Minister edukacji pytany był przez dziennikarzy o opublikowanie przez "Wspólnotę Parczewską" listy nazwisk kilkudziesięciu nauczycieli z ich dokładnymi zarobkami. Według dziennikarzy powinny być one jawne, ich zdanie podziela Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie. Piontkowski pytany był, czy ta publikacja to dobra praktyka i czy powinna być powszechna.
"Rozmawialiśmy już o tym w ministerstwie. Byliśmy zaskoczeni takim orzeczeniem sądu. Wydaje nam się, że tutaj przepisy o ochronie danych osobowych powinny ewidentnie zadziałać. Rozumielibyśmy, gdyby sąd nakazał ujawnienie, że nauczyciele zarabiają od - powiedzmy - 500 czy 100 zł do 3, 5, czy iluś tam tysięcy złotych. Natomiast ujawnienie imienia i nazwiska osoby, która pracuje w szkole i wysokości jej zarobków, wydaje nam się niezgodne z przepisami" - powiedział szef MEN.
"Równie dobrze możemy teraz zapytać każdego z sędziów tego sądu, który wydał orzeczenie, ile on zarabia i poproszenie, by z imieniem i nazwiskiem podał wykaz swoich zarobków" - dodał.
Sprawa opublikowania w ostatnich tygodniach listy nazwisk kilkudziesięciu nauczycieli z ich dokładnymi zarobkami opisana została w ubiegłym tygodniu przez portal TVN24. Według niego, sprawa sięga wiosny ub.r. - czasu przygotowań do ogólnopolskiego strajku nauczycieli. To wtedy - zwykle bezskutecznie - z wnioskami o upublicznienie pensji do dyrektorów szkół występowali m.in. przedstawiciele lokalnych mediów i organizacji pozarządowych. Wśród nich znaleźli się m.in. dziennikarze "Wspólnoty Parczewskiej", czyli pisma wchodzącego w skład "Tygodnika Lokalnego Wspólnota". Złożyli oni skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie na dyrektorów części lokalnych szkół w związku z tym, że nie chcieli ujawnić pełnej listy płac. Dyrektorzy ci ujawnili wcześniej zarobki nauczycieli, ale bez ich nazwisk. Wydawca stał jednak na stanowisku, że nauczyciel wykonuje funkcję publiczną i jego zarobki powinny być jawne. WSA przyznał rację dziennikarzom.