Po wielu miesiącach resort edukacji na prośbę DGP udostępnił dane dotyczące stanu osobowego nauczycieli w ostatnich dwóch latach. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że w roku szkolnym 2020/2021 – czyli w czasie trwającej pandemii i nauki zdalnej – przybyło tysiąc etatów

Oświatowe związki zawodowe od pierwszych dni z koronawirusem ostrzegały, że nauczyciele masowo będą uciekać ze szkoły na emeryturę, świadczenia kompensacyjne lub urlopy dla poratowania zdrowia. Wszystko z obawy przed zakażeniem. Z danych, do których dotarł DGP, wynika, że nauczyciele zarazy się nie wystraszyli.

W roku szkolnym 2018/2019, a więc jeszcze przed pandemią, z oświaty odeszło z różnych powodów ponad 33 tys. nauczycieli. W następnym, już w czasie pandemii, ze swoim pracodawcą pożegnało się o 5 tys. nauczycieli mniej. Co prawda liczba odchodzących na emeryturę wzrosła o ponad tysiąc osób (do 6,1 tys.), ale nie było za to zapowiadanych masowych ucieczek na urlopy dla poratowania zdrowia. W rezultacie, biorąc pod uwagę tych, którzy przyszli na ich miejsce, w obecnym roku szkolnym liczba nauczycieli nie tylko nie zmalała, ale wzrosła o ponad tysiąc – do blisko 610 tys.

– Te dane pokazują, że pandemia i strach przed zakażeniem nie wpłynęły znacząco na decyzję pracowników oświaty, aby zmienić pracę lub zakończyć karierę. Mogę tylko stwierdzić, że mit siłaczki jest wciąż aktualny – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata” i członek Prezydium FZZ. I dodaje, że pandemia w żaden sposób nie zachęciła też władz samorządowych do likwidacji etatów.

– Subwencja oświatowa od lat nie rekompensuje nam wydatków na oświatę, ale nawet podczas pandemii trudno nagle zwalniać nauczycieli świetlicy lub pedagogów i psychologów, jeśli mogą być potrzebni dyrektorom – podkreśla Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Sami dyrektorzy szkół nie decydowali się na redukcję zatrudnienia, bo obawiali się ewentualnego dzielenia oddziałów na mniejsze grupy i naukę w tzw. bańkach. Resortowe dane pokazują, że w tym roku na ponad 600 tys. nauczycieli tylko 3,7 tys. otrzymało od nich wypowiedzenie umowy. Co ciekawe, tylko dziewięciu nauczycieli straciło zatrudnienie z powodu jednej lub dwóch negatywnych ocen swojej pracy.

W tym roku wypowiedzenie otrzymało tylko 3700 nauczycieli

– To, że w tym roku zatrudniono ponad tysiąc nowych nauczycieli, świadczy, że samorządy i dyrektorzy szkół dostrzegli, że w pandemii trzeba wesprzeć dotychczasową kadrę, a nie kolejny rok redukować liczby oddziałów i zwalniać pracowników. To ważne, bo uczniowie podczas nauki zdalnej i wymuszonej przez nią izolacji potrzebują częstszego wsparcia psychologa lub pedagoga, a także dodatkowej liczby nauczycieli wspomagających – komentuje te dane Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP).
Dodaje jednak, że resort edukacji wciąż nie chce ujawnić, ile rzeczywiście pracujących w likwidowanych gimnazjach – jak mówi obrazowo – trafiło na bruk.
Szkoły nie zwalniały
Podobnego zdania są inne związki, które wskazują, że w obecnym roku szkolnym mniej nauczycieli straciło pracę wskutek wypowiedzenia umowy, likwidacji oddziałów lub rozwiązania umowy za porozumieniem stron (patrz infografika). Dyrektorzy szkół musieli bowiem skupić się na wprowadzaniu nowych wytycznych sanitarnych i regulaminów, a samorządy musiały wygospodarować dodatkowe pieniądze (przy rządowym wsparciu) na zakup komputerów dla uczniów i nauczycieli.
Efekt? Arkusze organizacyjne na nowy rok szkolny 2020/2021 były przez organy prowadzące zatwierdzane bez dodatkowych zaleceń o obcinaniu etatów. Tym bardziej, że nie poniosą one z tego tytułu nadmiernych finansowych konsekwencji.
Dyrektorzy szkół mogli bowiem (i wciąż mogą) ograniczać zastępstwa i liczbę godzin ponadwymiarowych. W efekcie wynagrodzenie nauczycieli spada (zadeklarowało to 62 proc. badanych przez ZNP), ale wciąż mają oni stałą pracę.
Dyrektorzy szkół przyznają, że mimo pandemii po reformie i likwidacji gimnazjów w oświacie zapanowała względna stabilizacja.
– U nas nie ma żadnych ruchów kadrowych. Zgłosiło się kilku nauczycieli pytających o pracę, ale nie mam wolnych godzin – mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej.
Dodaje, że jeśli ktoś odchodzi z zawodu, to raczej na początku kariery. – Wtedy rzeczywiście bywa niełatwo, bo początki są zawsze trudne, a do tego płaca jest bardzo niska – tłumaczy.
Pedagodzy nie odchodzili
Anna Sala podkreśla, że mimo wielu trudności szkoła wciąż oferuje stabilną pracę, co podczas pandemii jest nie do przecenienia. W sytuacji kryzysu pracownicy obawiają się bowiem zmieniać pracę i chętniej trzymają się budżetówki, w tym samorządowych szkół i urzędów.
Resort edukacji przyczyn mniejszego odpływu nauczycieli z zawodu upatruje też we wzroście ich zarobków.
– Wpływ na tę stabilizację w dużej mierze ma systematyczny wzrost wynagrodzeń tej grupy zawodowej. Ostatnie podwyżki dla nauczycieli miały miejsce właśnie we wrześniu 2020 r. Wielu z nich z tego właśnie powodu mimo pandemii nie zdecydowało się na odejście z pracy – mówi Anna Ostrowska, rzecznik Ministerstwa Edukacji i Nauki.
Podkreśla, że od 2018 r. pensje nauczycieli wzrosły o ok. 28 proc. – To mocny argument, aby być dłużej czynnym zawodowo – kwituje rzeczniczka.
Odwrócony trend
W roku szkolnym 2014/2015 liczba dzieci i młodzieży szkolnej wynosiła 5,1 mln osób. Nauczycieli było około 643 tys. W tym i poprzednim roku szkolnym uczniów było 4,6 mln, a nauczycieli było odpowiednio 609,8 tys. i 608,7 tys. (co oznacza wzrost etatów rok do roku o około tysiąc).
Jak widać, nie sprawdziły się czarne prognozy Związku Nauczycielstwa Polskiego, który przekonywał, że wskutek wygaszania w ostatnich latach gimnazjów pracę może stracić kilkadziesiąt tys. nauczycieli. Choć liczba pedagogów zmniejszyła się w ostatnich kilku latach, odbywało się to proporcjonalnie do spadku liczby uczniów. Dane resortu edukacji za ostatnie dwa lata mogą jednak wskazywać na delikatne odwrócenie tego trendu. ©℗
Liczba etatów wynikająca z rozwiązania stosunku pracy