Resort edukacji nie musi obwieszczać lockdownu w szkołach z powodu IV fali koronawirusa. On dokonuje się sam.
Dopóki będzie to możliwe – a na razie nie jest przewidywana zmiana – nauka stacjonarna będzie kontynuowana – przekonuje w ostatnich dniach w publicznych wypowiedziach Przemysław Czarnek.
A Ministerstwo Edukacji precyzuje, że odsetek szkół pracujących w trybie zdalnym lub mieszanym nie jest obecnie statystycznie istotny. Dyrektorzy mówią jednak o szybkim wzroście zachorowań wśród uczniów i nauczycieli. Potwierdzają nam to stacje sanitarno-epidemiologiczne. Dlatego dyrektorzy chcieliby od MEiN scenariusza na najbliższą przyszłość, gdyby zakażeń dalej przybywało, a także większej swobody podejmowania decyzji. Przede wszystkim jeśli chodzi o możliwość organizowania lekcji stacjonarnych dla zaszczepionych uczniów z klas, które zostały skierowane na tryb zdalny. Temu jednak resort jest przeciwny.
I choć, jak przekonuje, nie widzi gwałtownego przyrostu liczby szkół pracujących w trybie zdalnym czy mieszanym, to jednocześnie wysyła do dyrektorów pismo z prośbą o podjęcie pilnych działań dotyczących weryfikacji zastosowanych tam rozwiązań organizacyjno-sanitarnych. – Nie ma co weryfikować, robimy wszystko, co możemy – pada odpowiedź.
Zorganizowana na początku września akcja szczepień w szkołach nie dała pożądanych efektów. Jak wylicza MEiN, obecnie w skali całego kraju szczepionkę przyjęło 38,76 proc. uczniów w wieku 12-18 lat. Efekty są coraz bardziej widoczne. Już ponad 1580 placówek oświatowych (w Polsce jest 35 tys. szkół i przedszkoli) prowadzi ograniczoną działalność, w tym 73 z nich działa w formie zdalnej, a pozostałe uczą w trybie hybrydowym. W większości dotyczy to szkół podstawowych - wynika z najnowszych danych MEiN. Sytuacja zmienia się z tygodnia na tydzień.
W
szkole podstawowej w Gdańsku dwa dni temu na zdalne przeszło 12 oddziałów. W LO w Kędzierzynie-Koźlu czekają na wyniki testu kolejnego nauczyciela. Jeśli będzie pozytywny, na zdalne przejdą już nie pojedyncze oddziały, a cała szkoła. Dyrektorzy placówek alarmują w rozmowie z DGP, że pandemia przyspiesza na ich oczach. A skoro nie ma odgórnych decyzji o zamykaniu, próbują różnych rozwiązań, by zapewnić płynność nauki.
- Mamy nóż na gardle - ocenia Małgorzata Targosz, dyrektor I LO w Kędzierzynie-Koźlu. Tu źródłem zakażenia są m.in. zaszczepieni
nauczyciele. Od zeszłego tygodnia na zdalnym są te dzieci, które miały kontakt z nauczycielką języka obcego. Opisuje, że gdy tylko dowiaduje się o przypadku zakażenia w szkole, informuje sanepid. Przez profil zaufany podaje dane uczniów i nauczycieli, którzy mieli kontakt z zakażoną osobą. - Dalej decyduje sanepid, na kogo nałożyć kwarantannę, gdyż widzi w systemie, kto jest zaszczepiony, kto nie - tłumaczy i przekonuje, że rodzice uczniów zaszczepionych domagają się, by nie kierować ich na zdalne.
Szczególnie dotyczy to młodzieży z klas maturalnych, która ma już za sobą półtora roku nauki z domu. Dlatego tutaj, jeśli większość klasy jest zaszczepiona, to zajęcia odbywają się normalnie w szkole. Dla pozostałych
nauczyciele przygotowują na Teamsach notatki do przerobienia w domu. - To moja inicjatywa, ale za zgodą kuratorium. Myślę, że może wpłynąć mobilizująco na tych, którzy nie mają przeciwskazań do szczepień, a mimo to zwlekają.
- Świetne rozwiązanie. Myślałem, by zaszczepieni
uczniowie klasy 8A, jeśli zdarzy się u nich kwarantanna, mogli być na ten czas doklejeni do np. 8B, ale nasz sanepid nie wyraził na to zgody - mówi Krzysztof Dudek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 19 w Gdańsku. - Jak słyszałem, jest to realizacja decyzji MEiN.
Faktycznie, jeszcze we wrześniu podczas konferencji minister Czarnek mówił: „Jeśli pojawia się sytuacja, że trzeba z uwagi na ognisko zakaźne kierować dzieci na naukę zdalną, to kierujemy całą klasę na kilka lub kilkanaście dni, bez dzielenia na zaszczepione i niezaszczepione. Taki komunikat został przekazany kuratorom”.
