Ale co ciekawe, w porównaniu z rodzicami bardziej krytyczni w swoich opiniach są nauczyciele. Autorka badań profesor Beata Maria Nowak wylicza, że nauczyciele sygnalizowali m.in. potrzebę drugiego nauczyciela do pomocy, zbyt małe sale, zbyt dużą liczbę dzieci w klasie, łączenie w jednych klasach dzieci sześcioletnich i siedmioletnich.
Badanie przeprowadzono na reprezentacyjnej grupie 457 rodziców z 82 szkół i 155 nauczycieli pracujących w 89 szkołach. Szkoły te znajdują się w miastach średnich i dużych. Pominięto szkoły wiejskie ze względu na zbyt niski odsetek dzieci sześcioletnich w tych szkołach. To, jednak zdaniem szefa nauczycielskiej Solidarności Ryszarda Proksy, największy błąd tego badania i całej ustawy. Jak podkreślał w rozmowie z IAR, że nikt nie wziął pod uwagę małych miejscowości, gdzie w ogóle nie ma przedszkoli a są tylko punkty przedszkole. "Przecież to właśnie dzieci z tych miejscowości nie pójdą albo pójdą źle przygotowane do szkół" - dodał Proksa.
Autorzy raportu odpowiadają jednak, że większość, bo blisko 80 procent sześciolatków, mieszka właśnie w miastach i większych miasteczkach. Stąd pominięcie w raporcie mniejszych miejscowości. Rektor zapewnił też, że uczelni chodziło o pełną niezależność badawczą. Dlatego badanie było prowadzone za pomocą ankiet opracowanych w Pedagogium przez pracowników uczelni i na jej koszt.