"Stworzyliśmy system, który pozwala reagować na zarażenia (koronawirusem - PAP) także w szkołach. Jak dotąd funkcjonuje on dobrze, sprawnie. Tam gdzie pojawiają się zagrożenia interweniuje inspekcja sanitarna i wspólnie z dyrekcją szkoły i organem prowadzącym, czyli samorządem najczęściej, podejmują decyzję bądź o przechodzeniu grupy uczniów wraz z nauczycielami na kształcenie na odległość, bądź czasami całej szkoły" - powiedział Piontkowski w Polskim Radiu 24.
Przyznał, że "rzeczywiście wzrasta, w niewielkim na razie stopniu liczba szkół, które muszą na taki system przechodzić, ale ciągle jest to margines wszystkich placówek w Polsce". "Z danych, które mieliśmy w piątek jest to ciągle poniżej procenta" - poinformował.
"Chcemy, aby te szkoły, w których nie ma zagrożenia epidemiologicznego, mogły dalej funkcjonować" - poinformował. Zauważył, że "doświadczenie Polski i innych krajów pokazały, że kształcenie na odległość ma spore ograniczenia, a także konsekwentne negatywne skutki społeczne, psychologiczne".
"Wolelibyśmy uniknąć zamykania szkół na dłuższy czas, stąd na razie nie przewidujemy takiej decyzji, przy takim stanie epidemicznym (...) spokojnie ten system, który stworzyliśmy na początku sierpnia może działać" - powiedział. Czyli, jak wyjaśnił - "reakcja punktowo, tam gdzie jest realne zagrożenie w placówce lub zwiększone zagrożenie w danej gminie czy powiecie. "Wówczas sanepid może z własnej inicjatywy wystąpić do dyrektora szkoły z wnioskiem o przejście na kształcenie na odległość" - poinformował minister edukacji.