Zdalna nauka to jeden z wariantów kształcenia, który ma obowiązywać od 1 września. Jednak nie wszystkie szkoły są na to w pełni przygotowane, choć na zakup komputerów rząd przekazał już samorządom miliony złotych
W kwietniu resort edukacji i cyfryzacji uruchomił program „Zdalna szkoła”. Do samorządów na zlikwidowanie braków sprzętowych popłynęło 186 mln zł. Wsparcie okazało się jednak za małe. Szczególnie w dużych miastach, które mogły liczyć na dofinansowanie w ramach programu na poziomie 100 tys. zł. W Warszawie wystarczyło to na zabezpieczenie 0,3 proc. potrzeb. W Krakowie na zakup 120 tabletów. Dlatego rząd zdecydował się na drugą odsłonę programu i rozdysponowanie kolejnych 180 mln zł.
– Dzięki 165 tys. zł możliwy stał się zakup kolejnych 165 tabletów. Sprzęt trafi do uczniów z wielodzietnych rodzin, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej, jak również do nauczycieli. Zostanie przekazany w oparciu o informacje z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie oraz od dyrektorów szkół – wyjaśnia Dariusz Nowak z biura prasowego UM Krakowa.
Dodatkowe pieniądze pozwoliły też poprawić sytuację we Wrocławiu, Gdyni czy Lublinie. Władze Gdyni deklarują wręcz, że obecnie szkoły są w pełni przygotowana do zdalnej nauki, bo ci, którym brakowało komputera czy tabletu, takie narzędzia już otrzymali. Poza tym kadra pedagogiczna szybko przyswoiła sobie obsługę oprogramowania niezbędnego do prowadzenia lekcji online. Sytuacja poprawiła się także w Lublinie. – W marcu, zaraz po wprowadzeniu edukacji zdalnej, około 1600 uczniów miało ograniczony dostęp do komputera, w tym ponad 800 nie posiadało w domu żadnego sprzętu. By rozwiązać ten problem, pozyskaliśmy łącznie ponad 400 laptopów i tabletów o wartości ponad 500 tys. zł. Do tego należy doliczyć pomoc kilku organizacji i fundacji, a nawet osób prywatnych, które wspomagały lubelskie szkoły przy kompletowaniu sprzętu. Obecnie możemy powiedzieć, że w każdej rodzinie jest przynajmniej jeden komputer – informuje dr Mariusz Banach, zastępca prezydenta Miasta Lublin ds. oświaty i wychowania.
Poprawę sytuacji deklarują też mniejsze miejscowości. Lubań, aplikując o środki z dwóch programów, zakupił 42 laptopy i 70 punktów dostępowych do internetu na łączną kwotę 124 049,10 zł. Z kolei gmina Goniądz przekazała uczniom miejscowej szkoły 45 laptopów i 11 tabletów.
Samorządy przyznają, że jest lepiej, choć w wielu gminach kłopot z dostępem do sprzętu wciąż jest. Przykładem może być Olsztyn, w którym ciągle nie w każdym domu jest wystarczająca liczba komputerów.
– Od początku pandemii kupiliśmy 120 laptopów z pełnym oprogramowaniem i wyposażeniem, łącznie z dostępem do internetu. W najbliższych planach mamy zakup kolejnych 55 sztuk. Urządzenia wypożyczamy uczniom i nauczycielom. To jednak nie rozwiązało problemu – tłumaczy Marta Bartoszewicz, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta Olsztyna.
Niedobory są też w Warszawie – w marcu sprzętu nie miało ponad 17 tys. z ponad 208 tys. wszystkich uczniów oraz 5522 nauczycieli spośród ponad 30 tys. zatrudnionych w stołecznych szkołach publicznych. Dodatkowo kolejne ponad 4400 osób zgłaszało posiadanie sprzętu przestarzałego, który uniemożliwia normalną pracę.
