Nauka zdalna powinna być ostatecznością, jednak rozprzestrzenianie się wariantu Delta może wpłynąć na zwiększenie odsetka chorujących dzieci.

To najnowsze stanowisko Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) w sprawie powrotu uczniów do ławek. W rządzie trwają dyskusje – zacząć rok szkolny od nauczania hybrydowego czy stacjonarnego. Z informacji DGP wynika, że zdania są podzielone. Część polityków decyzję chce uzależnić od liczby zaszczepionych oraz sytuacji epidemicznej w danym regionie. I być może w niektórych przypadkach rozpocząć rok hybrydowo. Część jednak przekonuje, że priorytetem jest, by pierwszy dzwonek wszystkie dzieci usłyszały w szkole.
Magdalena Kaszulanis z ZNP podkreśla, że samorządy i dyrektorzy obawiają się czwartej fali, ale duży strach wzbudza też perspektywa kolejnego roku na zdalnym. – Słyszymy o pomysłach regionalnego trybu hybrydowego, ale oficjalnych pism w tej sprawie jeszcze nie ma – podkreśla. – Na szczęście mamy przećwiczone wszystkie warianty pracy i jesteśmy w stanie wprowadzić je w ciągu kilku dni – wtóruje Izabela Leśniewska, dyrektor szkoły podstawowej w Radomiu.
Eksperci ECDC piszą ostro, że „decyzja o zamknięciu szkół w celu kontrolowania pandemii COVID-19 powinna być ostatecznością. Negatywne fizyczne, psychiczne i edukacyjne skutki nauki zdalnej, a także wpływ na gospodarkę, prawdopodobnie przeważyłyby nad korzyściami wynikającymi z zamykania szkoły”. Ale biorąc pod uwagę prawdopodobne utrzymujące się ryzyko przenoszenia się wirusa w grupie dzieci nieszczepionych, konieczna jest gotowość na ewentualne wprowadzanie elastycznych rozwiązań. Jak wynika z ich analizy, pomimo wysokiego odsetka zaszczepionych dorosłych dzieci, których szczepienia nie obejmują, będą chorować częściej. Tym bardziej, przekonują, że najmłodsi są podatni na nowe warianty wirusa bardziej niż przy poprzednich mutacjach.
Z kolei naukowcy w opublikowanym kilka dni temu stanowisku zespołu ds. COVID-19 przy prezesie Polskiej Akademii Nauk rekomendują wprowadzenie obowiązkowych szczepień dla nauczycieli. Podobna dyskusja odbyła się też w gronie ekspertów z Rady Medycznej przy premierze. O ile medycy podzielają opinię PAN, to wśród polityków nie ma jednomyślności.Rząd obawia się, że wprowadzenie obowiązku mogłoby skutkować protestami. I to nie tylko w grupie osób, które są przeciwnikami szczepień. Także wśród tych, którzy się szczepią, ale chcą podejmować decyzje dobrowolnie.
– Znamy te rekomendacje i opinie – dodaje Magdalena Kaszulanis z ZNP. Podkreśla, że zdecydowana większość nauczycieli jest zwolennikami szczepień. Na 660 tys. osób zaszczepiło się pierwszą dawką ok. pół miliona. – Nie mamy jednak danych, ile przyjęło drugą. Dopiero mając taką informację, można dyskutować o radykalniejszych rozwiązaniach – podkreśla. Jej zdaniem dobrym pomysłem było wprowadzenie możliwości miksowania szczepionek, o co środowisko samo zabiegało. – Ci, którzy źle się czuli po przyjęciu jednego preparatu, sięgną być może odważniej po drugi.
– Większość zespołu szkolnego się zaszczepiła. Część nadrobi zaległości przed początkiem roku, ale są tacy, którzy tego nie zrobią. I tu powstaje problem – narażeni na kontakt z wirusem w świetle nowych danych będą nie tylko dorośli, ale i dzieci – dodaje Izabela Leśniewska. Jest jednak sceptyczna wobec przymusu szczepień. – Państwo powinno tak prowadzić kampanię promującą szczepienia, by uwzględnić specyfikę regionu z niską wyszczepialnością. Być może pomogłoby, gdyby w sprawę mocniej zaangażował się Kościół.
„Apelujemy: szczepmy uczennice i uczniów, szczepmy obowiązkowo personel szkolny i postępujmy według zasad dystans, dezynfekcja, maseczki. Tylko w ten sposób unikniemy nauczania zdalnego w roku szkolnym 2021/2022” – piszą tymczasem naukowcy z PAN. Rekomendują szybkie i szerokie testowanie na terenie szkół testami antygenowymi osób z jakimikolwiek objawami przeziębienia lub grypopodobnymi. ©℗