Brak stypendiów, niski poziom studiów, niewydawanie świadectw - tak wyglądają studia w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN.
/>
Nowy dyrektor Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN wydał już 120 brakujących aktów prawnych, by studia stały się legalne i by móc rozliczyć się z doktorantami. Proces się jeszcze nie zakończył, a część słuchaczy czuje się rozgoryczona i oszukana. Co innego im obiecano, kiedy rozpoczynali studia, co innego otrzymali.
Te problemy to efekt zaniedbań, do których doszło między 2010 a 2012 rokiem. Ówczesna dyrekcja instytutu postawiła na zarobkowanie dzięki słuchaczom studiów podyplomowym i doktoranckich. Powołała specjalne Kolegium Studiów Społecznych Instytutów Polskiej Akademii Nauk (KSSI), gdzie do współpracy zaproszono kilka instytutów PAN, m.in. psychologii czy prawa. Kierunki, którymi kuszono przyszłych studentów, były różnorodne: od ekonomii, przez studia dla marszandów, miłośników sztuki, po studia o kobiecości. Zachęcano możliwością kontynuowania nauki w Cambridge. Powstały nowatorskie studia Doctoral Business Administration. Oprócz tego toczyły się również zwykłe studia doktoranckie w Instytucie Nauk Ekonomicznych. Tańsze, ale też dochodowe.
Skalę nieprawidłowości odkrył nowy dyrektor instytutu prof. Cezary Wójcik, wybrany półtora roku temu. Po analizie rozwiązał całą instytucję KSSI. Część kierunków zlikwidował, część przeniósł do INE.
Okazało się, że większość studiów, zarówno doktoranckich, jak i podyplomowych, nie ma odpowiednich podstaw prawnych: nie było uchwał rady naukowej zatwierdzających programy, brakowało harmonogramów. Wielu doktorantów nie miało wpisanych zaliczeń, nie mieli przyznanych opiekunów naukowych, nie było list obecności. To zdaniem dyrektora uniemożliwiało wydanie świadectw ukończenia studiów, nie mówiąc o stypendiach.
W zeszłym roku powołano komisje, które zajęły się analizowaniem sytuacji każdego studenta. Sęk w tym, że nie wszystkie sprawy zostały załatwione, dlatego część doktorantów groziła złożeniem sprawy do sądu.
Mówią, że zaufali marce PAN, więc nie sprawdzali szczegółów. Jak opowiada jeden ze słuchaczy, na trzyletnie studia wydał 50 tys. zł, licząc czesne, dojazdy i pobyty. Ma świetnie zaliczone wszystkie przedmioty. Nie dość tego, przysługiwało mu stypendium zarówno materialne, jak i naukowe. – Kiedy nowy dyrektor obiecał w styczniu tego roku, że wszystko będzie załatwione, uwierzyłem. Ale mijają kolejne miesiące i nic się dzieje – opowiada. Jego zdaniem dyrektor działa opieszale – do tej pory, jak przekonuje, nie zostały rozpatrzone żadne złożone wiele miesięcy temu wnioski stypendialne. Nie dopuszczano go też, jako przedstawiciela samorządu doktorantów, na posiedzenia rady naukowej INE, gdzie decydowano o ich losie.
Inny z doktorantów tłumaczy, że studia doktoranckie w INE PAN podjął dlatego, że obiecano mu, iż koszty otwarcia przewodu będą w cenie studiów. I że osoby, które ukończą studia w INE, będą zwolnione z egzaminu doktorskiego z ekonomii.
– Teraz się dowiedzieliśmy, że koszt otwarcia przewodu będę musiał pokryć jak student, który by to robił z wolnej stopy: za 12–15 tys. zł – mówi. Nie ma dla niego znaczenia to, że za błędy jest odpowiedzialna poprzednia ekipa – on zawierał umowę z instytutem.
W grupie doktorantów nie ma jedności. Część wierzy, że nowej dyrekcji uda się uratować sytuację. Napisali list ze wsparciem dla działań prof. Wójcika do prezesa PAN prof. Michała Kleibera. To ci, którzy na początku czuli się najbardziej poszkodowani. Obiecano im, że w dwa lata uzyskają tytuł Doctora Business Administration (koszt rocznej nauki – 19 tys. zł). A jak poinformował ich nowy dyrektor, nie było to w ogóle możliwe, gdyż Instytut Nauk Ekonomicznych nie może nadawać doktoratów z zarządzania. Obiecano im również świadectwo ukończenia The Vienna Institute for International Economic Studies – umowa z tą placówką w tej sferze nie istnieje. Zaś poziom studiów był tak niski, że w 2012 r. składali skargi do prezesa PAN.
Nowy dyrektor, likwidując KSSI, postanowił uratować Doctoral Business Administration – i przeniósł je do samego instytutu już w formie studiów podyplomowych. Poszedł także studentom na rękę w kwestii czesnego. Doktoranci przyznają, że poziom studiów za nowej dyrekcji się podniósł i liczą, że chociaż nie stracą czasu i wydanych pieniędzy.
Poszkodowani czują się zwykli słuchacze, którzy uważają, że m.in. DBA zostało potraktowane priorytetowo. Profesor Wójcik przekonuje, że sprawy wszystkich są rozwiązywane jednakowo.