Brak wystarczającego przygotowania szkół do zdalnej nauki potwierdzony został w badaniu przeprowadzonym przez Uniwersytet Warszawski wśród dyrektorów szkół, nauczycieli oraz uczniów z całej Polski. Aż 77 proc. nauczycieli zadeklarowało, że do prowadzenia zajęć online wykorzystywało wyłącznie prywatny sprzęt komputerowy. Za pomocą urządzeń otrzymanych przez szkołę, w której są zatrudnieni, edukację na odległość prowadziło 15 proc. nauczycieli, a 8 proc. robiło to zarówno przy wykorzystaniu własnego sprzętu, jak i służbowego komputera, czyli tego ze szkoły. Jeśli chodzi o uczniów, to 22 proc. zadeklarowało, że nie ma komputera na swój własny użytek, a na czas zajęć bierze urządzenie od rodziców lub rodzeństwa, czyli współdzieli urządzenie będące w domu.
Tymczasem jak podkreśla Marta Stachowiak, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Bydgoszczy, w przypadku zdalnego nauczania każdy nauczyciel, jak i uczeń, musi mieć dostęp do komputera oraz internetu.
– Nawet jeżeli ze strony szkoły zdalne nauczanie polegało na wysyłaniu przez nauczyciela poleceń do wykonania, to uczeń musi mieć w domu zaplecze do ich wykonania i przesłania zwrotnego. Nie wszyscy uczniowie i nauczyciele spełniają te warunki. Część nauczycieli oczekuje, że szkoła zapewni im potrzebny do pracy sprzęt, tak jak to robią inne zakłady pracy – dodaje Marta Stachowiak.
Dlatego, jak informuje Ministerstwo Cyfryzacji, niebawem do najbardziej potrzebujących szkół i uczniów trafi kolejne 30 tysięcy tabletów, a wraz z nimi usługa komórkowej transmisji danych. Sprzęt zostanie kupiony przez NASK w ramach projektu Ogólnopolska Sieć Edukacyjna. Koszt tego działania to 49 mln zł.
– Zależy nam na stałym zwiększaniu jakości i dostępności sprzętu w polskich szkołach. To niezbędne nie tylko w przypadku zdalnej edukacji, lecz i stałego podnoszenia kompetencji cyfrowych uczniów i nauczycieli – słyszymy w biurze prasowym MC.
Szkolenia potrzebne od zaraz
Ale do zdalnego nauczania potrzebny jest nie tylko sprzęt dla uczniów i nauczycieli, lecz też doświadczenie tych ostatnich z zakresu e-learningu. Rozwiązanie problemu w tym zakresie samorządy wzięły jednak na siebie, wspierając finansowo nauczycieli podnoszących kwalifikacje. W Krakowie na ten cel zarezerwowano ponad 5,1 mln zł. – Sytuacja związana z zawieszeniem zajęć w szkołach na wiosnę sprawiła, że wielu nauczycieli, dostrzegając potrzebę podnoszenia swoich kwalifikacji w tym zakresie, poświęcało czas na indywidualne szkolenia dotyczące e-learningu – mówi Ewa Całus, dyrektorka wydziału edukacji UM Krakowa.
W przypadku Gdańska pomocna w tym zakresie okazała się Gdańska Platforma Edukacyjna, gdzie nauczyciele dokształcali się poprzez uczestnictwo w grupach na Facebooku, korzystając z filmików instruktażowych, uczestnicząc w webinariach czy indywidualnych sesjach organizowanych przez samorząd w ramach środków na dokształcanie nauczycieli.
Z kolei w Warszawie od dłuższego czasu trwają prace nad udostępnieniem ogólnowarszawskiego, jednolitego cyfrowego środowiska pracy szkół, przedszkoli i innych placówek, który ma być oparty o MS 365. W ciągu trzech lat na 29 tys. licencji dla nauczycieli i 250 tys. licencji dla uczniów miasto wyda 12 mln zł. Przy czym urząd już wiosną przeprowadził pilotaż, a od września na platformie będzie pracować ok. 250 szkół, 14 tys. nauczycieli i ponad 100 tys. uczniów. Projekt oprócz licencji i rozwiązań technicznych obejmuje także działania szkoleniowe dla nauczycieli oraz animację współpracy zarówno wewnątrz środowiska edukacyjnego, jak i z zewnętrznymi partnerami.
Jednak zdaniem samorządowców należałoby przygotować ogólnopolski system nauczania zdalnego. JST już wystąpiły z postulatem jego utworzenia. Szczególnie że, jak tłumaczą, wprowadzenie tego typu rozwiązań byłoby pomocne nie tylko w sytuacji zawieszenia zajęć dydaktyczno-wychowawczych w szkołach w związku z zagrożeniem epidemiologicznym, lecz także na co dzień, chociażby w przypadku uczniów korzystających z nauczania indywidualnego i indywidualnej ścieżki kształcenia. Ogólnopolski system nauczania zdalnego pozwoliłby także zniwelować takie bariery, jak stan zdrowia ucznia, który wielu młodym osobom utrudnia udział w zajęciach, czy też odległe miejsce zamieszkania.
Obawiają się dysproporcji
Przypomnijmy, zgodnie z nowymi wytycznymi rządu zdalne nauczanie będzie mógł wprowadzić dyrektor, ale za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii państwowego powiatowego inspektora sanitarnego. Decyzja ta powinna być również poprzedzona wcześniejszym przygotowaniem placówki do takiej formy nauki. Bo jak zauważają eksperci, uregulowanie zdalnego nauczania to sprawa bardzo skomplikowana.
Wbrew opinii np. MEN, że dotychczas szło świetnie, wcale tak nie jest, bo normalnie taki proces zajmuje lata przygotowań, wdrażania, ocen i poprawiania. – Uwaga powinna być skierowana zarówno na czynniki techniczne, jak i dostęp uczniów i nauczycieli do narzędzi, a także ustalenia sposobu przekazywania treści. Czy ma to być wykład, zwykłe wysyłanie prac do zrobienia, metoda jak na lekcji „na żywo”. Dotychczas zdalne nauczanie funkcjonowało różnie. De facto tyle było sposobów jego prowadzenia, ile jest szkół – wyjaśnia Robert Kamionowski, radca prawny, partner w kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office. Ekspert przy okazji zadaje pytanie, czy MEN ma realny pomysł na wsparcie, bo telewizja edukacyjna prowadzona przed wakacjami to w zasadzie nieporozumienie. Porównuje ją wręcz do znanego z PRL-u programu technikum rolniczego, który niewiele miał wspólnego z nauczaniem, bo wnosił niewiele albo prawie nic.
– Potrzeba spójnej wizji i modelu. Należy zadać sobie pytanie, czy w sieci nauczamy, kopiując po prostu normalne zajęcia, czy też ma to być całkowicie inny model pracy z uczniami. Ministerstwo nie ma na to żadnego pomysłu, wszystko leży na barkach szkół – tłumaczy Robert Kamionowski. Do tego dochodzi jeszcze opracowanie przez dyrektora – we współpracy z nauczycielami – reguł zdalnego nauczania, chodzi m.in. o tygodniowe zakresy treści nauczania, rozkłady czasowe, zasady sprawdzania postępów uczniów czy egzaminy. – To oczywiście wymaga sporządzenia dokumentów, dotychczas zwykle były to zarządzenia dyrektora regulujące zasady i tryb realizacji nauczania z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość – tłumaczy Robert Kamionowski.
Zdaniem samorządów opracowanie ogólnych reguł zdalnego nauczania jest niezbędne. Uważają, że MEN powinno przygotować na ten temat rozporządzenie, aby szkoły na jego podstawie mogły opracować wewnętrzne regulaminy. Bo jeśli nie będzie jasno określone, w jakiej formie nauczanie zdalne ma być realizowane, to szybko dojdzie do pogłębienia dysproporcji pomiędzy uczniami nie tylko na poziomie całego kraju, lecz także województw, powiatów, a nawet gmin. Tymczasem ich zniwelowanie będzie trudne, gdy uczniowie już wrócą do szkół.
– Należy zwrócić uwagę, że opracowanie regulaminu wiąże się z kosztami. Dlatego musi to być zrobione na szczeblu rządowym i na to powinny być dodatkowe środki finansowe ze strony rządu – twierdzi Marta Stachowiak.
Na razie miasta i gminy, a co za tym dyrektorzy szkół, nie czekając na pomoc państwa, próbują na własna rękę opracować zasady. Szczególnie że z zaleceń rządu wynika wprost, iż to dyrektorzy opracowują wewnętrzny regulamin lub procedury funkcjonowania szkoły w czasie epidemii z uwzględnieniem specyfiki placówki oraz zaleceń wskazanych w przedmiotowych wytycznych MEN, MZ, GIS oraz aktualnych przepisach.
– Oczywiście, że najlepszy byłby regulamin otrzymany z MEN, ale przypuszczając, że takiego może nie być, sami przygotowujemy zestaw dobrych praktyk. Mamy wypracowane przez nasze szkoły bardzo dobre i sprawdzone rozwiązania i chcemy we wrześniu przekazać je wszystkim placówkom należącym do samorządu – przyznaje dr Mariusz Banach.
Podsumowanie trwa
Wprowadzenie w marcu zdalnego nauczania było trudnym eksperymentem i jego skutki zdaniem ekspertów są jeszcze trudne do oszacowania. Jedno jest natomiast pewne, dzięki niemu zwiększyło się wykorzystanie nowych technologii w oświacie. Nauczyciele, aby urozmaicać lekcje, musieli też sięgnąć po nowe metody pracy. Zwiększyło się wśród nich także wykorzystanie platform umożliwiających komunikację synchroniczną, m.in. MS Teams, Zoom czy Google Hangouts. Z kolei uczniowie zmienili podejście do korzystania z internetu, który stał się dla nich nie tylko narzędziem rozrywki, lecz także miejscem do samodzielnego wyszukiwania przydatnych materiałów i treści, czyli przydatnym narzędziem naukowym. Zdalna nauka wpłynęła także pozytywnie na usamodzielnienie się dzieci – rodzice w różnego rodzaju badaniach zwracają uwagę, że obecnie ich pociechy oczekują mniejszego wsparcia przy odrabianiu lekcji, ponadto stały się bardziej obowiązkowe. Wreszcie, zdaniem ekspertów, mimo wielu przeszkód udało się utrzymać więzi klasowe. Tym samym nie sprawdziła się teza, że zdalne nauczanie prowadzi do ich rozerwania.
– To zasługa stosowania różnych narzędzi elektronicznych do komunikacji. Dzięki nim ta więź między uczniami, zwłaszcza w oddziałach klasowych, stale się rozwijała. Zwracam tu szczególną uwagę na zaangażowanie pedagogów szkolnych. Trzeba też docenić trud wychowawców, którzy często ryzykując własnym zdrowiem, podjęli ogromny wysiłek związany z dotarciem do tzw. uczniów zagubionych. Dotyczy to przede wszystkim pierwszego okresu edukacji zdalnej. W Lublinie na 56 tys. uczniów pod koniec roku szkolnego mieliśmy utrudniony kontakt jedynie z ok. 200 uczniami – mówi dr Mariusz Banach.
Zdalna nauka uzmysłowiła też wszystkim, jak ważna i trudna jest praca nauczycieli, którzy muszą mieć nie tylko wiedzę, lecz także umieć ją przekazywać, a także sprawnie komunikować się z uczniami na odległość. Wreszcie dzięki zdalnemu nauczaniu nastąpiło otwarcie jeszcze bardziej partnerskiej relacji młodzieży z pedagogami. Samorządy zwracają jednak uwagę na inne, negatywne dla nich, konsekwencje zdalnego nauczania. Chodzi o znaczący wzrost kosztów ponoszonych na edukację, co było związane m.in. z koniecznością zakupu dodatkowego wyposażenia. Więcej pieniędzy JST musiały też wydać na środki czystości i dezynfekcję. Do tego dochodzą nadgodziny nauczycieli, którzy realizowali zajęcia w zastępstwie za kolegów, którzy z uwagi na COVID-19 nie mogli pracować. Nic więc dziwnego, że samorządy znów zaczynają głośno mówić o potrzebie zwiększania nakładów na oświatę.
WAŻNEJeszcze do 30 września gminy mogą aplikować o środki z rządowego programu „Zdalna szkoła plus”. Pieniądze z tego źródła mogą być przeznaczone na zakup sprzętu do placówek oświatowych. Do rozdysponowania zostało jeszcze ok. 3 mln zł.