Proszę czekać, będzie kontrola
Dlatego dziś część dyrektorów obawia się podobnych rozwiązań. - Temat szczepień dzieli ludzi. A co jeśli rodzice dzieci niezaszczepionych napisaliby do kuratorium skargę? Zaraz bym miał kontrolę - mówi dyrektor Dudek. Jak przekonuje, potencjalnych powodów do kontroli jest więcej.
Chodzi o inne słowa Przemysława Czarnka. Jeszcze w październiku podkreślał, że nie planuje przechodzenia na naukę zdalną i hybrydową. Zamiast tego apelował o przestrzeganie wymogów sanitarnych. - Organy sanepidu oraz kuratoria będą prowadziły kontrole w szkołach, bo jeśli chcemy realizować to, co zapowiadamy, czyli kontynuować naukę stacjonarną, przestrzeganie tych wytycznych i zaleceń sanitarnych jest niezwykle potrzebne - mówił. Spytaliśmy w związku z tym MEiN, czy z rosnącą liczbą przypadków przewiduje zmianę trybu działania szkół.
- Obecnie odsetek szkół pracujących w trybie zdalnym lub mieszanym nie jest statystycznie istotny. W tym zakresie również nie jest odnotowany gwałtowny przyrost - zaznacza Anna Ostrowska, rzeczniczka MEiN. Ale dodaje, że z uwagi na zwiększającą się liczbę zachorowań w kraju minister edukacji wysłał pismo do dyrektorów przedszkoli, szkół i placówek z prośbą o podjęcie pilnych działań dotyczących weryfikacji zastosowanych tam rozwiązań organizacyjno-sanitarnych.
- Mam 14 klas na zdalnym. Na 50 oddziałów. Realizujemy wytyczne tak, jak możemy - podkreśla dyrektor Dudek. - Ale proszę powiedzieć, jak zmusić najmłodszych uczniów do noszenia maseczek i trzymania dystansu - dodaje.
Rodzice są natomiast zdezorientowani. - Zaszczepiłam mojego syna, gdy tylko było to możliwe. Z sygnałów, jakie płynęły przed wakacjami, zrozumiałam, że taka postawa ma nas ustrzec przed nauką zdalną - opisuje mama 15-letniego ucznia II klasy LO na warszawskim Mokotowie. Nie kryje wzburzenia, bo dwa dni temu dostała ze szkoły informację, że na zdalne, po kontakcie z zakażonym nauczycielem, przechodzi klasa jej syna. Następnego dnia okazało się, że zamknięta jest cała placówka. - Bezskutecznie próbowałam się dowiedzieć, w oparciu o jakie wytyczne podejmowane są decyzje. I skoro w klasie syna niezaszczepione są tylko dwie osoby (rodzice otwarcie wymienili się tymi informacjami), to dlaczego wróciły lekcje przed internetowymi kamerkami.
Stacje sanitarno-epidemiologiczne potwierdzają, że mają coraz więcej zawiadomień o przypadkach COVID-19 wśród uczniów. Są zgłaszane przez specjalny formularz na stronie wraz z informacją o tym, z kim mieli kontakt.
- Na tej podstawie przeprowadzamy wywiad epidemiczny i kierujemy na kwarantannę - mówi Małgorzata Kapłan, rzecznik WSSE w Szczecinie. Dodaje, że ostateczną decyzję w sprawie organizacji pracy w szkole podejmuje dyrektor w porozumieniu z kuratorium, po uprzednim powiadomieniu sanepidu. - My dajemy sugestie.
Z kolei Piotr Gajek, starszy wizytator Kuratorium Oświaty w Kielcach, precyzuje, że to dyrektor wskazuje liczbę dzieci, którą chce skierować na zdalne. I - jak mówią nasi rozmówcy - z reguły dyrektorzy podejmują dalej idącą decyzję, niż wymaga tego aktualna sytuacja. Z ostrożności.
W Szkole Podstawowej nr 35 w Łodzi pierwsze ognisko koronawirusa pojawiło się tuż po święcie edukacji. - Wtedy na zdalne przeszły klasy IV-VII, łącznie 14 oddziałów na 23 - mówi dyrektor Krzysztof Durnaś. Aktualnie jest nowe ognisko i chodzą wszyscy, poza klasami VII i VIII. Co dalej? Tu nawet dyrektorzy są podzieleni. - Centralna decyzja o zamknięciu wszystkich szkół byłaby szkodliwa. Jestem za lokalnym gaszeniem pożarów - ocenia Krzysztof Durnaś. Przyznaje, że prościej byłoby posyłać uczniów na zdalne blokami, klasy IV-VIII lub I-III. Ale dziś nie chce tego zdecydowana większość uczniów.
