Środowisko naukowe apeluje do przewodniczących Krajowej Rady Sądownictwa i Krajowej Rady Prokuratury, by nie bagatelizowali spraw o plagiat w imię „starań o utrwalanie zasad etyki w zawodzie, który mieści się w grupie profesji zaufania publicznego”.
Środowisko naukowe apeluje do przewodniczących Krajowej Rady Sądownictwa i Krajowej Rady Prokuratury, by nie bagatelizowali spraw o plagiat w imię „starań o utrwalanie zasad etyki w zawodzie, który mieści się w grupie profesji zaufania publicznego”.
W liście podpisanym przez członków społecznego ruchu Obywatele Nauki czytamy: „Wśród szczególnie dotkliwych bolączek nękających nasze środowisko bardzo martwią nas przypadki uchybiania zasadom etyki (...). Jednym z nich jest zjawisko plagiatów, a zatem kradzieży własności intelektualnej, działanie na szkodę osób trzecich i wprowadzenie w błąd odbiorców prac naukowych”. Sygnatariusze dodają, że w związku z przypadkami umarzania spraw sądowych w postępowaniach przeciw osobom oskarżonym o plagiat w działalności naukowej przy odwołaniu się do niskiej szkodliwości społecznej czynu chcą zaapelować do instytucji odpowiedzialnych za postępowania sądowe o głębszą refleksję nad tą sprawą.
Jeden z sygnatariuszy Łukasz Niesiołowski przyznaje, że impulsem do napisania listu była ostatnia sprawa umorzenia sprawy o plagiat w Poznaniu. Na tamtejszym uniwersytecie jedna z wykładowczyń w swoim artykule splagiatowała publikację profesor z Kanady. Konsekwencji nie było. Sąd powołał się na niską szkodliwość czynu. – To częsta sytuacja. Sąd umarza, a uczelnie nie podejmują działań w oczekiwaniu na decyzje sądów. Boją się spraw o mobbing, które pracownicy wygrywają – mówi Niesiołowski.
Niedawno sąd też warunkowo umorzył sprawę plagiatu na KUL, o czym pisała „Gazeta Wyborcza”. Jeden z profesorów zamieścił w książce publikacje różnych autorów. To nie był pierwszy raz. Sędzia sam przyznał, że wina jest bezsporna. Po wyroku uczelnia rozwiązała umowę z profesorem.
Czasem to środowisko nie chce, by skandal z plagiatem wyszedł na jaw. Głośna była sprawa byłego rektora Akademii Medycznej we Wrocławiu, który przepisał część pracy habilitacyjnej. Dopiero po trzech latach sąd koleżeński naukowy ukarał go, odbierając tytuł i zakazując pracy na uczelni.
Sądom powszechnym zdarzają się też ostrzejsze wyroki. Trzy lata temu sąd w Toruniu zasądził 5 tys. zł grzywny i 30 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz pokrzywdzonej byłemu wykładowcy UMK. Ten przywłaszczył sobie obszerne fragmenty jej pracy doktorskiej. Inny naukowiec z tej samej placówki 4 lata temu dostał karę roku więzienia w zawieszeniu za kradzież fragmentów pracy autorstwa kolegi do publikacji artykułu pod swoim nazwiskiem.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama