A gdyby tak te 30 miliardów… Fakt, że państwo Polek i Polaków jednocześnie wypuszcza na rynek bajońskie sumy z tarczą i na tarczy oraz chce wydać 30 mld zł na przekop Mierzei Wiślanej, każdemu uruchamia wyobraźnię.
Pieniądze są, gdzieś były do tej pory ukryte, no i znalazł je, kto chciał. Ma ich tak dużo, że aż nie wie, na co wydać – stąd kopanie mierzei. Trudno jest jasno wyrokować, czy Centralny Port Komunikacyjny ma szansę, trudno jasno wskazać na długo falowe efekty 500+.
Co do uwalniania potencjału Elbląga i Fromborka za pomocą 30 mld zł łatwo o sceptycyzm (Jezu, za takie pieniądze to Kopernik wstrzymałby nie tylko Słońce, ale i ze trzy planety na dokładkę). Marzenia same pchają się do serca: na co by można wydać takie pieniądze, zamiast na miniaturę kanału Sueskiego?
Odpowiedź prosta – na technika. Wśród nich są szkoły przechowalnie, ale są i szkoły uczące ambitnie i ciekawie, tyle że stosunkowo drogo. A powinny jeszcze drożej, po wymianie części kadry, po stworzeniu mniejszych grup, po rezygnacji z egzaminów zawodowych i zastąpieniu ich certyfikatami wydawanymi przez uznane w kraju i za granicą firmy. Należy rozwijać sieć techników dobrych i nowatorskich, a wygasić technika istniejące z nawyku. Gdyby przez 10 lat inwestować w ten sektor po dodatkowe 3 mld zł rocznie, stworzylibyśmy z absolwentów i nauczycieli techników ponadczasową tarczę antykryzysową. I procywilizacyjną, bo cywilizacje i dobrobyt w większym stopniu tworzą ludzie niż inwestycje z betonu. Młodzież dzisiejsza spragniona jest sprawczości. Technikum wydaje się idealną odpowiedzią – zwłaszcza, kiedy rozwinie ocenianie wykonywanych zadań, a zwinie upajanie się teorią i sprawo zdawczością, żółtymi flagami polskiej edukacji XXI wieku…
No i się człowiek rozmarzył, już buja w obłokach. Po spadnięciu na ziemię znowu widzi się lepiej rzeczywistość – żaden normalny polski rząd nie wyda na szkoły takich pieniędzy, jakie wyda na własne marzenia.