Okrągły Stół Humanistyki okazał się klapą. Receptę na brak zainteresowania studiami m.in. na wydziałach filozoficznych, którą przedstawiło Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW), akademicy ocenili jako drobne próby naprawy sytuacji. A niektórzy poczuli się wręcz obrażeni.
Co zaproponował resort? Wprowadzenie przedmiotów humanistycznych jako zajęć do wyboru także na kierunkach technicznych i ścisłych. Ale żeby było sprawiedliwie, prof. Lena Kolarska-Bobińska, minister nauki i szkolnictwa wyższego, dodaje, że studenci kierunków humanistycznych mają być kształceni w zakresie podstaw ekonomii, informatyki, statystyki, czy matematyki. Resort obdarzy studentów 3–5 punktami ECTS, które będą mogli przeznaczyć na takie dodatkowe zajęcia (aby ukończyć, studia pięcioletnie student ma ich do wykorzystania 300 plus 30 zapasowych).
Po drugie, ministerstwo zapewniło, że w kolejnej edycji rządowego programu kierunków zamawianych znajdą się pieniądze na dotowanie umiejętności miękkich (np. komunikacji, retoryki).
Najważniejsza modyfikacja dotyczy jednak zmiany zasad płacenia za drugi kierunek. Będzie mogło go podejmować 20., a nie 10 proc. studentów. Stanie się tak, choć resort wskazał, że kryzys w kształceniu na kierunkach humanistycznych nie ma nic wspólnego z wprowadzaniem odpłatności za drugie studia. Liczba osób na nich studiujących spada od 2008 r., a odpłatność za drugi fakultet obowiązuje od roku.
– Te rozwiązania to kieszonkowe na otarcie łez – twierdzą jednak akademicy. Spodziewaliśmy się gruntowych reform. Nauki ścisłe są lepiej finansowane – dodają.
Nikt w tym sporze nie jest w stanie wskazać racjonalnych rozwiązań. Pewne jest jednak, że ta przepychanka między naukami ścisłymi i humanistycznymi nie ma sensu. Ich być czy nie być nie powinno zależeć od zysku, jaki przynosi wydział (czyli od liczby studentów). A tego podejścia nie da się zmienić bez rewolucji w finansowaniu szkół wyższych.