Eksperci uważają, że dążenie do umiędzynarodowienia polskiej nauki będzie fikcją. Winny jest nowy wykaz wydawnictw.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) opublikowało niedawno pierwszą wersję nowego wykazu wydawnictw, w których publikacje są brane pod uwagę przy ocenie pracowniczej i ewaluacji poziomu prowadzonej przez uczelnię działalności naukowej.
– Za wyższą oceną szkoły wyższej idą większe pieniądze – tłumaczy prof. Piotr Stec, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Opolskiego.
Uwagi naukowców
Do opublikowanej przez resort listy sporo zastrzeżeń mają akademicy. Zwracają uwagę, że zaproponowany przez MNiSW wykaz wydawnictw bazuje na rozwiązaniach, które w swoich systemach oceny jakości działalności naukowej wprowadziły już Hiszpania, Finlandia i Norwegia.
– Brakuje w nim jednak wielu wydawnictw międzynarodowych, które są ujęte we wspomnianych spisach zagranicznych – na przykład tych, w których publikują prawnicy– zwraca uwagę prof. Stec.
Podkreśla, że problem polega również na tym, że za publikację w wielu wydawnictwach międzynarodowych otrzymuje się tyle samo punktów co za wydrukowanie tekstu w podrzędnych polskich wydawnictwach umieszczonych na liście.
– Rozumiem, że wykaz ma być ukłonem w stronę humanistów, którzy obawiali się, że nie będą mieli gdzie publikować, ale taka jego wersja spowoduje, że dążenie do umiędzynarodowienia polskiej nauki stanie się fikcją. Łatwiej będzie publikować na krajowym podwórku niż przechodzić żmudny proces weryfikacji za granicą – zaznacza profesor.
W podobnym tonie wypowiada dr Marta Sukiennicka z Instytutu Filologii Romańskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
– Za publikację w polskiej Bellonie, która specjalizuje się w literaturze historycznej i militarnej, oraz w Éditions de la Sorbonne otrzymuje się tyle samo punktów – 80. To sprzeczne z założeniami reformy szkolnictwa wyższego, która miała przecież promować publikowanie w wydawnictwach, które drukują monografie wnoszące istotny wkład w rozwój światowej nauki – zaznacza dr Sukiennicka.
Stagnacja intelektualna
W ocenie ekspertki lista wydawnictw jest niekompletna, nierówna i dowartościowuje publikacje pisane po angielsku kosztem innych języków obcych.
– Zaproponowany spis oceniam negatywnie. Ministerstwo chciało wyeliminować monografie pseudonaukowe, ale wykaz obejmuje nadal sporo wydawców, którzy publikują książki dalekie od standardów akademickich – podkreśla dr Marta Sukiennicka.
Obawia się, że gdy nowa lista zacznie obowiązywać, trudno będzie przekonać władze wydziału do finansowania publikacji w droższych wydawnictwach (niektóre pobierają opłaty za wydawanie książek naukowych), które znajdują się w tym samym przedziale punktowym co tańsze.
– Skazuje to naukowców na publikowanie u siebie, w swoich macierzystych uczelniach, co nie sprzyja wymianie myśli – tłumaczy.
To jeszcze nie koniec
Resort zaznacza, że ogłoszony wykaz jest dopiero pierwszą formą sklasyfikowania wydawnictw na potrzeby ewaluacji jakości działalności naukowej. Te, które nie znalazły się w spisie, będą mogły złożyć wnioski o dopisanie ich do niego. Oceny podań dokona Komisja Ewaluacji Nauki.
Ale i tutaj pojawiają się wątpliwości.
– Nie znamy trybu dokonywania tych zgłoszeń ani szczegółowych kryteriów oceny – mówi prof. Stec.
Marta Sukiennicka sugeruje, że furtka otwarta przez ministerstwo, polegająca na możliwości dopisania wydawnictwa na listę po indywidualnej ewaluacji przez KEN, może okazać się nieskuteczna.
– Kto zdecyduje się inwestować w kota w worku – nawet jeśli to znane zagraniczne wydawnictwo – skoro można opublikować tekst bezpiecznie w lokalnym wydawnictwie – pyta retorycznie.