Podczas konkursów na stanowiska szefów samorządowych placówek oświatowych tzw. głos pluralny mają zyskać przedstawiciele kuratoriów oświaty. W resorcie edukacji trwają prace nad takimi zmianami.

W komisji konkursowej na stanowiska dyrektorów samorządowych placówek oświatowych może zasiadać do 15 osób, w tym przedstawiciel organu prowadzącego (czyli wójta lub burmistrza, prezydenta miasta, starosty), kuratora oświaty, rady pedagogicznej i rady rodziców. Często konkurs, który co do zasady jest organizowany obligatoryjnie co pięć lat, jest rozstrzygnięty jeszcze przed jego przeprowadzeniem, ponieważ członkowie komisji dogadują się w sprawie preferowanego kandydata. Zmiany mają ten proceder ukrócić. A przynajmniej zapewnić większy wpływ na decyzję kuratorom.
Kuratorskie porządki
DGP dotarł do informacji, z których wynika, że Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, chciałby, aby dyrektorami zostawały osoby, które zyskują akceptację organu nadzoru pedagogicznego. Dzięki takiemu rozwiązaniu rządzącym łatwiej byłoby wyeliminować ze szkół to, co im się nie podoba.
Ministerstwo nie zajmuje w tej sprawie oficjalnego stanowiska. Jednak jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, w resorcie jest przygotowany projekt nowelizacji prawa oświatowego, który zakłada, że przy wyborze dyrektorów przedstawiciele kuratorium mieliby tzw. głos pluralny. To oznacza, że kurator dysponowałby większą liczbą głosów. – Jest jednak obawa, że takie zmiany mogą wywołać oburzenie ze strony samorządów, które w dalszym ciągu chcą mieć wpływ na obsadę tych stanowisk – mówi nam urzędnik państwowy współpracujący z resorem edukacji.
O takich planach wiedzą też kuratorzy. I je popierają. – Samorządy są silne i może być problem z przekonaniem ich o słuszności tego rozwiązania. Z kolei rodzice nie chcą, aby w szkołach szerzyła się różnego rodzaju ideologia, jak to jest w przypadku np. Warszawy. Strażnikiem neutralności światopoglądowej i ideowej mogą być tylko ci kandydaci, których popiera organ nadzoru pedagogicznego – mówi jeden z kuratorów, który prosi o anonimowość.
Samorządy na „nie”
Obecnie, jeśli lokalny włodarz sympatyzuje z obozem rządzącym, to kurator zwykle zgadza się na wskazanego przez samorząd kandydata. W efekcie jest już osiem głosów na „tak” w stosunku do siedmiu pozostałych (dotyczy to wyboru ze związkami zawodowymi, reprezentacją rodziców i rady pedagogicznej). Ale już w takim mieście jak np. Warszawa, jeśli kurator jest przeciwny kandydatowi, na którego stawia ratusz, to wynik konkursu jest niepewny. Wystarczy, że samorząd przekona do swojej kandydatury rodziców, nauczycieli i związkowców zasiadających w komisji.
– Dyrektorzy nawet wolą, aby tak było, bo wyobraźmy sobie, że na to stanowisko trafia osoba, której nie akceptuje wójt lub prezydent miasta. Wtedy dyrektor cały czas będzie miał pod górkę, co oznacza choćby trudności z uzyskaniem jakichkolwiek dodatkowych środków – mówi Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Jego zdaniem, jeśli kurator za każdym razem miałby decydujący głos, to za każdym razem do konkursu obok przedstawiciela samorządowca, który np. ma za sobą jedną lub więcej kadencji, stawałby kandydat namaszczony przez organ nadzoru pedagogicznego. I zawsze by wygrywał.
Takie rozwiązanie nie podoba się też związkom zawodowym. – W sytuacji kiedy kurator będzie miał tzw. głos pluralny podczas głosowania, będzie tak jak w niektórych spółkach, gdzie jest zapisane, że wszyscy członkowie zarządu mają tyle samo udziałów, ale jeden z nich ma głos, który jest decydujący – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnych Związków Zawodowych „Forum-Oświata”. I przekonuje, że jeśli projektowane zmiany wejdą w życie, to można sobie odpuścić organizowanie konkursów. – Obecnie można powiedzieć, że jest jakaś równowaga, a po tych zmianach zawsze będzie obsadzany człowiek związany z władzą centralną, niezależnie od tego, kto rządzi w regionie – ocenia.
– Na miejscu samorządów powiedziałbym, że skoro kuratorzy chcą zarządzać szkołami i przedszkolami za pomocą swoich ludzi, to powinni też wziąć pełną odpowiedzialność za finansowanie i zarządzanie tymi placówkami – dodaje.
Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, również uważa, że takie rozwiązanie jest niedorzeczne, a brak współpracy dyrektora z organem prowadzącym może mieć negatywne skutki dla uczniów, rodziców i nauczycieli.
Zaś Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich ocenia, że to zamach na samorządność i centralizacja zadań oświatowych, w tym zarządzania placówkami.
Konkurs albo wydłużenie kadencji
Obecnie większość konkursów na stanowiska dyrektorskie została wstrzymana przez pandemię. – W Krakowie wszystkie konkursy, które były planowane lub przygotowywane, zostały zawieszone do 9 kwietnia br., czyli do kiedy trwają obostrzenia – potwierdza Tomasz Malicki, wicedyrektor Technikum nr 2 w Krakowie.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji i nauki w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. poz. 493 ze zm.) w przypadku konieczności obsadzenia stanowiska dyrektora przed 2 września 2021 r. organ prowadzący może wydłużyć jego kadencję nawet do pięciu lat – za zgodą kuratorium oświaty i po uzyskaniu opinii rady pedagogicznej i rady szkoły. W poprzednim roku obowiązywały podobne regulacje, ale dotyczyły konkursów, które powinny się odbyć przed początkiem roku szkolnego 2020/2021.
– Takich wniosków trafiło do nas kilka. Samorządy jednak wolą przeprowadzać konkursy niż wydłużać za naszą zgodą kadencje dyrektorów – mówi DGP Aurelia Michałowska, mazowiecki kurator oświaty.