Z kolei zdaniem Katarzyny Mrówczyńskiej, dyrektor Zespołu Szkół Architektoniczno-Budowlanych i Licealnych w Warszawie, powinny pojawić się wytyczne, że np. przy określonym wzroście zakażeń jest odgórna decyzja o zamykaniu szkół. Nawet teraz w klasach, które są w szkole, absencja jest wysoka. Bo grypa, inne zakażenia, bo również kwarantanna w domu, o której rodzina ucznia nie informuje.
W tym roku szkolnym i w tej fali pandemii słyszymy, że więcej zależy od dyrektorów. - To pojęcie względne - mówi Krzysztof Dudek. - Załóżmy, że mam klasę dzieloną na zajęcia językowe. W jednej części znalazł się ktoś z dodatnim wynikiem. Tu wszyscy idą na zdalne. Ode mnie zależy, czy pójdzie też reszta. Ale żeby zorganizować równocześnie dla jednych naukę z domu, dla drugich w klasie, sala powinna być wyposażona niemal jak studio nagrań. Takich warunków nie mamy. Nie wyobrażam sobie, by nauczyciel siedział 45 minut przed kamerką laptopa, bez możliwości podejścia do tablicy czy do uczniów, którzy są w klasie.
Jest też inna zmiana w stosunku do poprzedniego roku szkolnego. - Mamy falę przygotowań do konkursów kuratoryjnych. A ponieważ nie ma obwarowań, jak poprzednio, kiedy konsultacje odbywały się w grupach pięcioosobowych, zdecydowaliśmy, że zaszczepieni uczniowie, nawet jak ich klasy są na zdalnym, mogą przychodzić do szkoły na spotkania z nauczycielami. Mogą też brać udział w zajęciach pozalekcyjnych - mówi dyrektor Durnaś. Przyznaje, że w takich przypadkach szkoła polega na deklaracjach od rodziców, bo sama z siebie nie może weryfikować, kto jest zaszczepiony.
Dziecko na kwarantannie, rodzic w nerwach
W razie potwierdzonego przypadku COVID-19 w szkole na 10-dniową kwarantannę wysyłani są uczniowie i nauczyciele z tzw. kontaktu z osobą zakażoną. Nie dotyczy to jednak ozdrowieńców (przez 180 dni od potwierdzonego wyniku testu) i osób w pełni zaszczepionych (gdy od ostatniej dawki upłynęło 14 dni). Jeśli jednak okaże się, że kwarantanna zostanie nałożona również na ucznia nieobecnego w placówce, np. na osobę, która nie uczęszczała do świetlicy szkolnej w czasie, gdy wystąpiło tam zakażenie u pracownika lub ucznia, a widnieje na liście przekazanej przez szkołę do Inspekcji Sanitarnej, należy ten fakt zgłosić do dyrekcji placówki, która przekaże stosowną informację sanepidowi. Co ważne, nawet jeśli do rodziców nie dotrze informacja od sanepidu, a decyzję o nałożonej kwarantannie mają tylko od dyrekcji, dziecko mimo to musi pozostać w domu.
Do Państwowego Inspektora Inspekcji Sanitarnej mogą też wnioskować rodzice niepełnoletnich uczniów lub dorośli uczniowie, którzy chcą skrócić kwarantannę. Takie rozwiązanie jest dopuszczalne, ale tylko w uzasadnionych okolicznościach, np. wyjście na pogrzeb członka rodziny, a nie dlatego, że chcą spotkać się z kolegami. Każdy przypadek wniosku o skrócenie kwarantanny rozpatrywany jest indywidualnie i brane są pod uwagę okoliczności kontaktu oraz to, jakie było w danym przypadku narażenie, czas, który upłynął od niego. Inspektor ustala też zasady, na jakich następuje zwolnienie z kwarantanny. To oznacza, że może poprosić ucznia o negatywny wynik testu. Należy pamiętać, że test, na który ucznia mogą wysłać rodzice w trakcie kwarantanny z kontaktu, nie skróci jej, nawet gdy da wynik ujemny. Poza tym, wnioskując o test u lekarza, narażamy tylko dziecko na wydłużenie kwarantanny. Lekarz rodzinny, który kieruje na test na COVID-19, podejrzewa chorobę zakaźną, a to oznacza, że nakłada na ucznia kwarantannę, która trwa 10 dni, począwszy od kolejnego dnia od zlecenia. W tym wypadku, gdy wynik będzie ujemny, kwarantanna związana ze zleceniem zostanie zdjęta. Nie ma to jednak wpływu na kwarantannę z kontaktu.