mówią organizatorzy, za wyraźny trend spadkowy odpowiada niepewność. – Szczepienia i paszporty covidowe miały być przepustką do swobodnego przemieszczania się. Jednak kolejne kraje wymagają testów PCR, a te kosztują 200–300 zł. Co więcej, nie wystarczy test przy wjeździe, konieczny jest także w trakcie imprezy. Do tego po powrocie spoza strefy Schengen również trzeba go przeprowadzić. A przypomnijmy, że ferie to czas, kiedy gros dzieci wyjeżdża na naukę języka obcego poza UE – mówi Piotr Sućko, prezes biura podróży Funclub. Dodaje, że problematyczny jest też sam przejazd autokarem przez UE, zwłaszcza Czechy, gdzie wymagana jest trzecia dawka szczepienia. Podkreśla, że kupujący wyjazd nie mają ponadto pewności, czy przed wyjazdem nie zostaną wprowadzone kolejne obostrzenia.
Tadeusz Olszewski, szef biura Krystad z Bydgoszczy, opisuje, że od dawna nie miał tak trudnej sytuacji (firmę prowadzi od 26 lat). Ferie zimowe organizuje wyłącznie w Polsce, a zainteresowanie wyjazdami w porównaniu do lat przed pandemią szacuje na poziomie 30 proc. Wspomina, że rok temu branża przeżyła szok, gdy zamykano stoki, odwoływano zimowiska. Dziś tak radykalne decyzje wprawdzie nie zapadają, ale klienci są dużo ostrożniejsi. – Widzą po dzieciach, że zasiedziały się przed monitorami, potrzebują ruchu i odmiany, pytają jednak o gwarancję bezpieczeństwa. Odpowiadam szczerze, że my jej dać w 100 proc. nie możemy i że to od rodziców zależy, czy odpowiednio wcześniej zaszczepili dzieci – mówi.
Podobne obserwacje ma Barbara Czerwińska-Albin z gdańskiego biura podróży Czerwiński Travel. – Rodzice boją się rezerwować zimowe wyjazdy, szczególnie zagraniczne. W efekcie mamy spadek o ok. 80 proc. – opisuje. Przyczyn upatruje w tym, że nie ma pewności, jak ostatecznie będą wyglądały obostrzenia w danym kraju. Jako przykład podaje Austrię, która jeszcze niedawno zapraszała, a po wzroście zakażeń wprowadziła zasady, że korzystać z uroków tamtejszej zimy mogą tylko osoby zaszczepione dwiema dawkami, z aktualnym testem PCR lub zaświadczeniem o przyjęciu dawki przypominającej. W efekcie zainteresowanie tym kierunkiem spadło do 5 proc. i najpewniej zostanie on zawieszony. – Rodzice słyszą dziś też, że chorują również dzieci, więc nie chcą wysyłać ich daleko od domu. Dlatego nieco lepiej jest z wyjazdami krajowymi, choć i tu zainteresowanie oceniam na poziomie 50 proc. – dodaje.
Jak słyszymy z biur podróży, część z nich ratuje się, przygotowując teraz ofertę letnią. – Dwa ostatnie sezony wakacyjne w pandemii pokazały, że koronawirus wtedy odpuszcza – mówi Czerwińska-Albin.
Tego optymizmu nie podziela jednak Piotr Doliński z łódzkiego biura Róża Wiatrów. – Koszty ponosimy przez cały rok, a sezon wakacyjny, zwłaszcza na Mazurach, gdzie mamy ośrodek, jest krótki. Straty potęguje fakt, że segment wyjazdów szkolnych to obecnie może 10 proc. tego, co przed pandemią – ocenia. On z kolei organizuje zimą tylko wyjazdy za granicę i spadki ocenia na minimum 50 proc. W tym roku skoncentrował się na obozach narciarskich i snowboardowych na Słowacji, bo uważa, specjalizacja jest metodą na przetrwanie. Zaznacza, że nie tylko pandemia generuje problemy, ale też wzrost kosztów. – Polska inflacja nie jest wyjątkiem. Słowaccy kontrahenci podnieśli stawki o ok. 30 proc. – wymienia.
MEiN informuje, że sytuacja epidemiczna w kraju pozwala na organizację wypoczynku zimowego dzieci i młodzieży, ale przy pewnych ograniczeniach. Podstawowy warunek to zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom podczas wypoczynku w obiektach. – Organizator musi też opracować procedury zapobiegawcze do zastosowania w razie podejrzenia zakażenia koronawirusem uczestników wypoczynku, kierownika, wychowawcy lub innej osoby, z którą zawarto umowę o pracę, umowę cywilno-prawną lub umowę wolontariacką, oraz procedury postępowania w przypadku kontaktu w ciągu ostatnich 10 dni z osobą zakażoną koronawirusem – wylicza Irmina Chrząstek z wydziału prasowego resortu.
Rodzice pytają o bezpieczeństwo i nie chcą wysyłać dzieci daleko
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama