Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało długo wyczekiwaną listę czasopism. Stworzona przez ekspertów miała być zachętą, by publikować w najlepszych światowych tytułach, ale jednocześnie dać szansę dobrym polskim periodykom naukowym. Z pierwszych wniosków środowiska naukowego wynika, że ciężko jest znaleźć osobę, która nowy wykaz ocenia pozytywnie.

Ustawa 2.0 zakłada zupełnie nowy, projakościowy sposób ewaluacji uczelni. Co to oznacza? W skrócie, ocenie będzie podlegał dorobek wszystkich pracowników naukowych w ramach danej dziedziny. Osoby, które przypisały się np. do dziedziny prawo, a pracują na różnych wydziałach, będą oceniane razem. Wszyscy będą musieli przedstawić swoje cztery najlepsze publikacje (najlepsze, czyli opublikowane w najwyżej punktowanych czasopismach lub, w przypadku monografii, wydawnictwach). Tu dochodzimy do pierwszego absurdu, który sygnalizowano już na początku prac nad reformą. Weszła ona w życie w środku okresu parametrycznego, a nowy wykaz czasopism został opublikowany na rok przed jego końcem. Przez trzy lata naukowcy publikowali swoje prace w czasopismach, które na koniec mogą okazać się niewiele warte. Zasady gry zmieniono w jej trakcie, co może wypaczyć jej wynik. Przykład? Na liście ministerialnej brakuje m.in. "Meandra" (dotychczas 10 pkt), "Eosa" (dotychczas 13 pkt), "Symbolae Philologorum Posnaniensium Graecae et Latinae" (dotychczas 13 pkt), "Electrum", czasopismo historyczne, w którym publikowali również filolodzy (dotychczas 11 pkt). Co to oznacza w praktyce? Jeżeli ktoś w 2019 roku publikował w tych czasopismach, otrzyma tylko 5 punktów (bo tyle warta jest publikacja w czasopismach naukowych, które nie znalazły się na liście). Za wcześniejsze lata punkty liczą się tak, jak do tej pory.

Kuriozów z porównaniem starej i nowej punktacji jest więcej i wskazują je przedstawiciele wielu dziedzin.

Najważniejszym punktem odniesienia dla ustalenia nowej punktacji miała być baza Scopus oraz beneficjenci programu „Wsparcie dla czasopism naukowych”. Po konsultacjach wykaz został jednak rozszerzony o czasopisma z Web of Science, EIRH+ (z zakresu nauk humanistycznych, społecznych i teologicznych), a także o recenzowane materiały z konferencji międzynarodowych, które zostały ujęte w międzynarodowej bazie DBLP Computer Science Bibliography – w przypadku konferencji uwzględnionych w The Computing Research and Education Association of Australasia (CORE). Okazało się jednak, że w wykazie MNiSW czasopisma ujęte do tej pory w bazie Scopus mają mniej punktów niż te, których w nich nie było; albo, jak wyliczył facebookowy profil „Filozofia w Praktyce” prowadzony przez Interdyscyplinarne Centrum Etyki UJ, tym, które w bazie Scopus są lepiej notowane („Diametros”), ministerstwo przyznało mniej punktów niż tym, które mają słabsze wskaźniki („Teksty Drugie”). Wątpliwości może budzić także ocena polskich czasopism w porównaniu do zagranicznych. Przypomnijmy: miało być tak, że 500 wyselekcjonowanych czasopism polskich otrzyma wsparcie finansowe, aby zbliżyć się do poziomu światowego. Okazało się, że wystarczy ocena zespołów eksperckich, aby ten poziom osiągnąć, ponieważ część z polskich tytułów została oceniona tak samo, bądź nawet lepiej niż te zagraniczne.

Trudne do zrozumienia różnice pojawiają się też między czasopismami zagranicznymi. Przykładowo, jak wskazuje „Filozofia w Praktyce”, mało znane czasopismo o etyce chrześcijańskiej zostało zrównane w punktacji z najlepszymi tytułami, takimi jak "Ethics".

W końcu – niektóre czasopisma zostały błędnie przypisane do dyscyplin (Language Testing to m.in, nauki o zdrowie a Language Learning & Technology - m.in inżynieria biomedyczna), a niektóre znalazły się w nim, mimo że już się nie ukazują.

Problem "niesprawiedliwości" punktowej dotyczy również różnej punktacji tych samych czasopism w różnych latach. Najbliższa ewaluacja dorobku naukowego obejmie lata 2017-2020. Jeśli chodzi o artykuły w czasopismach naukowych, te, które zostały opublikowane w latach 2017 i 2018, będą punktowane według starego wykazu, a te opublikowane w latach 2019 i 2020 – według nowego. Inaczej wygląda kwestia publikacji książkowych i autorstwa rozdziałów – w tym przypadku prace naukowe opublikowane w całym okresie sprawozdawczym będą rozliczane według nowych kryteriów opracowanych przez MNiSW pod kierownictwem Gowina. W odniesieniu do artykułów w czasopismach sytuacja nie wydaje się specjalnie niesprawiedliwa. Wszyscy zostaną ocenieni według tego samego schematu, choć w dużej mierze o wynikach oceny przesądzi traf. Przykładowo, jeśli jedna osoba zakończyła badania w roku 2017, a dane czasopismo opublikowało jej artykuł w roku 2018, natomiast inna osoba zakończyła badania w 2018, skierowała artykuł do tego samego czasopisma, które opublikowało go w 2019 r., to osoba, która wysłała artykuł później może zyskać do 150 punktów, jeśli chodzi o czasopismo międzynarodowe oraz nawet kilkadziesiąt w przypadku czasopisma polskiego. Wcześniejsza skala zakładała bowiem do 50 punktów za artykuł w czasopiśmie zagranicznym i do 15 za tekst w polskim. Obecnie jest to odpowiednio 200 i 100. Już same te różnice wskazują na to, że o pozycji danych naukowców zadecyduje los.

Sytuacja ta wygląda jeszcze gorzej w przypadku zestawienia artykułów i publikacji książkowych. Tyczy się to zwłaszcza publikacji pojedynczych rozdziałów w pracach zbiorowych. Według wcześniejszych regulacji, które podążały za trendami światowymi, bodźce były skierowane na publikację w czasopismach, ponieważ za rozdział można było otrzymać tylko 5 punktów. Zatem racjonalnie postępujący naukowiec starał się opublikować tekst w czasopiśmie za więcej niż 5 punktów. Teraz jednak okazuje się, że działające wstecz regulacje premiują wcześniej deprecjonowane rozdziały, gdyż za ich autorstwo w latach 2017-2018 otrzymuje się nie 5, ale 20 punktów, podczas gdy punktacja czasopism za te lata zostaje po staremu. W efekcie, naukowiec racjonalnie maksymalizujący wartość swojego dorobku w 2017 roku okazał się działać na swoją niekorzyść. Jednak nie mógł o tym wiedzieć. Udało się za to tym, którzy popełnili teksty np. do legendarnych już ksiąg pamiątkowych, publikacje w których często nie spełniają standardów czasopism, a przypomnijmy, że ministerstwo zachęca do publikowania właśnie w czasopismach.

- Przede wszystkim dobrze, że ten wykaz w końcu się pokazał. Uprości on uczelniom przygotowanie się między innymi do okresowej oceny pracowniczej, która musi zostać dokonana do końca przyszłego roku i pozwoli również lepiej przygotować do czekającej uczelnie ewaluacji. Problemem w tworzeniu tego wykazu była liczba czasopism, która musiała zostać uwzględniona i stąd też duże opóźnienie. W tej chwili jest ich ponad 30 tysięcy. Sam system kwalifikacji uwzględniał też ocenę ekspercką, która wymaga czasu - podsumowuje Piotr Pokorny, ekspert z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego.

No dobrze, ale dlaczego to wszystko jest takie ważne? Ponieważ ewaluacja wpłynie na przyznanie kategorii dyscyplinom. Poszczególnym dyscyplinom przyznawane będą kategorie naukowe: A+, A, B+, B albo C. Od nich zależą uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów oraz możliwość uzyskania elitarnego statutu uczelni badawczej, a wreszcie kwota subwencji, czyli środków finansowych, które jednostki naukowe otrzymują z budżetu państwa.