Coraz więcej polskich dzieci uczy się za granicą. W tym roku było ich ok. 56 tys., rok wcześniej blisko 47 tys. Jednym z powodów tego wzrostu jest 2. fala emigracji. Problem w tym, że niewielka liczba dzieci emigrantów podczas takiego wyjazdu uczy się języka polskiego. Te, które wracają, mają kłopoty z nauką w kraju. Przede wszystkim z pisaniem, czytaniem i historią.
Polscy uczniowie za granicą teoretycznie mogą doszkalać się w placówkach przy ambasadach. To szkolne punkty konsultacyjne, które są bezpłatne. Korzysta z nich ok. 14 tys. dzieci. Inną opcją – oprócz e-lerningu – są szkoły społeczne, które utrzymują się głównie z czesnego pobieranego od uczniów.
Zdaniem MEN to niesprawiedliwe, że za lekcje polskiego część rodziców musi płacić, gdy inni otrzymują taką edukację bezpłatnie. Resort planuje zmiany. W efekcie może się okazać, że wszyscy będą musieli płacić. Plan jest bowiem taki, by powoli przekształcać punkty konsultacyjne w szkoły społeczne, które byłyby wspierane finansowo przez rząd. MEN podkreśla, że na razie to wstępne pomysły i nie będą dotyczyć wszystkich szkół, a każda decyzja będzie poprzedzona indywidualnymi rozmowami z dyrektorami szkół i rodzicami. Nieoficjalnie dyrektorzy takich punktów twierdzą, że o projekcie dowiedzieli się z internetu i nikt ich nie pytał o zdanie.