Rektorzy walczą o pieniądze na prowadzenie studiów. Mogą to odczuć studenci uczący się bezpłatnie, bo jednym z pomysłów jest współfinansowanie kształcenia z własnej kieszeni.
ikona lupy />
Jak budżet dopłaca do kształcenia w niepublicznych szkołach wyższych / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) zapewnia, że wypracuje wspólnie z uczelniami publicznymi i niepublicznymi nowy system finasowania szkół wyższych. Na razie jednak te prywatne nie dostaną dodatkowych pieniędzy na dotowanie studiów licencjackich czy magisterskich. To skutek ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie szkół wyższych.
Rektorzy twierdzą, że resort gra na zwłokę i chce doprowadzić do ich upadku. Ten z kolei wskazuje, że w budżecie nie ma pieniędzy na wspomniany cel. Aby przyznać je niepublicznym placówkom trzeba byłoby uszczuplić fundusze dla tych publicznych. Na to jednak nie ma zgody. Rektorzy wskazują, jak można je uzyskać i proponują większe obciążenie studentów.

Pokłosie TK

Trybunał Konstytucyjny (sygn. akt K 16/13) orzekł, że zasady dotowania uczelni prywatnych powinny być określone w ustawie, a nie w rozporządzeniu. Jednak na to w najbliższym czasie nie ma szans. Resort nauki na razie będzie dotował tylko studia doktoranckie, lecz nie licencjackie czy magisterskie. Szczegółowe zasady fundowania studiów trzeciego stopnia zostały określone w projekcie nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, którym dzisiaj ma zająć się rząd. Resort nauki chce też wykreślić przepis, który umożliwiał wypłatę tych funduszy na studentów pierwszego i drugiego stopnia. Zatem publiczna dotacja obejmie jedynie kilka z 321 prywatnych szkół. Dla wielu z nich może to oznaczać likwidację.
Ministerstwo nauki twierdzi, że takie rozwiązanie jest zgodne z prawem.
– Musimy dostosować obecne przepisy do wyroku TK – poinformowała prof. Lena Kolarska-Bobińska, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
– Trzeba się zastanowić, w jaki sposób dotować ten system – dodaje.
Na przyznanie dodatkowych pieniędzy uczelnie niepubliczne na razie nie mogą jednak liczyć.
– Jeśli przepis gwarantujący uczelniom niepublicznym dotację zostanie wykreślony, to nie ma się co łudzić, że szybko te pieniądze do nas trafią. Przez to znaleźliśmy się w jeszcze trudniejszej sytuacji, niż byliśmy przed wydaniem wyroku trybunału – mówi prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Z tym zgadzają się prawnicy.
– Teraz, chcąc wykazać, że ograniczone dofinansowanie dla uczelni niepublicznych jest niezgodne z konstytucją, potrzebna będzie nowa skarga, w nowej sprawie – potwierdza Marcin Chałupka, prawnik, ekspert do spraw szkolnictwa wyższego.

Gra na zwłokę

– Pierwsze reakcje przedstawicieli rządu po orzeczeniu trybunału sugerują, że będą oni grali na zwłokę – uważa prof. Tadeusz Pomianek, prezes zarządu Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Edukacji.
Jego zdaniem, rząd jest świadomy, iż takie rozwiązanie doprowadzi do tego, że na rynku pozostaną tylko te szkoły niepubliczne, w których można łatwo otrzymać dyplom. Wówczas te państwowe, pozbawione konkurencji, nie będą miały żadnej motywacji, aby dbać o jakość kształcenia i gospodarność.
Rektorzy zapowiadają, że będą naciskać na posłów i senatorów, aby szybko uregulowali kwestie finansowania uczelni niepublicznych.
A na razie starają się walczyć o utrzymanie.
– 10 stycznia odbędzie się spotkanie uczelni niepublicznych zrzeszonych w Konfederacji Lewiatan. Chcemy przygotować wspólne stanowisko w sprawie finansowania takich placówek – zapowiada prof. Jerzy Malec, rektor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

Z czyjej kieszeni

Problem polega na tym, że wydzielenie pieniędzy uczelniom niepublicznym mogłoby odbić się na sytuacji szkół państwowych.
– Nie ma dodatkowych środków na finansowanie szkół wyższych. Jeśli rząd przyznałby dotację placówkom prywatnym, oznaczać by to mogło zmniejszenie środków dla publicznych. Założycielem tych ostatnich jest Skarb Państwa, a nie kapitał prywatny. Stąd może wynikać opór rządu – zaznacza prof. Tadeusz Luty, honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.
Już teraz oba sektory mają coraz większe problemy. Tylko w ubiegłym roku każdy odnotował po ponad 90 mln zł strat. Uczelnie prywatne łatwiej jest jednak zamknąć. W przypadku likwidacji państwowej szkoły wyższej konieczne jest uchwalenie ustawy. To w praktyce gwarantuje im funkcjonowanie.
– Opór środowiska przeciwko likwidacji może być bardzo silny, a koszty utrzymywania publicznej uczelni, która nie ma zysków, ponosi przecież budżet – wyjaśnia prof. Tadeusz Luty.
Rząd zatem robi wszystko, aby chronić przede wszystkim państwowe placówki. Nie tylko wstrzymuje się z przyznaniem wsparcia dla niepublicznych uczelni. Zadecydował też np. o zamknięciu kolegiów nauczycielskich.
– Osoby, które będą chciały zdecydować się na studia nauczycielskie, będą mogły rozpocząć naukę tylko w szkole wyższej. Teraz miały do wyboru także kolegium. Nie ulega wątpliwości, że o zamknięciu tych zakładów zabiegały szkoły wyższe, aby przejąć ich kandydatów i ratować się przed spadającą liczbą studentów – wskazuje Dorota Nożewska, nauczycielka w Kolegium Nauczycielskim w Zgierzu.
Problem braków budżetowych da się jednak rozwiązać.
– Po prostu trzeba w końcu zdecydować się na współfinansowane nauki. Studenci powinni ponosić część kosztów swojego kształcenia – tłumaczy prof. Tadeusz Luty.
Wyjaśnia, że mogliby zaciągać preferencyjne kredyty na kształcenie, które spłacaliby dopiero po jego ukończeniu.
– Takie rozwiązanie funkcjonuje na Zachodzie, ale nie u nas. A przecież szkolnictwo wyższe w Polsce jest niedofinasowane – wskazuje.
Pozwoliłoby to na wyrównanie szans obu sektorów bez ponoszenia przez budżet dodatkowych kosztów.